eGNOSIS

nacisnij by powiekszyc


Jung a tradycja gnostycka. 
Podobieństwa i różnice             Cz. II

Zbigniew Robakiewicz


Zbigniew Robakiewicz
(ur. 1957). Studiował filozofię na Uniwersytecie Warszawskim.
Mieszka w Stanach Zjednoczonych
od 1987 roku, myślami jest jednak w Polsce. Od wielu lat zajmuje się Jungiem.

 

Gnoza

 

Gnostycyzm był ruchem, często określanym jako religia, który pojawił się w okresie późnego antyku w wyniku zetknięcia się kultur Wschodu i Zachodu po podbojach dokonanych przez Aleksandra Macedońskiego. Ruch ten rozwinął się w państwach basenu Morza Śródziemnego, takich jak Rzym, Egipt, Palestyna jak również w państwach Azji Mniejszej. Jak pisze W. Bousset: „Wydaje się, że podstawowe twierdzenia gnozy pojawiły się dopiero na skutek zmieszania czysto perskiego mitu o dwóch wrogich sobie bóstwach (zasadach) i greckiego poglądu o przewadze świata duchowego, i ideałów, nad poznawalnym światem materialnym. Na skutek zlania się dwóch pesymistycznych światopoglądów powstał wyższy, absolutnie rozpaczliwy dualizm i pesymizm gnozy”. Nauka ta nieznacznie wyprzedziła czasowo chrześcijaństwo i wywarła na nie początkowo wielki wpływ, raczej niż chrześcijaństwo na nią. Istnieją dwa terminy, które są często mylone i nieprecyzyjnie używane, aby tego uniknąć zgodzono się by terminem „gnoza” określać objawienie boskie, jakie może się zdarzyć wybranym osobom, mianem gnostycyzmu zaś obejmować wybrany szereg ruchów religijnych, który swe apogeum osiągnął w II wieku naszej ery. Samo słowo „gnoza” oznacza w języku greckim (dosłownie: gnosis) poznanie.

Gnostykom chodziło jednak o poznanie bardzo niecodzienne, o poznanie samego Boga. Poznanie tego rodzaju jest wynikiem specjalnej łaski, czasem jest ona zdobyta przez długotrwały trening, czasem zaś bez zrozumiałego dla nas powodu. Ponieważ iluminacja, jakiej doznają gnostycy, polega na znalezieniu elementu boskiego w nas samych, chodziło o utożsamienie się z Bóstwem poza naszym własnym „ja”, to znaczy doświadczenie tego rodzaju przenikałoby nas, lecz jednocześnie byłoby czymś więcej niż to wszystko, z czym na co dzień się utożsamiamy. Poznanie tego rzędu nie miałoby mieć charakteru intelektualnego, lecz byłoby to doświadczenie, czy raczej doznanie.

Ponieważ Bóg istnieje i przenika cały wszechświat, istnieje również w nas i tu właśnie możemy go doświadczyć, jeśli jesteśmy do tego odpowiednio przygotowani, i we właściwy sposób skupieni. Gnostycy sądzili, że jedynie nieliczna, specjalna grupa ludzi może mieć tego rodzaju doznania, elitaryzm ten jednak nie wywodził się z przekonania o ich „specjalności”, lecz raczej z tego, że nie każdy człowiek jest zdolny i skory do wysiłków przy koniecznych ćwiczeniach. Ludzi, którzy jednak byli do tego zdolni nazywano pneumatykami, byliby oni związani ze światem materialnym tylko powierzchownie, instynktownie mając pociąg do tego, co nie pochodziło z tego świata, czuliby się w doczesności w sposób obcy i niejako automatycznie zwróceni byli do świata duchowego. Drugą grupę stanowili „psychicy”, ci ludzie byli częściowo wyzwoleni ze świata materialnego, byli jednak bardzo skoncentrowani na swoim własnym ego, jego powikłaniach i rozwoju, byli zainteresowani światem duchowym, lecz rzadko decydowali się całkowicie mu poświęcić. Wydaje się, że ludzie tego rodzaju byliby szczególnie obficie reprezentowani w czasach współczesnych. Do tego, co materialne mieli więc psychicy stosunek ambiwalentny — z jednej strony czuli, że istnieją walory znaczące więcej niż pogoń za dobrami tego świata, z drugiej jednak nie byliby się w stanie całkiem od nawyku owej pogoni uwolnić. Ostatnią grupą byliby hylicy, zwani też somatykami — ci podlegają wyłącznie prawom świata materialnego i bardzo trudno byłoby ich przebudzić do świata duchowego. Dwie ostatnie grupy przechodziłyby coraz to nowe wcielenia drogą reinkarnacji, by móc wreszcie stać się pneumatykami.

