eGNOSIS

Donat Kirsch — 
— historia pisarza, który nie chce pisać   cz. II

Andrzej Kanclerz

Andrzej Kanclerz
(ur. 1963
  w Tarnowskich Górach, gdzie mieszka)

Laureat wielu konkursów poetyckich. Utwory drukował w antologiach oraz wydał następujące tomiki wierszy: Ołtarz obnażony (fragmenty) (1986) , Wszyscy garną się do metafizyki (1989), Negatywy (26 poematów prozą) (1990), Gołąb clochard (1992), Kleopatra i hipochondryk (1998), H i Q, (2002), Poezja żołądkowa gorzka (2002),

Dźwiękowy tomik poetycki (2002 i 2004) – na płycie CD, Ludzie bez strychów [w:] Wiersze i historie do opowiadania (2006).

Dramat w dwóch aktach   Aurelia albo Thanatos ogolony (1992). 

Zbiór opowiadań Boguś Wietnamczyk i inne historie do opowiadania [w:] Wiersze i historie do opowiadania (2006). 

Jest członkiem Związku Literatów Polskich i Górnośląskiego Towarzystwa Literackiego. Pracuje jako nauczyciel w jednej z tarnogórskich szkół.

 

 

PASAŻ

 

„Po polsku nie napisałem nic od czasu eseju Elaborat, który ukazał się na łamach »Twórczości« w 1981 roku” — twierdzi autor w liście do mnie. Ostatnie publikacje Kirscha ukazały się już po jego wyjeździe z Polski. Konsekwencją emigracji pisarza było zerwanie przez wydawnictwo „Czytelnik” umowy na wydanie powieści Pasaż. W połowie lat osiemdziesiątych Wydawnictwo Bydgoskie zwróciło się do niego z półoficjalną propozycją opublikowania tej powieści, ale autor nie wyraził zgody, ponieważ nie widział sensu drukowania w komunistycznej Polsce. W 1989 roku powieść Pasaż wydało podziemne wydawnictwo Lecha Robakiewicza w minimalnym nakładzie. Obecnie zdobycie tej książki jest niemal zupełnie niemożliwe. Mogłem się z nią zapoznać dzięki temu, że Donat Kirsch przysłał mi zeskanowaną kopię maszynopisu.

Struktura powieści Pasaż jest następująca: akcja powieści zajmuje siedem dni 1970 roku i jest metaforą procesu tworzenia świata, przez który to proces przechodzimy w wieku dorastania. W pewnym sensie jest to świadoma kontynuacja opowiadania Nasz pierwszy świat, o którym piszę poniżej.

Powieść ma troje głównych bohaterów: Dawida, Daniela i Marię i każdemu z nich odpowiada specyficzny typ narracji. Narracja głównego bohatera rozpoczyna się od równoważników zdań i kończy na pełnym użyciu czasowników (patrz opis miasta w następnym akapicie). Początkowy bełkot rozwija się w pełne zdania najpierw w środku, a później ku końcowi powieści. Jest to metoda przybliżania języka, używana przez Shannona. Głównym osiągnięciem Shannona było, że udowodnił, że komunikacja jest możliwa poprzez szum istniejący w kanale przekazu. Wydaje się, że tego typu użycie języka dobrze pokazuje psychologiczne zmiany bez natrętnego wnikania w mroki ludzkich dusz. Narracje dwojga pozostałych bohaterów pozostają w stylu strumienia świadomości, przepojonego elementami symbolizmu psychodelicznej ery dzieci-kwiatów i antypowieści.

Zamiast biblijnego opisu stworzenia świata autor użył hymnów Rigwedy rozdzielonych na fazy korespondujące z biblijnymi dniami. Akcja powieści umiejscowiona została w Tarnowskich Górach (występujących pod inicjałami GT) — przeważająca część rozgrywa się w liceum, w domu Dawida i jego brata Sebastiana oraz w drodze pomiędzy domem a szkołą. Pojawiają się opisy miasta:

 

Powrót do domu przez miasto. Wszystko ciemniejące, dlaczego ludzie nie zostawiający siebie nawzajem w spokoju, oczywiście strach. Topole jeszcze jakoś puste, nim będą ciemnozielone, błyszczące liśćmi w mroku. Co tylko zapach ziemi w braku wiatru. Niedługo kwitnienie bzu — upodobanie do tego zapachu — to wszystko łączące ludzi, coś tam jeszcze, ale wszyscy lubiący zapach bzu. Czeremcha — oszałamiająca. Naprawdę będę wszystkim, lecz nigdy klonem, roślinność dotykający — jeśli tylko jest.

KRZYK MEW?

RYNEK JESY DUŻY, JEST TU STUDNIA NA ŚRODKU, A W OTACZAJĄCYCH GO DOMACH: TRZY RESTAURACJE, RATUSZ, EWANGELICKI KOŚCIÓŁ, SKLEPY Z: NASIONAMI, MOTOCYKLAMI, SPORTOWY ORAZ DWA SPOŻYWCZE, Z ZIOŁAMI, PASMANTERIA, MIĘSNY, RYBNY I OBUWNICZY.[7]

 

Właściwie nic „ciekawego” się nie dzieje. Bohaterowie uczęszczają na lekcje i zajęcia dodatkowe (koło plastyczne lub muzyczne), kombinują jak uniknąć odpytywania przez nauczyciela, rozmawiają o dziewczętach, kochają się, piją alkohol i słuchają muzyki. Wiąże się z tym pewna powtarzalność: codziennie chodzą do szkoły, codziennie rozmawiają o dziewczętach, codziennie słuchają muzyki. Magnetofonowe nagranie radiowej listy przebojów wraz z komentarzem prezentera, odtwarzane codziennie sprawia, że w powieści kilkukrotnie pojawia się ten sam fragment:

 

DZIWNA NIESPODZIANKA, „MALOWANY DYM”, TRZY TYGODNIE NA LISCIE, Z POZYCJI PIĄTEJ NA SZÓSTĄ... PODOBNO ZESPÓŁ SKALDOWIE DOBIJA SIĘ DO NASZEGO PANTEONU, PROSIMY, PROSIMY, I OWSZEM, JEST TU JUŻ GRUPA PINK FLOYD I INNE...

 

Dzięki tym powtórzeniom powieść zyskuje na autentyczności. Uważam Pasaż, niezależnie od metody pisarskiej użytej przez autora, za najbardziej prawdziwą książkę o młodzieży lat siedemdziesiątych dwudziestego wieku. Sam autor w liście do mnie z 5 stycznia 2006 napisał:

 

W latach, kiedy pisałem Pasaż byłem, tak jak i teraz, pod wpływem opinii niemieckiego pisarza Handkego, który uważał, ze jakakolwiek metoda pisania może być użyta tylko raz. Dlatego, w sensie metody właśnie, Pasaż nie ma wiele wspólnego z Liśćmi Croatoan. Opinia Handkego była wyrażona bardziej formalnie przez Umberto Eco, który wierzył, ze dzieło sztuki poszerza kod poprzez łamanie właściwych mu reguł gry. To nastawienie, które wtedy miałem, wynikało z faktu, ze wierzyłem, tak jak i wierzę teraz, że jedynym sposobem wyrwania się z ograniczeń perspektywy intelektualnej, do której przywykliśmy, są odkrycia będące konsekwencją formalnego eksperymentu. Stąd na przykład podwójny opis mapy nieba na początku i na końcu powieści.

 

Poza recenzentami w „Czytelniku”, Pasaż był czytany przez Henryka Berezę oraz krytyka Stanisława Czernika (doktora ekonomii i filozofii), i został przyjęty dobrze. „Twórczość” opublikowała fragment Pasażu razem z pracą Barbary Robakiewicz, będącą gnostyczną interpretacją Liści Croatoan[8].

Z tych samych powodów, co w przypadku Wydawnictwa Bydgoskiego, Kirsch poprosił reżysera Grażynę Kędzielawską, aby usunęła jego nazwisko z czołówki filmu Inna wyspa, traktującym o domu „Caritas” w Bytomiu i zrealizowanym w WFO, w Łodzi, do którego napisali wspólnie pierwszą wersję scenariusza pt. Inny dom. Po angielsku opublikował, wraz z żoną, tylko jeden tekst, esej zamieszczony w książce Struggle: the art of Szukalski, poświęconej genialnemu i zapomnianemu rzeźbiarzowi (a także nieuleczalnemu łajdakowi), mieszkającemu w Krakowie, Katowicach, Paryżu i Kalifornii. Na 60 stronach Ewa i Donat Kirschowie opisali życie i twórczość Stanisława Szukalskiego[9] w kontekście historycznym i historii sztuki. Jest to pierwsze od 1923 roku tak pełne opracowanie twórczości tego artysty. Wstęp do książki napisali Leonardo i George DiCaprio. Album zawiera reprodukcje prac Szukalskiego znajdujących się w Laguna Art Museum.

 

W początkowym okresie swojego pobytu w USA Kirsch starał się utrzymywać kontakt ze swoimi przyjaciółmi — pisarzami w kraju: Henrykiem Berezą, Ireneuszem Iredyńskim (w którego domu spędził swój ostatni dzień w Polsce), Łozińskim, Andrermanem, Komolką, Mrozowskim, Drzeżdżonem, Marią Danilewicz z „Kultury” i wieloma innymi. Niestety z powodu częstych przeprowadzek, wielokrotnych zmian adresów i numerów telefonów, kontakty te pourywały się. Pisarz spędzał średnio dwa i pół roku pod tym samym adresem. W Illinois mieszkał w Chicago, Lincolnwood i Addison. W Kalifornii w Novato, San Rafael, Los Angeles, Fullerton, Rancho Santa Margarita i wreszcie w Mission Viejo.