Gnostycy nie tworzyli jednej zcentralizowanego kościoła, ani jednej doktryny, przeciwnie istniały liczne ich odłamy w różnych częściach świata starożytnego. (Co ciekawe, do dziś istnieje w Iraku niewielka, licząca pięć tysięcy ludzi, gmina Nazorejczyków, którzy są jedynymi przedstawicielami tego wielkiego ruchu, przetrwałymi do naszych czasów). Chciałbym więc tu przedstawić główny zarys idei gnostyckich. Tym, co łączyło różne gminy gnostyckie było przeświadczenie, że Boga, jak już wspomniałem, można poznać w sposób bezpośredni, poprzez objawienie. Bóg jest dla nich najwyższą istotą, istnieją jednak i inne bóstwa. Nazywane są one eonami. Różne odłamy ruchu gnostyckiego uznawały, że różna była ich liczba. Najczęściej jednak zgadzano się, że jest ich siedem, co również odpowiadało liczbie znanych planet, które miały ich reprezentować. Istnieje jednak również i złe bóstwo zwane albo Demiurgiem, albo Jahwe. Podobnie jak Bogu służą eony, tak Demiurgowi — archonci. Demiurg jest upadłym eonem, który w zależności od systemu, na sądzie ostatecznym ma szanse na zbawienie, lub może być zupełnie potępiony, w manicheizmie zaś, gnostyckim systemie biorącym swą nazwę od żyjącego w III wieku naszej ery Persa, Maniego, działa on z polecenia boskiego, tworzy świat, aby wyzwolić światłość uwięzioną w ciemności i materii. W innych systemach legenda gnostycka głosi, że Demiurg stworzył świat właśnie po to, żeby światłość, boskość, zmieszać z materią i ją w ten sposób uwięzić.

Gnostycy byli skrajnie dualistyczni, uważali materię za złą, lub może raczej za będącą we władzy złych mocy. Proces wyzwalania człowieka miał, więc być procesem wyzwalania z okowów materii, w którą zostaliśmy wplątani przez Demiurga. Aby proces ten mógł się dokonać, niezbędny był zbawiciel, który wskazywał — gotowym do tego ludziom — drogę. Świat, do którego zbawiciel przychodził nastawiony miał być jednak wobec niego wrogo, gdyż nie chciał, by ludzie zostali wyzwoleni. Z tych też powodów gnostycy, z taką łatwością przyjęli i zaakceptowali pojawienie się nauki Jezusa Chrystusa.

Dla gnostyków człowiek składa się z trzech części: ciała, duszy i boskiego elementu — ducha. Ciało, rzecz oczywista, podporządkowane jest światu materialnemu, dusza jednak, część nas, która odpowiadałaby naszemu „ja”, lub ego, jest również wytworem złych mocy, archontów, którzy w ten sposób chcą nas silniej związać ze światem. Dusza bowiem podlega różnym namiętnościom, pragnieniom, potrzebom, jest otumaniona wszystkim tym, co zdawałoby się, mogłaby osiągnąć i całym światem z jego wspaniałościami, jak również wszystkim tym, co nas w nim przeraża. Do boskiej, prawdziwej części nas odwołuje się zbawiciel, ją chce obudzić i gdy w końcu jesteśmy już ją w stanie ujrzeć, zostajemy naprawdę uwolnieni.

Jak już wspomniałem, gnostycyzm był skrajnie dualistyczny, przeciwstawiał on zły świat materialny, dobremu światu duchowemu, człowieka — światu, dobro — złu, Boga — Demiurowi, ducha — duszy oraz ciału. Gnostycy ze względu na brak zainteresowania dobrami materialnymi, byli skrajnymi ascetami, lub też — znacznie rzadziej przyjmowali postawę libertyńską. Postawę taką przyjmowali, ponieważ właśnie czuli się całkiem wolni od wymagań i przykazań tego świata.

Gnostycyzm można podzielić na cztery główne grupy:

— Judaistyczna, której przedstawicielem był Saturnil z Antiochii, żyjący za czasów Hadriana

— Pogańska, powstała w Aleksandrii, zwana również hermetyzmem; najbardziej znanym jej reprezentantem byłby Bazylides Syryjczyk, nauczający między 120 i 140 rokiem n.e.

— Synkretyczna, która łączy w sobie idee pogańskie, judaistyczne i chrześcijańskie, a której przedstawicielem jest Karpokrates żyjący w II w. n.e.

— Chrześcijańska, która przyjęła i włączyła naukę Jezusa do swego sytemu. Głównymi jej przedstawicielami są Walentyn działający w Rzymie i Aleksandrii w II w n.e. i w tym samym czasie działający, również w Aleksandrii — Bazylides.

Gnostycy tłumaczyli pisma Nowego Testamentu w swoim duchu, ich sekty zaczynały stawać się coraz bardziej popularne, co spowodowało niechęć Kościoła, który poczuł się zagrożony konkurencją i zaczął gnostyków aktywnie zwalczać. Prześladowania te osiągnęły swoje apogeum w VI w n.e., kiedy to kościoły gnostyckie zostały kompletnie wyplenione przy użyciu przemocy. Ostatecznie więc Kościół zniszczył gnostycyzm w Europie, zanim jednak do tego doszło, gnostycyzm — jako manicheizm miał bardzo rozległe wpływy, znajdując wyznawców we właściwie wszystkich krajach basenu Morza Śródziemnego, na Wschodzie zaś poprzez Persję i Turkiestan dotarł aż do Chin.

O ile w Europie gnostycyzm został wytępiony już około VI w. n.e., to w Turkiestanie przetrwał do XIII, a w Chinach do XIV stulecia.