Ciekawostką może być Podziękowanie (Dla Donata Kirscha) autorstwa Henryka Berezy opublikowane w „Twórczości”[10]. Moje zaskoczenie tym tekstem, było tak ogromne, że w pierwszej chwili nie mogłem powstrzymać się od śmiechu. Dopiero po chwili refleksji zrozumiałem, że mam do czynienia z tzw. prawdą czasu. Oto początkowy fragment tego tekstu:

 
Warszawa, 11 sierpnia 1990

Drogi Donacie,

Przed dwoma dniami — wcześniej niż myślałeś — otrzymałem paczkę od Ciebie. Buty ładne, bardzo mi się podobają, ale są jednak za małe. Trochę za krótkie i także za wąskie. Dam je komuś, komu się nadadzą, powiem, że przekazuję Twój dar dla mnie.

Cieszę się bardzo z aspiryny i z pasty do zębów, aspiryny, z którą mam ciągłe kłopoty (polska jest do niczego), starczy mi teraz na dwa lata. Bardzo Ci dziękuję.

Z Głowackim nie mogę się porozumieć, on ma być we wrześniu w Polsce, więc się może dowiem, co się stało ze Sposobem myślenia. Książki do tej pory nie ma w księgarniach, jeśli uznać, że są księgarnie, bo sprzedaje się w nich książki takie jak przed wojną na odpustach. Nie chcę ci jednak opisywać straszności, straszności tu bez liku, przepiszę Ci dwa zapisy z Oniriady.

 

Ten śmieszny fragment listu Berezy jest najlepszym dowodem na to, że Kirsch pamiętał o swoich przyjaciołach, nie tylko korespondując z nimi, lecz wysyłając im paczki z pomocą. Pamiętać należy, że rok 1990 był rokiem przełomowym w powojennej historii Polski. Od 1 stycznia zaczął obowiązywać nowy ład gospodarczy, wewnętrzna wymienialność złotówki. Ceny towarów wzrosły w ciągu roku trzykrotnie, a usług pięciokrotnie, realne dochody obniżyły się o 32%. 29 stycznia przestała istnieć PZPR. 11 marca Litwa uzyskała niepodległość. 11 kwietnia Sejm zniósł cenzurę. Niemcy próbują się jednoczyć. 4 maja Łotwa proklamowała niepodległość. 27 maja odbywają się pierwsze wolne wybory samorządowe. 1 lipca kolejne podwyżki cen energii elektrycznej, cieplnej, gazu, abonamentów RTV. 1 września religia wkracza do polskich szkół. Rosną ceny ropy naftowej. 11 grudnia Wałęsa zostaje prezydentem. Umierają: Adolf Rudnicki i Tadeusz Kantor. Nic więc dziwnego, że Bereza cieszy się z aspiryny i pasty do zębów, i więcej zajmuje się ciasnymi butami niż literaturą.

 

 

LIŚCIE CROATOAN

 

Debiutancka powieść Donata Kirsch sprawiła krytykom i czytelnikom wiele problemów. Włodzimierz Bolecki rozpoczął swoją recenzję w „Twórczości” od stwierdzenia:

 

Spośród debiutów powieściowych SW „Czytelnik” ten jest najbardziej „inny”. (...) nie daje się podciągnąć ani pod określone formułki tematyczne, ani fabularne, ani nie zaspokoi „złotoustych poszukiwaczy bohatera młodej prozy”. Kirsch napisał powieść, która jeszcze długo będzie drażnić i odpychać polemistów rzeczywistości przedstawionej przez literaturę[11].

 

Mieczysław Orski pocieszał:

 

Kiedy czytelnik przebrnie przez trudne i amorficzne początkowe partie powieści, dotrze do podanej już w sposób bardziej przejrzysty i łatwostrawny, nasączonej liryzmem i tkliwością w stosunku do przyrody oraz nadmiernym szacunkiem dla banalnych sytuacji międzyludzkich anegdoty[12].

 

Stanisław Czermak nazwał powieść Kirscha próbą prozy poetyckiej, co w naszym kraju jest raczej wątpliwą reklamą książki[13]. Arkadiusz Myszkowski twierdzi, że utwór ten może być równie łatwo skrzywdzony, jak i zbyt szybko uznany za arcydzieło[14], a Barbara Robakiewicz pisze o swoim mężu, późniejszym wydawcy prozy Kirscha:

 

jako czytelnik nie był w owym czasie (1977 rok) tym, którego Kirsch mógłby sobie wymarzyć jako odbiorcę. Rozpoczynał lekturę kilka razy, za każdym uznając książkę za trudną i wymagającą wyjątkowego skupienia, więc odstawiał ją tymczasem na półkę. Ten czas wyjątkowego skupienia nadszedł wreszcie po dwunastu latach i dzięki męża zafascynowaniu doszło do mojego z Liśćmi Croatoan spotkania[15].