 

 

Idea gnostycka w odbiorze Junga

 

Gnostycy pragnęli odbudować zagubioną jedność i sens wszystkiego. Potrzeba ta była szczególnie silnie odczuwana w nowym, często niezrozumiałym, hellenistycznym świecie, gdzie człowiek czuł się obco, rządzony przez anonimowe i odległe mu siły z dalekiej Aleksandrii, czy później Rzymu, na które nie miał żadnego wpływu. Gnostycyzm jest więc również wynikiem buntu przeciw wyalienowaniu od naszej prawdziwej natury — nie tylko od prawdziwej boskiej natury, ale i od prawdy w ogóle.

Nie jest więc rzeczą dziwną, że gnostyckie pokrewieństwo przypisuje się wielu współczesnym myślicielom nie zgadzającym się z zastanym światem, gnostycyzm jest bowiem religią buntu. Dla filozofa, Erica Voegelina istniejąca współcześnie postawa gnostycka, polega na pewności, że zło świata pochodzi z tego, jak świat jest zorganizowany, niezadowoleniu z tego, co jednostka postrzega wokół siebie, wierze że humanizm może zmienić istniejący porządek, przekonaniu, że wiedza — gnoza — może odmienić rzeczywistość. Były podejmowane próby wykazania, że gnostycyzm ma wiele wspólnego z egzystencjalizmem, w obu bowiem wielki nacisk kładzie się na alienację, jaką przeżywa człowiek. Poprzez tak szeroko ujętą definicję, można by znaleźć elementy gnostyckie w protestantyzmie, pozytywizmie i komunizmie.

Inaczej ma się jednak sprawa z Carlem Gustawem Jungiem. Przez wielu badaczy jest on postrzegany jako gnostyk. Jung studiował gnozę, głównie w jedynie osiągalnej za jego czasów formie, to jest przez dostępne pisma ojców Kościoła — gnozę zwalczających. Do czasów odkryć z roku 1945, można było gnostyków studiować w sposób pośredni, domyślając się, co chcieli powiedzieć, analizując wywody ich krytyków. To, że Jung gnozę studiował, nie czyni go oczywiście jeszcze gnostykiem, wiadomo jednak, że był gnozą zafascynowany. W swej, napisanej pod koniec życia autobiografii Wspomnienia, sny, myśli pisze on:

„Konfrontacja z nieświadomością zaczęła się z nadejściem drugiej połowy mojego życia. Praca nad tym znacznie się przeciągnęła w czasie i dopiero po około dwudziestu latach udało mi się z grubsza zrozumieć treści imaginacji. Przede wszystkim musiałem dostarczyć sobie dowodu, że istnieje historyczna prefiguracja moich doświadczeń, to znaczy musiałem sobie odpowiedzieć na pytanie: »Gdzie znajdę w historii to, co jest moim punktem wyjścia?«. Gdybym nie zdołał uzyskać takiego świadectwa, nigdy bym nie był w stanie dać potwierdzenia dla moich idei. Z tego punktu widzenia, doświadczeniem rozstrzygającym było moje spotkanie z alchemią; bo właśnie w alchemii znalazłem historyczne podstawy, których dotąd daremnie szukałem... Dopiero gdy zacząłem rozumieć alchemię, pojąłem, że za jej pośrednictwem zostaje ustanowiona historyczna łączność z gnostycyzmem, tym samym zaś łączność między przeszłością i teraźniejszością”

Oparcie dla swojej teorii znalazł więc Jung w alchemii i gnostycyzmie, które interpretowane w kategoriach psychologii głębi stały się dla niego niezmiernie istotne. Pisał:

„Alchemia — jako średniowieczna filozofia przyrody — przerzuca most zarówno w przeszłość, w stronę gnostycyzmu, jak ku przyszłości, w stronę psychologii nieświadomości... Psychologię nieświadomości wprowadził Freud wykorzystując klasyczne motywy gnostyckie: z jednej strony seksualizm, z drugiej strony autorytet ojcowski. Motyw gnostyckiego Jahwe i Demiurga pojawił się we Freudowskim micie praojca i wywodzącego się od tego ojca mrocznego ‘nad ja’. W micie Freuda objawił się on jako demon, który dał początek światu rozczarowań, złudzeń i cierpienia. Ale ewolucja w kierunku materializmu, którą preformowała — pochłonięta tajemnicą materii — alchemia uczyniła Freuda ślepym na inny aspekt gnostycyzmu: praobraz Ducha jako innego, wyższego Boga”.

Carl Jung poświęcił się w znacznie większej mierze studiowaniu i wykładaniu alchemii w interpretacji psychologii głębi. Napisał na jej temat dwa opasłe tomiska: Psychologia a alchemia, Mysterium coniuctionis i wiele mniejszych prac. Gnozie natomiast przeznaczył bardzo ciekawy rozdział: Gnostyckie symbole jaźni w Aionie (książce, w której zajmuje się postacią Chrystusa z punktu widzenia psychologii), ale tylko jeden rozdział. Jak przyznaje w swojej autobiografii, gnostycyzm był dla niego zbyt odległy i pisma, jakie gnostycy stworzyli właściwie wcale nie przetrwały. Do pewnego stopnia dla Junga gnostycyzm jest zbytnio metafizyczny, a od metafizyczności często się odżegnuje, starając się utrzymać naukowość swojego dowodu. Pisze więc o metafizyce, że sumienie naukowe nie pozwala mu wygłaszać twierdzeń na temat czegoś, czego udowodnić się nie da, a przynajmniej uprawdopodobnić. Uważał, że twierdzenie czegoś nigdy jeszcze nie spowodowało zaistnienia tego, o czym się orzeka. Sądzi jednak, że gnostycyzm rozkwitał w Średniowieczu przebrany za alchemię. Dla Junga to, co robili alchemicy, gdy starali się znaleźć złoto w metalach nieszlachetnych, było kontynuacją gnostyckiego uwalniania iskier światła z materii, uwięzionych w niej przez Demiurga. Oba procesy widział jako pozornie fizyczne, lub metafizyczne, naprawdę jednak i w rzeczywistości psychologiczne — jako przechodzenie ze świadomości skoncentrowanej tylko na własnym ego, do świadomości szerszej, w której jaźń zaczyna odgrywać wiodącą rolę. Tym, czym dla alchemików był proces odnajdywania złota, dla gnostyków boskie światło ukryte w nas, Jung widział jako projekcje wewnętrznych, nieświadomych procesów psychicznych na świat zewnętrzny.

Łatwiej nam będzie zrozumieć, czym dla Carla Junga był gnostycyzm, gdy zobaczymy jak podzielił on rozwój psychologiczny ludzkości. Rozwój ten składał się według niego z czterech części: Prymitywnej, starożytnej, nowożytnej i współczesnej. Jak już wspomniałem, C.G. Jung inaczej niż Zygmunt Freud, widział stan podświadomości jako stan naturalny — w takim stanie się rodzimy i dopiero stopniowo wykształcamy nasze „ja”, jako świadomą część nas samych. Dla Freuda przeciwnie, podświadomość jest sztucznym tworem, wykształcanym stopniowo, gdy nasze świadome „ja” nie jest w stanie zaakceptować pewnych wiadomości i stanów. Według Junga świadomość samych siebie u ludzi prymitywnych jest słaba, muszą więc oni swe treści podświadome projektować na świat zewnętrzny, napotykają w nim różne treści archetypowe, uosabiają je pod postacią bogów i tworzą najrozmaitsze religie. Nie rozróżniają doświadczenia obiektywnego od subiektywnego, są bardzo łatwowierni i nieodporni na sugestie. Identyfikują się ze światem, ze swoim plemieniem, bogami, nie posiadają poczucia indywidualności.

Różnica między ludźmi prymitywnymi, a starożytnymi polega na tym, że starożytni posiadają znacznie mocniejsze poczucie własnego „ja”. Wprawdzie w dalszym ciągu dokonują rzutowania swej podświadomości na świat zewnętrzny, kiedy tworzą systemy bogów, nie identyfikują się już jednak ze światem, odróżniają też siebie samych od grupy. Bogowie rządzący wszystkim, są nieświadomym odzwierciedleniem procesów podświadomych, a więc ich indywidualność nie jest jeszcze pełna.

Człowiek nowożytny różni się od starożytnego tym, że ma w pełni rozwinięte i niezależne ego. Nie rzutuje już swojej podświadomości na świat zewnętrzny, świat ten nie podlega już mitom. Pragnie, by jego życie było skrupulatnie i racjonalnie poukładane. Ludzie współcześni idą jeszcze dalej — sądzą nie tylko, że są całkiem niezależni, ale popadają w kolejną iluzję, że ich ego może świat podbić, wydaje im się, że mogą być całkowicie materialistyczni, racjonalni, naukowi, nieemocjonalni i ateistyczni. Ustawiają ego w opozycji do podświadomości, sądząc, że mogą ją opanować, lub jej istnienie w ogóle negują, identyfikując się całkowicie z „ja”. „W czasach współczesnych ludzie identyfikują się prawie wyłącznie ze świadomością, i wyobrażają sobie, że są jedynie tym, co o sobie wiedzą... Racjonalizm i doktrynerstwo są chorobą naszych czasów, udają że mają odpowiedzi na wszystko”[1].

Negacja podświadomości nie likwiduje jej istnienia. Człowiek współczesny w dalszym ciągu projektuje jej elementy na innych, wyraża się to na przykład w tym, że wydaje nam się, „iż wiemy co myślą inni, lub jaki jest ich prawdziwy charakter. Wydaje nam się, ze istnieją ludzie, którzy są doskonali. Jesteśmy przekonani, że pewni ludzie mają same złe cechy, których nie dostrzegamy w sobie... Musimy być bardzo uważni, by nie robić projekcji naszego własnego cienia zbyt bezwstydnie; w dalszym ciągu jesteśmy po uszy w iluzjach.”[2].