 

Mąż Barbary Robakiewicz — Lech, jak już wspominałem, w swoim podziemnym wydawnictwie opublikował w 1989 roku powieść Pasaż, niestety w minimalnym nakładzie. W moich rozmowach z tarnogórskimi przyjaciółmi, którzy czytali Liście Croatoan, większość podkreślała, że lektura tej powieści sprawiła im wiele problemów i niewielu udało się przeczytać całą książkę, ale do dzisiaj pamiętają atmosferę dziwności i skomplikowania jej towarzyszącą.

Cóż więc jest w tej książce tak odpychającego i fascynującego zarazem?

Przedmiotem refleksji narratora, a także do pewnego stopnia podmiotem narracji jest czas. To on organizuje realną akcję, aranżuje sytuacje pomocne narratorowi w jego dociekaniach, powołuje i usuwa z fabuły postaci, bez przerwy przypomina czytającemu o swej obecności, odwracając i tasując wątki, powracając wielokrotnie do tych samych zdarzeń[16]. Również na poziomie zdania czytelnik otrzymuje informacje, że jest we władaniu czasu, ponieważ wyróżnione drukowanymi literami czasowniki, nie są zgodne w kategoriach czasy trybu i osoby:

 

PRZEMIERZAŁ cichą wodę nieznanego jeziora, właściwie MÓWISZ o jeziorze znanym z dotyku i być morze z nazwy, nieznanym jednak teraz, to znaczy w nocy 11 lipca 1971 roku. USIŁOWAŁEM trzymać się jak najdalej Marii, unikałem jej dotknięcia, nawet bliskości[17].

 

Dodatkowo co chwila pojawiają się daty kluczowe dla rozwoju akcji, również jako tytuły podrozdziałów:

23 czerwca 1970,

23 czerwca 1971, niebieski wieczór,

9 czerwca 1977 rok,

9 czerwca 1977, w sekundę później,

9 czerwca 1977, w godzinę później,

10 czerwca 1977 rok, następny dzień po 9 czerwca, w dzień później,

17 czerwca 1977, w tydzień po 10 czerwca 1977 roku,

17 lipca 1977, w miesiąc po 17 czerwca 1977 roku.

17 lipca 2078, w wiek po 17 lipca 1978, a więc mimo wszystko około roku 2040,

8, 9, 10, 11 lipca 1971, zielone paciorki.

 

W takim ujęciu czasu teraźniejszość w ogóle nie istnieje, bo przeszłość zawiera w sobie przyszłość, a przyszłość staje się przeszłością. Zresztą tak częste podkreślanie czasu wywołuje odwrotny skutek. Czas przestaje dla czytelnika mieć jakiekolwiek znaczenie, ponieważ nie rozwija się liniowo, chronologicznie, lecz w trzech wymiarach, czego nie widać po przytoczonych wyżej datach — w kategoriach miejsc, osób i zdarzeń. Narrator zastrzega się już na początku: „Przedkładam miejsce nad czas. Miejscologię nad chronologię prawdziwych zdarzeń”. Jak to się przekłada na narrację? Włodzimierz Bolecki ujął to następująco:

 

Mamy w tej powieści opowieść Dawida, opowieści o Dawidzie i związanych z nim wydarzeniach, mamy też opowieść o opowiadaniu Dawida, o pewnych faktach z przeszłości — i o sobie samym. Mamy też — aby rzecz jeszcze bardziej skomplikować — Dawida jako „opowiadacza”, jak i Dawida jako postać osądzaną przez inne postacie. Ale to nie wszystko: ostatni epizod powieści jest narracją zabitej Marii i urywa się w momencie, który wcześniej — nieco inaczej — relacjonował Dawid.[18]

 

Przy tak skomplikowanej konstrukcji powieści w stylu Robbe-Grilleta, czytelnik może mieć problemy z jej akceptacją, chociaż powieść Kirscha we wszystkich planach jest spójna i konsekwentna.

Po wydestylowaniu z powieści tradycyjnego porządku fabularnego dowiadujemy się, że akcja toczy się w czasie trzech lipcowych dni 1971 roku, w bliżej nieokreślonym miejscu nad jeziorem. Bohaterami są przebywające na wakacjach cztery osoby: Maria i jej mąż Adam („pisarz już wtedy trochę popularny”), Ewa i jej narzeczony Paweł, z zawodu lekarz. Ewa jest kuzynką Adama.

9 lipca 1971 roku przyjeżdża Dawid — młodszy brat Marii. Cała piątka wypoczywa wspólnie nad jeziorem, opalając się, kąpiąc, grając i flirtując. Zbigniew Bauer w swojej recenzji zatytułowanej Stara, okrutna gra interpretował powieść Kirscha jako próbę przywrócenia literaturze polskiej tematu erotycznego. Autor pisze: Liście Croatoan są anatomicznym studium namiętności.

 

Wbrew wielu opiniom powiedzieć trzeba, że jest to powieść chłodna, matematycznie precyzyjna w snuciu intrygi (Czy miało na to jakiś wpływ wykształcenie pisarza?). I właśnie ta precyzja ratuje temat i chroni go przed mieliznami[19].

 

Pojawienie się Dawida spowodowało powstanie dwóch trójkątów:

MARIA ADAM

 

 

DAWID

 

 

EWA PAWEŁ

Sytuacja, w której Dawid angażuje się w związki z własną siostrą i kuzynką, doprowadza do tragedii. Późnym wieczorem 11 lipca 1971 roku podczas rozmowy z Dawidem, Maria dokonuje wyboru i decyduje się z nim wyjechać. W tym czasie Adam krąży wokół domu, rozdrażniony i zazdrosny o ich kazirodczą miłość. Kiedy wchodzi do pokoju widzi ich całujących się. Nie wie jednak, że pocałunek ten wyzwolony został strachem przed myszą, która spadła na Marię. Adam zapala światło, krzyczy „zboczeńcy” i odtrąciwszy Dawida wbija nóż w szyję Marii. Dawid ucieka. Adam zostaje obezwładniony.

Wydarzenia tych trzech dni i ich tragiczny finał, stają się kluczowymi w życiu Dawida. W czerwcu 1977 roku opowiada o nich trzem znajomym. Lipiec 1971 i czerwiec 1977 roku to główne dwa ogniska akcji. Pierwsze — bezustanne poszukiwanie sposobu odróżnienia snu od jawy — prowadzi do świata jego dzieciństwa i młodości. Drugie skierowane jest do przyjaciół: Józefa Katalińskiego, Maurycego Rotadiera i Henryka Laporte — komisji arbitrażowej ustosunkowującej się do wydarzeń sprzed lat. Ale w opowiadaniu Dawida nie ma nic pewnego. Wszystko jest względne, opatrzone cudzysłowem przypuszczeń[20]. W końcowym fragmencie opowieści docieramy do relacji o Marii, która jest prawdopodobnie przedmiotem wizji umierającego Dawida, który powracając do dni stanowiących centrum i sens jego życia ostatecznie identyfikuje się z siostrą.

Warto jeszcze zwrócić uwagę na szerszy kontekst, w jaki Kirsch wpisał swą powieść, umieszczając jako motta wszystkich rozdziałów cytaty relacjonujące dzieje pierwszej angielskiej koloni w Ameryce Północnej. Jak zauważyła Barbara Robakiewicz Stary kraj, Podróż, Wyspa, Drewno — są swego rodzaju streszczeniami losów pierwszej osady angielskiej na wyspie Roanoke. Ludzie, którzy przybyli ze starego kraju po podróży, przebywali na wyspie, a zostało po nich tylko drewno z tajemniczym napisem croatoan. Zwróciła także uwagę, że rdzeń literowy KRN zawarty w słowie croatoan odnaleźć można w nazwach wielu miejscowości, w których prowadzone były wykopaliska archeologiczne potwierdzające istnienie miejsc kultu, jak Carnac, czy Cromagnon. W panteonie celtyckim ważną rolę odgrywał bóg Cernunnos, wyobrażany z porożem jelenia, a w starożytnej Grecji, podczas obchodów ku czci Apollina, budowano ołtarz z rogów byka zwany Keratonem dla uczczenia pamięci Tezeusza. Hebrajskie słowo Keren oznacza jednocześnie „róg” i „promień”. Greckie słowo Keraunos oznacza miejsce wywyższone, uświęcone uderzeniem pioruna, a także „koronę”, której związek z rogami i promieniami jest niewątpliwy. Być może, są to ślady prowadzące do czasów Złotego Wieku i mitu o Kronosie, który w kazirodczym związku ze swą siostrą Reją spłodził sześcioro potomków (Herę, Hestię, Demeter, Hadesa, Posejdona i Dzeusa), a za jego panowania ludzie byli najszczęśliwsi, co upamiętniało attyckie święto Kronia[21]. W tę mityczną, antyczną historię, w której jest kazirodcza miłość, przemoc z użyciem ostrego narzędzia (Kronos wykastrował Uranosa sierpem), klątwa, cierpienie, wpisuje się powieść Kirscha. Występują w niej niemal wszystkie wymienione elementy tragedii. Zwrócił na to uwagę w swej recenzji także Włodzimierz Bolecki[22]. Ale na tym nie koniec. Czas w Liściach... zatacza swoiste koło, ponieważ po latach od tragicznego wydarzenia Dawid poznaje dwie kobiety: Virginię i Martę. Imię pierwszej nawiązuje do imienia pierwszego dziecka, jakie urodziło się osadnikom z Roanoke (s.34) „Może ona żyła nie umierając nigdy, już od roku 1587. Nie jest to pewne, ale dlaczego by tak nie miało być”[23]. „I jeszcze: Czasem niepokoi mnie niejasność: Virginia była przecież moją siostrą”[24]. Układ Ewa — Maria powraca w układzie Marta — Virginia, podobnie jak układ Kronos — Reja otrzymuje następstwo układzie Dzeus — Hera. Czas konkretny staje się czasem mitycznym, zmitologizowanym.