O ile ludzie prymitywni i starożytni zwracali uwagę na podświadomość, choć w formie, która była projekcją, ateizm człowieka współczesnego wyklucza wszelką dla niej uwagę. Brak uwagi dla podświadomości, jak uważa psychologia głębi, mści się na najróżniejsze sposoby. Jedną z nich są neurozy, które powodują, że nie jesteśmy w stanie w pełni siebie kontrolować. Człowiek współczesny chciałby mieć życie równie pełne, jak nowożytny, z tą jednak różnicą, że odrzucił już religię, która kiedyś taką pełnię zapewniała. Coraz trudniej jest zaprzeczyć istnieniu ciemnych stron naszej psyche. Obie wojny światowe i późniejsze konflikty, w tym na naszych oczach, wojna na Bałkanach, dały tego najlepszy dowód.

Ludzie wszystkich tych szczebli rozwojowych żyją również współcześnie, znajdując dla siebie różne nisze społeczne. Człowiek XX-XXI wieku, w przeciwieństwie do nowożytnego nie stara się ignorować tego, co z podświadomości wypływa, jest bowiem za bardzo na siebie wyczulony, nie cierpi więc na neurozy. Problemem jego staje się niemożność znalezienia sensu w życiu, pustka, której nie są na dłuższą metę zapełnić liczne, oferowane mu rozrywki. O ile poprzednio człowiek starał się oderwać od tego, co nieracjonalne i nieświadome, w dzisiejszych czasach nie wie on jak się z nim ponownie połączyć. Pisze wiec dalej we Wspomnieniach, snach, myślach:

 „Większość z moich pacjentów miała już jakąś formę psychoterapii, z częściowymi, lub negatywnymi rezultatami. Trzecia część wszystkich przypadków nie cierpi na neurozę definiowalną klinicznie, ale na brak sensu, bezcelowość ich życia. Nie miałbym nic przeciw temu gdybyśmy je nazwali ogólną nerwicą naszych czasów.”

Co łączy tą skróconą historie rozwoju psyche z gnostycyzmem, to to, że dla Junga odpowiednikiem umysłowości gnostyckiej jest umysłowość i problemy człowieka współczesnego.

„Prądy duchowe w naszych czasach, w rzeczywistości, mają wiele wspólnego z gnostycyzmem...Co jest uderzające w systemach gnostyckich (teozofii i antropozofii) to, to, że są wyłącznie manifestacją podświadomości. Namiętne zainteresowanie tymi ruchami bez wątpienia pochodzi z energii psychicznej, która nie może być inwestowana w religie”.

Podobnie jak gnostycy, ludzie współcześni czują się wyalienowani ze świata, w którym żyją, są z nim skłóceni, pragną lepiej się zrozumieć. O ile jednak gnostycy znajdowali się w konflikcie ze światem zewnętrznym, o tyle współcześni, mają problem ze światem wewnętrznym, ale też mają szansę swoją alienację całkiem przezwyciężyć, nie robią już bowiem projekcji swojej podświadomości.

Ponieważ jednak sytuacja gnostyków jest w wielu aspektach zupełnie inna, Jung nie widzi swojej psychologii jako odpowiednika gnozy, ale raczej jako jej ciąg dalszy i dopełnienie. Z pewnością Jung nie uważa, że wyobcowanie jest zjawiskiem wszechogarniającym, dotyczy ono stosunkowo wąskiej grupy, która jednak stanowi rodzaj elity i jej problemy i wątpliwości z pewnością, z biegiem czasu będą się rozszerzać, co rzeczywiście potwierdziło się w latach schyłkowych XX wieku, kiedy to ateizm i materializm coraz więcej miały zwolenników, zostawiając kościoły świecące pustkami. Tak więc człowiek ma szanse, by w różny sposób mieć tak ważne połączenie z podświadomością. Może to mieć miejsce, jak w przypadku starożytnych, lub ludzi prymitywnych przez proces projekcji, tylko jednak gnostycy, alchemicy i ludzie współcześni mają szanse, na aktywną z nią współpracę, bo choć są od niej oddzieleni, to jednocześnie zdają sobie z tego sprawę.

Dla Carla Junga mit gnostycki jest wyrazem, symbolem sytuacji ludzkiej. Stworzenie świata jest symbolem tworzenia się ludzkiej psychiki, z punktu widzenia psychologicznego, gdzie Bogiem byłaby podświadomość, która istniała zanim jeszcze wykluło się z niej ego. Jako symbol podświadomości jest podstawą, jest źródłem wszystkiego innego. Zanim cokolwiek z niego powstało, jest całkowity, samowystarczalny i doskonały. Ponieważ jest doskonały i niepodzielny, nie posiada również płci. Pojawienie się świata materialnego obok bóstwa, oznacza powolne pojawianie się ego, potrzebny jest do tego specjalny rodzaj refleksyjnej uwagi, która rozróżniałaby między sobą i całą resztą świata. Demiurg jest tym, co u gnostyków symbolizuje ego. Rozpoznaje on siebie i wydaje mu się, że nie tylko jest sam, wolny i niezależny, ale że nawet cały ten świat stworzył. Ego wcześniej, czy później zaczyna się jednak miotać, dąży do doskonałości, jak człowiek do utraconego raju. Nie może odnaleźć doskonałości w sobie, choć czasem czuje, że jest bardzo blisko, szuka ratunku w autorytecie, lecz nikt nie jest w stanie sprostać jego maksymalistycznym wymaganiom, pragnie „prawdziwej miłości”, ale wszystko okazuje się nie tym. Nasze „ja”, ma wielką potrzebę by być wolnym i niezależnym, boleje jednak z powodu poczucia niepewności i zagrożenia. To, co ego chciałoby samo dokonać, jest niemożliwe i w końcu, albo się poddaje i musi uznać, że jest „coś jeszcze”, dając wolną drogę do dalszego rozwoju i dialogu z nieświadomością, albo opiera się coraz bardziej na postawach defensywnych, popada w skostnienie, lub cynizm.

Dla Junga w mitach gnostyckich rozwój materii i ciała reprezentuje rozwój „ja”, zaś światłość i Bóg-jaźń. Bóg jest niejako bezosobowym prawem, według którego wszystko się na świecie dzieje, jest on również tym, co czyni nas kreatywnymi „iskrą”, dzięki której jesteśmy w stanie tworzyć. Gnostycki podział na materię i ducha jest tym, co w psychologii odpowiada podziałowi na to, co świadome i nieświadome. Rozwój świadomości z konieczności wymaga postępującego podziału, wyróżniania i odróżniania poszczególnych części. Nasze „ja” nie potrafiłoby zaistnieć, gdyby nie mogło znaleźć jakiegoś tła, z którego mogłoby się wyróżnić. Podobnie też jest z Bogiem, który jako obejmujący wszystko, jest raczej siłą niż osobą. Wyłonienie się materii symbolizuje początek wyłaniania się umysłu i świadomości, dopiero pojawienie się Demiurga, praczłowieka i indywidualnych ludzi symbolizuje jego właściwy rozwój i pojawienie się ego. Ego w człowieku odpowiada w pełni gnostycka dusza ludzka, duchowi, ikrze zaś — jungowska nieświadomość. Tak długo, jak długo nie jesteśmy świadomi „iskry”, nie jesteśmy w pełni zrealizowani, jak długo nasze wartości pozostają materialne, istniejemy na poziomie „ego”. Ego porusza się w materii, w świecie zewnętrznym i tym, co zna ze świata wewnętrznego, wszystko to oraz nasze potencje, co znamy i co kiedykolwiek możemy nawiązuje do Boga, i nieświadomości. W micie gnostyckim materia wyłania się z bóstwa, odpowiada to z kolei wyłanianiu się ego i świadomości z tego, co nieświadome w psychologii głębi.

„Mit o nieświadomym Demiurgu rojącym sobie, że jest Bogiem Najwyższym, opisuje zakłopotane »ja«, które już nie może zamykać się przed poznaniem, że jakaś nadrzędna instancja je z tronu jednowładztwa usunie. Mile nomina, jakie posiada, lapis philisophorum, odpowiadają, by tak rzec, różnorodnym gnostyckim określeniom człowieka (anthropos), przy czym bez potrzeby żadnych dalszych wyjaśnień wyraźnie widać, o co tu chodzi: chodzi tu, bowiem o człowieka większego, ogarniającego więcej; o ową Całkowitość nie do opisania, składającą się z sumy świadomych i nieświadomych procesów psychicznych. Tę obiektywną całkowitość, w przeciwieństwie do subiektywnej psyche „ja”, określiłem mianem Jaźni, która tym samym stanowi dokładny odpowiednik idei Anthroposa.”[3]

Proces powstania ego jest wynikiem naturalnego i spontanicznego działania nieświadomości. W gnostycyzmie natomiast, Demiurg wplątuje światłość w świat materialny, sam będąc jej częścią. Znaczyłoby to, że „ja” wyłania się z nieświadomości i zaczyna tworzyć świat. Świat ten jest ograniczony przez to, jakie mamy instynkty, jakie w nas działają archetypy, jaką część świata możemy, jesteśmy w stanie sobie przyswoić. To, jak świat jest przez nas postrzegany zależy od naszych uwarunkowań gatunkowych, które znajdują się w naszej podświadomości. Uwarunkowań tych jednak zwykle nie postrzegamy na co dzień. Może wydawać nam się, że świat jest taki, jakim go obserwujemy, jednakże jest on jedynie fragmentem tego, co istnieje w rzeczywistości, co w danej fazie jesteśmy w stanie z nieświadomości zrozumieć. Nasze „ja” (Demiurg), może sądzić, że jest tego świata panem, albo wręcz przeciwnie, gdy działa z pozycji „cienia”, co jest jedynie odwróceniem „inflacji” ego, wyznającego te same wartości, wydaje się, że jest nic nie wart, że nie wypełnia ludzkich obowiązków, że nie jest taki, jakim być powinien. Sytuacja taka byłaby nazwana wygórowaną personą. W którymś jednak momencie dochodzi do zderzenia z rzeczywistością, co może mieć uzdrawiający skutek, którego następstwem jest przesunięcie „centrum” w człowieku.

W gnostyckiej legendzie bóstwo, które dało człowiekowi początek pragnie jego powrotu, podobnie dzieje się z człowiekiem, którzy z jednej strony pragnie wolności i niezależności, z drugiej zaś ma potrzebę opieki i podpory. Ten ambiwalentny stosunek pomiędzy Bogiem i człowiekiem odpowiada stosunkowi pomiędzy ego i nieświadomością.