Nie wszystkim podobała się taka optyka autora. Krytyk Jerzy K. Weber zarzucał powieści Kirscha uciekanie od pokoleniowych sporów, unikanie skomplikowanej gry literackiej, brak krytyki mechanizmów społecznych[25]. Andrzej W. Pawluczuk twierdził, że skomplikowana warstwa komunikatywna utworu sprawia, że język tej prozy traci właściwą przeźroczystość, a to nasuwa przypuszczenie, że jest to celowy zabieg artystyczny mający na celu plątaniną i bełkotem przykryć niespełnione działania i kalekie marzenia[26]. Stanisław Czermak pozbyłby się z tekstu powieści nużących dygresji, pogłębiłby psychologiczny rysunek postaci i skrócił nijakie scenki z przyjęć[27]. Zbigniew Bauer twierdzi, że jeżeli jest to powieść o miłości, to jest banalna, sztuczna i wydumana[28]. Mieczysław Orski sprowadził fabułę tej książki do gry, w której narrator nie zawsze stara się o jej motywację[29].

Byli również recenzenci, którzy zachwycili się prozą Donata Kirscha. Włodzimierz Bolecki pisał: „jest w sensie narracyjnym najbardziej oryginalnie napisanym debiutem ostatnich lat”[30]. Arkadiusz Myszkowski: „Rzadko pojawia się pisarz, którego celem byłoby, że zacytuję Irzykowskiego, »chwytanie absolutu za ogon« (...) Sądzić wszakże można, doceniając samoświadomość pisarską autora Liści Croatoan, że kolejne pozycje Kirscha stanowić będą lekturę równie oryginalną”[31]. Barbara Robakiewicz stwierdza: „Użycie aparatu krytycznego, wykształconego dla wyświetlenia sensu bardziej tradycyjnych form powieści, wywołuje frustracje i napięcia czytelnika, a co za tym idzie niemożność wniknięcia w rekonstruowany przez autora świat. Niecierpliwość sprawia, że padają sądy tyleż kategoryczne, co pochopne”[32].

We wrześniowym numerze „Twórczości” z 1981 roku, Donat Kirsch opublikował artykuł Elaborat — debiuty lat siedemdziesiątych, który był odpowiedzią skierowaną do wszystkich krytyków, którzy negatywnie ocenili jego dokonania twórcze i całej nowej prozy (tworzonej przez autorów, którzy debiutowali w latach siedemdziesiątych). Henryk Bereza określił artystyczną sytuację nowej prozy jako stan przywróconej językowej wolności[33], Kirsch przeciwstawił martwemu językowi język żywy.

Martwym określił taki język, w którym sam wieloznaczny byt słów i zdań nie stanowi jedynego dla siebie wytłumaczenia i potrzebuje wsparcia lub usprawiedliwienia. Dzieje się tak wtedy, gdy piszący lub mówiący, nie chcąc być odpowiedzialnym za mowę, którą się posługuje, przyjmuje postawę wyraziciela wielkiej tradycji, kapłana strzegącego świętości kultury lub piewcy chwili dziejowej. Język martwy dąży do uczynienia z czasu budującej relacji o postępie i rozwoju, zastępującej wielość interpretacji dziejów dopuszczalnych przez chronologię. Skazuje na zapomnienie hierarchię znaczeń systemu językowego (dawnej mądrości gramatyki i symboli) w imię powagi kolejnych ciągów nomenklatur i spisów prawideł. Prozę martwego języka wypełnia wiara w przyrodzoną dobroć człowieka, która trwa w stanie nieustającej, aktywnej zgody na cały system posłannictw, które kiedyś ją stworzyły. Uprawianie prozy martwego języka, zwanej współczesną, polega przede wszystkim na systematycznym pozbawianiu mowy jej charyzmatu, co objawia się w przemilczaniu i lekceważeniu tajemnicy otaczającej wszechświat możliwości języka. Jest to utożsamianie języka z tą niewielką częścią wypowiadanych współcześnie zdań, które podlegają jednoznacznym klasyfikacjom według estetyki, logiki i etyki.

Autorów nowej prozy nie interesuje pokazywanie odpowiednio spreparowanych przykładów, które będą ilustracją różnorodnych szlachetnych idei używanych do czynienia człowieka lepszym. Należą oni do pokolenia pozbawionego wiary w możliwość uniknięcia ludzkiego upodlenia i potrzebę jakiejkolwiek kolejnej próby naprawy świata. Życie w czasach technologicznej codzienności oznacza brak wiedzy w to, co widzimy, czujemy, wiemy. W tej sytuacji nie można powiedzieć niczego jednoznacznego, nie można nawet sformułować pytań, bo nikt nie zagwarantuje sensu w odpowiedziach. Cechą współczesności wg Kirscha jest totalna, obłędna inwersja. W literaturze powoduje ona, że jedynym właściwym narzędziem pisarskim są ekstrawaganckie konfiguracje znaczeń (co nie znaczy, ze inne sposoby pisania są nic niewarte). Pisarze nowej prozy tak właśnie piszą, bo świat, który ich otacza wydaje się być coraz bardziej odległy i coraz mniej dostępny dla ludzkiego rozumienia i działania.