Gnostycy robili projekcję swojej nieświadomości na Boga, wierząc w swoją legendę, byli więc wolni od materializmu, nie padali jego ofiarą, nie mieli fałszywego mniemania, że nasze „ego” jest centrum naszego istnienia. Dla gnostyków to, co powoduje, że jesteśmy związanymi ze światem materialnym jest ignorancja. Tym, co może nas wyzwolić jest wiedza. Wiedza musi przyjść od bóstwa. Abyśmy mogli zostać uwolnieni z fałszywego, materialnego świata, potrzebny jest nam Bóg. U Junga, aby zostać uwolnionym z widzenia świata tylko przez pryzmat ego, musi nastąpić poznanie nieświadomości. Wydaje się, że tu zbieżności kończyłyby się. Gnostycy uważali bowiem, że po poznaniu prawdziwej, boskiej natury świata i siebie, człowiek powinien od tej chwili identyfikować się z tą częścią w nim, która jest boska. Dla Junga byłaby to prawdopodobnie faza inflacji ego, identyfikowanie się — w przypadku mężczyzn ze Starym Mędrcem, w przypadku kobiet — z Wielką Matką, co grozić może megalomanią, poczuciem wyższości i wyjątkowości, a nawet prowadzić do psychoz. Według niego, prawdziwie pożądana sytuacja powstaje wówczas, gdy istnieje równowaga między świadomością i nieświadomością: „wielkie psychologiczne niebezpieczeństwo, jakie się zawsze łączy z procesem indywiduacji, lub rozwojem psyche, leży w identyfikacji ego-świadomości z jaźnią. Wynikiem tego jest inflacja, która zagraża rozpadem świadomości. Czasami, w bardziej dogodnych warunkach może ona minąć, jako mniej groźna inflacja. Nie „starasz” się jednak identyfikować, nie „identyfikujesz się”, ale doświadczasz identyczności z archetypem, na poziomie podświadomości, jesteś więc przez niego posiadany”[4]. Dla Junga tego rodzaju identyfikacja wydaje się równie groźna, jeśli nie groźniejsza niż identyfikacja z personą i z konieczności wyolbrzymieniem jej ważności.

Owszem, w pewnym momencie musi nastąpić zerwanie ze świadomością i skierowanie, skoncentrowanie się na nieświadomości. Zerwanie to nie jest jednak na zawsze, chodzi o to tylko, żeby się temu, co nieświadome lepiej przyjrzeć, lepiej je zrozumieć, pojąć jego symbole. Chodzi o to, by wzbogacić ludzkie zrozumienie samego siebie, by doprowadzić do integracji świadomości z nieświadomością, nie o powrót do stanu niewinności i pierwotnej nieświadomości, jaką mieliśmy po urodzeniu, zanim jeszcze nasze „ja” zaczęło się rozwijać. Człowiek, który przeszedł proces indywiduacji nie eliminuje ego, istnieje ono nadal, lecz widziane jest ono z pewnego dystansu. Jeśli zrobilibyśmy analogię do przewrotu kopernikańskiego, nie jest już ono środkiem Wszechświata, traci centralne w nim miejsce na rzecz Słońca, w dalszym jednak ciągu jest planetą, na której mieszkamy.

Przez tę zmianę perspektywy, możemy również własne „ja” lepiej zrozumieć i oceniać, nie jesteśmy już bowiem tak kurczowo do niego i jego problemów przywiązani, daje nam to wolność postępowania zgodnie z tym, jakie są nasze prawdziwe predyspozycje, nie zaś tym, czego domaga się nasza ambicja i wartości aktualnie akceptowane przez środowisko. Tak więc u Junga nie ma odrzucenia tego, co wydawałoby się mniej istotne — to jest materii, ego, dramatycznego, siłowego wyzwalania się z ich niewoli — następuje raczej połączenie treści świadomych z nieświadomymi i osiągnięcie ponownej jedności w ten właśnie sposób.

Co więcej, o ile gnostycy materię odrzucali, o tyle Jung miał postawę miłości do ziemi, z którą to chciał nas pojednać. Dla gnostyków przeciwnie, celem jest powrót, nie transformacja któregokolwiek ze światów z osobna, bądź też obu jednocześnie, powrót do Boga poza światem. Nie pragnęli oni jakiegokolwiek zmieszania, wychodząc z założenia, że to, co materialne jest złe, mieszając więc materię z tym, co boskie, próbując dokonać syntezy, osiągnęlibyśmy zawsze niezadowalający efekt, odległy bowiem od czystej, pierwotnej natury. Dla Junga połączenie tego, co świadome z tym, co nieświadome jest ostatecznym celem, dla gnostyków stan ten jest stanem obecnym, od którego musimy się wyzwolić; dla Junga zejście do nieświadomości jest środkiem do celu, dla gnostyków zaś jest to cel ostateczny.

Nie jestem jednak przekonany, by nie można i tu było dopatrzyć się podobieństw. Celem gnostyków jest odwrócenie procesu rozdziału, co może oznaczać również ponowne zjednoczenie materii z tym, co boskie, raczej niż rozdział obu, ucieczkę od tego, co materialne jako środek połączenia jakby boczną drogą. W gnostyckim micie istnieje więc pewien paradoks. Z Boga wyłania się materia, lub jak w niektórych innych mitach materia istnieje niezależnie, Bóg pozwala jednak, żeby jego światłość została w niej uwięziona, pomimo że jest wszechpotężny i wszechwładny.

Proces indywiduacji jest analogiczny do „poznania” gnostyckiego. Jest bowiem procesem stricte subiektywnym, nie dającym się zanalizować w sposób naukowy, nie jest działaniem powtarzalnym, które dałoby się przepisać komukolwiek i którego rezultaty dałoby się przewidzieć. Podobnie jak proces dojrzewania i rozwoju umysłu ludzkiego przebiega nierównolegle u różnych ludzi, niektóre jednostki rozkwitają bardzo szybko i szybko ulegają stagnacji, inne zaś przechodzą przez ten sam proces powoli i mogą nie zatrzymać się nigdy, tak też trudno przewidzieć, jak może przebiec proces indywiduacji, albo czy dany człowiek jest w ogóle do niego zdolny. Podobnie ma się sprawa z gnostyckim poznaniem — wprawdzie różne szkoły tworzyły różne ceremonie inicjacyjne, nie można było zapewnić ani przewidzieć, czy po ich przejściu konkretna osoba na pewno doznała oświecenia i czy oświecenie to jest akurat takie, jakie nauczyciel chciał, żeby było. O tym, czy proces ten się dokonał, czy też nie, jedynie osoba, która przezeń przeszła mogła zaświadczyć. Jolande Jacobi zauważa, że choć proces indywiduacji może być sterowany w gabinecie analitycznym przez specjalistę, może on również zachodzić sam w przeciągu całego życia, może się dziać w sposób spontaniczny, lecz stopniowy, może nastąpić nagle, zachodzić cyklicznie, może zajść tylko w pierwszej części naszego życia (inicjacja w życie), może zajść w obu jego częściach (inicjacja w życie i w śmierć), proces może być przedwcześnie przerwany, może zajść w formie nierozwiniętej, lub w formie patologicznej.

Podobnie jak gnostycyzm, „jungizm” jest również skrajnie dualistyczny, jak już wspominaliśmy zasadzie przeciwieństw Boga i świata, odpowiada zasada przeciwieństwa świadomości i nieświadomości. Przykładów dualizmu u Junga jest jednak więcej, będziemy więc mieli biegunowość zasady zwrócenia się do świata zewnętrznego — ekstrawertyzmu i zasadę zwrócenia się do wewnątrz — introwertyzmu, zasadę myślenia (rozumienia świata przy pomocy abstrakcyjnych pojęć), przeciwną zasadzie uczucia (pojmowanie świata przez to, co przyjemne lub nie), percepcji, która ujmuje rzeczy takimi, jakie są, przeciwstawia zasadę intuicji, postrzegającą możliwości kryjące się w rzeczach.

Gnostycyzm dzieli ludzi na trzy grupy, pierwszą grupą są „pneumatycy”, którzy w sposób naturalny poszukują Boga i zwróceni są ku światu duchowemu, są oni w stanie poznać najwyższą prawdę — w koncepcji Junga ich odpowiednikiem byliby ludzie, którzy przeszli proces indywiduacji, lub byli do niego predysponowani. Drugą grupę stanowili „psychicy”, ludzie częściowo wyzwoleni ze świata materialnego, lecz wciąż bardzo do niego przywiązani, nawet bardziej przywiązani do swojej „duszy”, w znaczeniu „ego”, mający jednak szanse przy pewnym, znacznym wysiłku osiągnąć poznanie gnostyckie. Ta grupa byłaby u Junga reprezentowana przez człowieka, który znalazł się w drugiej części swojego życia i ma, często nieuświadomioną, potrzebę przystosowania się do rzeczywistości wewnętrznej, jest dość zbłąkany, ponieważ wartości wyznawane w pierwszej części przestają być satysfakcjonujące, nie dają poczucia spełnienia, są już nieadekwatne. Trzecia grupa ludzi to hylicy, ludzie poruszający się prawie wyłącznie w świecie materialnym — w psychologii głębi byłaby to grupa bardzo mało refleksyjna, skoncentrowana na świecie codziennym. Wydaje się, że niewielu jest ludzi, którzy byliby czystymi przedstawicielami którejś z tych grup, mamy raczej tendencje do tego, by w swoim życiu i zachowaniu być głównie ukierunkowanymi bądź to w stronę duchową — ku temu, co przedwieczne i uniwersalne, skoncentrowani na samych sobie, albo — mówiąc bardziej oględnie — na badaniu własnej duszy, bądź też zaabsorbowani głównie światem zewnętrznym i doświadczaniem siebie tylko w związku z nim i poniekąd jako jego pochodną.


następna część eseju


[1] Carl Gustaw Jung — Wspomnienia, sny, myśli, Warszawa 1993 s. 352.

[2] Carl Gustaw Jung — Psychology and Religion, Yale, 1966 s. 101.

[3] Carl Gustaw Jung — Aion, Warszawa 1997 s. 217.

[4] Carl Gustaw Jung — The Archetypes and the Collective Unconscious, Princeton 1990 s. 351.

powrót do poprzedniej części     powrót do strony głównej eGNOSIS