Realizacje tych postulatów odnajdzie czytelnik w prozie Jana Drzeżdżona, Józefa Łozińskiego, Ryszarda Schuberta, Marka Słyka i Adama Wiśniewskiego-Snerga, których twórczość autor pokrótce charakteryzuje. Wymienia także jako pominiętych: Janusza Andrmana, Dariusza Bitnera, Krystynę Koftę, Jana Komolkę, Grzegorza Musiała, Ziemowita Ogińskiego, Sergiusza Sterny-Wachowiaka, Tadeusza Wyrwę-Krzyżańskiego oraz Wiktora Żwikiewicza, ponieważ nie zrealizowali konsekwentnie tego, co sami sobie zakładali artystycznie.

Autor porównuje literaturę do gry — wojny na wyniszczenie. Przed pisarzem stawiane są różnorakie cele, które — przy pozaliterackim wparciu odpowiednich taktyk, strategii i logistyki — realizuje się. W ich imię wolno kłamać, przemilczać, zniekształcać, dezinformować. Uprawianie pisarstwa to konieczność przynależności do różnych koalicji, koterii, partii, związków. Wśród piszących są zwycięzcy — zdobywcy uznania, pieniędzy, sławy, twórcy opinii i pokonani — skazani na milczenie, zapomnienie. Przebieg i wynik tej wojny nie ma nic wspólnego z jakakolwiek analizą tekstów, ani z przyjemnością czytania. Można z tym wszystkim radykalnie zerwać, ale wtedy jest się samotnym, bo trzeba sobie samemu zadawać wielkie pytania o egzystencjalny sens literatury.

Konsekwencją odejścia od narracyjnej wszechwiedzy w nowej prozie, jest świadomość uwarunkowania istnienia dzieła istnieniem literatury. Przy takim założeniu dzieło literackie przestaje być opisem gry, a staje się jednym z graczy. Tekst musi sam się obronić i uzasadnić. Styl nie jest celebracją, ale zgodą autora na literaturę, nie kwestią piękna, ale rzetelności, dlatego wśród debiutantów lat siedemdziesiątych dominuje swoboda w wyborze rozwiązań formalnych.

Jednak wydźwięk Elaboratu jest negatywny, bo Donat Kirsch zdaje sobie sprawę z tego, że w starciu starej i nowej prozy stroną skazaną na porażkę jest proza żywego języka. Wynika to z różnic między nimi. Słowa martwe są zawieszone w atrakcyjnym „nigdzie” wspaniałych celów literatury. Słowa żywe zależne są od istnienia czasu, który je wydał, obojętne i pozbawione jakiejkolwiek wiary, tworzą dyskurs, który w zależności od miejsca i czasu może być zdegenerowany, bełkotliwy lub śmieszny, ale pozbawiony hipokryzji, nie jest językiem represji.


 


[7] Pisownia zgodna z oryginałem.

[8] Obecnie można zapoznać się tą pracą na stronach internetowych www.gnosis.art.pl .

[9] Pochodził on z miejscowości Warta. Przed I wojną światową jego rodzina wyjechała do Chicago. Szukalski wrócił do Polski przed wojną, by studiować rzeźbę w Krakowie. Tuż przed wybuchem wojny wyjechał z powrotem do Chicago, gdzie pozował na patriotę i gdzie nie powodziło mu się najlepiej. Jak to się często zdarza, wrodzone łajdactwo artysty, nie przeszkadzało mu w uprawianiu sztuki moja żona i ja wręcz uważamy, że te lata (dwudzieste) były okresem, gdy jego talent osiągnął poziom geniuszu. Szukalski ożenił się wówczas bardzo bogato i miał córkę (która obecnie nie chce o nim słyszeć), później rzucił żonę i córkę dla niańki tej ostatniej. W 1925 roku Szukalski zdominował Paryską wystawę i konkurs sztuki dekoracyjnej, i w ten sposób stał się jednym z prekursorów Art Deco. Zarobił sporo pieniędzy, podróżował i zaczął kolekcjonować grafiki. Powrót do Polski był triumfem jego bujnej osobowości. Założył szczep artystyczny „Rogate Serce” i ogłosił manifest pod tytułem „Atak Kraka”, po czym obrażał kogo tylko był w stanie. Wygrał parę konkursów, zwłaszcza na pomnik Mickiewicza w Wilnie. Na początku lat 30-tych wrócił jednak do USA, gdzie osiedlił się w Riverside. Nie za bardzo mu tu szło, wiec wrócił znów do Polski, gdzie znalazłszy mecenasa w osobie Michała Grażyńskiego, zaczął się zajmować sztuką patriotyczną i monumentalną. Miał pracownię w Katowicach. Redagował swoje pisemko, w którym atakował Żydów, Niemców, Rosjan i Amerykanów, nie mówiąc o Brytyjczykach (jego ojciec mieszkał przez pewien czas w Południowej Afryce, gdzie walczył po stronie Burów). Kiedy Niemcy najechali na Polskę, Szukalski odkrył w sobie nagłą miłość do Ameryki, by wraz z żoną dołączyć do grupy dyplomatów amerykańskiej ambasady, którzy zostali z Polski ewakuowani. Duża część jego twórczości została albo zniszczona przez Niemców albo rozkradziona przez Polaków. Po powrocie do Ameryki, Szukalski do końca życia klepał biedę. Próbował sił w Hollywood, gdzie nawet zaczął produkować medaliony dla Żydów, którzy rządzili przemysłem filmowym. Konstruował też swoje co najmniej dziwaczne teorie antropologiczne bazujące na założeniu, że wszystkie języki pochodzą od polskiego, że Polacy pochodzą z Wyspy Wielkanocnej, że świat jest po kryjomu rządzony przez rasę Yetysynów (mieszańców ludzi i jeti), do której to rasy należeli i Lenin, i Machiavelli, i większość Rosjan, i Niemców. Aby udokumentować swoje koncepcje, Szukalski sporządził około 11 tysięcy precyzyjnych rysunków i grafik. Swój system nazwał Zermatyzmem. W latach 70-tych miejscowy bibliofil zaprzyjaźnił się z Szukalskim i próbował go na nowo wypromować. Niestety zachowanie Szukalskiego torpedowało wszelkie wysiłki w tym kierunku. W testamencie artysta zapisał swoje dzieła temuż niedoszłemu swemu mecenasowi. Po śmierci Szukalskiego było tu parę wystaw, jedna z nich nawet trochę sponsorowana przez Leonarda DiCaprio, który — podobnie jak kilkanaście gwiazd muzyki — kolekcjonuje dzieła Szukalskiego. W Polsce wciąż znajduje się pewna ilość jego rzeźb, włączając wyśmienitego „Bolesława Śmiałego”, są one ukryte w piwnicy muzeum w Bytomiu. Kolekcja grafik, które Szukalski kupował, została nazwana „Kolekcją Gen. Zająca”. Sporo dzieł Szukalskiego zostało sprzedanych na czarnym rynku sztuki w Polsce. Po śmierci Szukalskiego, grupa jego wielbicieli zawiozła jego prochy na Wyspę Wielkanocną i tak jak sobie życzył rozsypała je wśród stojących tam monumentalnych rzeźb. (Z listu D. Kirscha)

[10] H. Bereza, Podziękowanie (Dla Donata Kirscha), „Twórczość” 1991 nr 7, s. 139-140.

[11] W. Bolecki, Inny debiut, „Twórczość” 1977 nr 9, s. 113-116.

[12] M. Orski, Liście czasu, „Odra” 1977 nr 11, s. 102-103.

[13] S. Czermak, Roślinność bohatera, Kultura 1977 nr 41, s. 10.

[14] A. Myszkowski, Debiut magiczny, „Miesięcznik Literacki” 1978 nr 3, s. 132-133.

[15] B. Robakiewicz, Liście, cz.1, www.gnosis.art.pl., Książki Stare i Nowe 05.10.2004.

[16] Patrz: M. Orski, j.w., s. 102.

[17] D. Kirsch, Liście croatoan, j.w., s. 145.

[18] Patrz: W. Bolecki, j.w., s.114.

[19] Z. Bauer, Stara, okrutna gra, „Życie Literackie” 1977 nr 40, s.10.

[20] Por.: W. Bolecki, j.w., s.115-116.

[21] Patrz: B. Robakiewicz, j.w., s. 9-10.

[22] Patrz: W. Bolecki, j.w., s. 114.

[23] Patrz: D. Kirsch, j.w., s. 219.

[24] Tamże, s. 229.

[25] J.W. Weber, Maria trzech dni, „Tygodnik Kulturalny” 1978 nr 10, s. 11.

[26] Andrzej W. Pawluczuk, Powieść na zakręcie, „Nowy Wyraz” 1978 nr 10, s. 73.

[27] S. Czermak, j.w.

[28] Z. Bauer, j.w.

[29] M. Orska, j.w.

[30] W. Bolecki j.w.

[31] A. Myszkowski, j.w.

[32] B. Robakiewicz, j.w. s. 2.

[33] Cyt. za: D. Kirsch, Elaborat, j.w. s.65.

ciąg dalszy eseju

powrót do poprzedniej części   powrót do strony eKsiążki Stare i Nowe