eGNOSIS

nacisnij by powiekszyc


Jung a tradycja gnostycka. 
Podobieństwa i różnice             Cz. I

Zbigniew Robakiewicz


Zbigniew Robakiewicz
(ur. 1957). Studiował filozofię na Uniwersytecie Warszawskim.
Mieszka w Stanach Zjednoczonych
od 1987 roku, myślami jest jednak w Polsce. Od wielu lat zajmuje się Jungiem.

 

Wstęp

 

Moje zetknięcie się z myślą Carla Gustava Junga miało charakter dość przypadkowy. Mój dobry znajomy potrzebował większej ilości uczestników w grupie studiującej prace tego uczonego. Miałem wówczas niewielkie wiadomości o tym, co się rozumie pod pojęciem archetyp, słyszałem coś o animie i animusie, pomyślałem więc, że może warto by było poszerzyć trochę swoje horyzonty w tej dziedzinie. Nie spodziewałem się jednak zupełnie, takiej głębi i bogactwa, jak również tego, że moja przygoda z Jungiem będzie miała trwać tak długo. Aczkolwiek nie wszystko, czego się dowiadywałem na temat poglądów Junga wydawało mi się intuicyjnie prawdziwe, szybko jednak zrozumiałem, jak bardzo potrzebna jest w naszych czasach myśl łącząca różne płaszczyzny kultury, a także wychodząca poza tę kulturę, budująca pomosty pomiędzy wielu różnymi kulturami. W czasach współczesnych, kiedy poprzez sieć elektroniczną, wymianę handlową, ludzie na całym świecie stoją wobec szansy zbliżenia ku sobie bardziej, niż kiedykolwiek wcześniej, nacisk na to, co jest nam wszystkim wspólne wydaje się szczególnie istotny.

W pewnym momencie wydało mi się interesujące, jak sytuuje się myśl Junga w odniesieniu do głównych prądów kulturowych, w jakim nurcie myślowym można by ją umieścić. Czytając wydane w Polsce Archetypy i symbole, wraz ze wstępem napisanym przez Jerzego Prokopiuka, uderzyła mnie zawarta w tym wstępie teza, mówiąca, iż Jung przynależy do szeroko rozumianej tradycji gnostyckiej. Postanowiłem więc, przyjrzeć się dokładniej temu tematowi. Czego owocem jest niniejsza praca.

 

Chciałbym zacząć od przypomnienia pokrótce biografii Junga, w jakich czasach żył i działał. Dalej opiszę jak przebiega proces indywiduacji. Zajmę się również opisem gnozy, jej legendy i tego, co z niej wynika. Opiszę w końcu, jak widzę myśl Junga w stosunku do tradycji gnostyckiej, w czym jest podobna i jakie są podstawowe różnice.

 

Wpływ na kulturę współczesną, jaki wywiera myśl Carla Gustava Junga, nigdy jeszcze nie był tak wielki jak dziś. Takie słowa jak „introwersja” i „ekstrawersja” weszły do języka potocznego. Podobnie, często słyszymy o „personie” pewnych osób, lub „archetypie”. W ciągu ostatnich dwudziestu lat wiele mówi się również o czyjejś ciemnej stronie, lub — jak niektórzy bardziej wtajemniczeni powiedzieliby — „cieniu”. Wszystkie te określenia przesiąkają do powszechnej kultury z prac C.G. Junga. Był on tym, który potrafił połączyć psychologię z religią, pokazać, że nie tylko mogą one pokojowo koegzystować, ale także wzmacniać się wzajemnie. Dał naukowy pokłon religii i mitom, intuicji i duchowości, Bogu i bogom. Mimo wielu osiągnięć, do dziś pozostaje on postacią kontrowersyjną. Zarzuca mu się, że był kobieciarzem, który uwodził swoje pacjentki, że miał żonę i konkubinę pod jednym dachem, że ożenił się dla majątku, który potem roztrwonił. Oskarża się go o flirtowanie z niemieckim faszyzmem. Uważa się często, że był nadwrażliwym narcyzem. Z drugiej strony, jego wyznawcy, mają go za chodzącego po ziemi świętego, którego praca chociażby nad samą „synchronicznością”, dorównuje genialnym osiągnięciom Einsteina w fizyce. Z pewnością był osobą nieszablonową, której oryginalności nie mogły skrępować ciasne więzy społeczne Szwajcarii końca XIX i pierwszej połowy XX wieku, kraju, który nie wydał wcześniej żadnej ciekawej osobowości i o którym Włodzimierz I. Lenin mówił: „gdyby w Szwajcarii wybuchła rewolucja, zatrzymałaby się na pierwszym trawniku”.

Carl Jung urodził się w Kesswil 26 lipca 1875 roku. Ojcem jego był pastor, pastorem był też jego dziadek ze strony matki, dziadkiem ze strony ojca zaś, również Carl G. Jung, profesor chirurgii. Pasją matki był spirytualizm, zahaczający czasami o histerię lub chorobę umysłową. Choć młody Karol wzrastał w atmosferze intelektualnej, żadne z rodziców nie mogło być dla niego podporą, ojciec bowiem zagubiony był w uduchowionej depresji, matka zaś nieobecna, albo zajęta duchami, czy też przebywająca w sanatorium. W 1895 roku, ojciec Junga, nie widząc już większej przyjemności w życiu, zmarł, zostawiając rodzinę omal bez grosza. Jung nie miał wówczas jeszcze ukończonych studiów, które jednak udało mu się sfinalizować dzięki pomocy wuja, w tymże samym 1895 roku. Zdecydował się na specjalizację w dziedzinie psychiatrii — zatrudnił się jako asystent w Bazylei, a został ordynatorem w Zurychu już w roku 1902. Pracował również przez semestr w Paryżu, z Pierrem Janetem, którego badania nad rozdwojeniem jaźni były dla Junga fascynujące. Jung publikował już wówczas wiele prac naukowych, które przynosiły mu szeroki rozgłos. Finansową niezależność zapewniło mu małżeństwo z Emmą Rausenbach — był pewien, że ją poślubi od chwili, gdy ją pierwszy raz zobaczył. W 1905 roku Jung został docentem na uniwersytecie w Zurychu, gdzie pracował pod kierunkiem profesora Bleulera, który zaczynał używać — nowej wówczas — metody dr. Freuda, w leczeniu histerii i schizofrenii.

Carl Jung zainteresował się bardzo psychoanalizą, którą zarekomendował publicznie w następnym roku. Poparcie to było również bardzo ważne dla Zygmunta Freuda, który chciał, aby psychoanaliza wyszła z zaścianka często określanego wówczas, jako „żydowska mistyczna psychiatria z Wiednia”. Do spotkania dwóch psychiatrów doszło w 1907 roku. Obaj zrobili na sobie bardzo dobre wrażenie. Freud był przejęty tym, jak dogłębnie Jung rozumiał jego teorie, Jung zaś znalazł we Freudzie mentora, który stał się dla niego olbrzymim autorytetem. Rozpoczął się okres bardzo owocnej współpracy, wymiany myśli i listów. Analizowali również czasami tych samych pacjentów, co w przypadku kobiet czasami wychodziło poza ramy profesjonalne. Freud uczynił Junga wówczas naczelnym redaktorem czasopisma psychoanalitycznego, zaś w 1911 prezesem Międzynarodowego Towarzystwa Psychoanalitycznego.

Do zerwania między uczonymi doszło po opublikowaniu przez Junga książki „Symbole przemiany. Analiza preludium do schizofrenii”. W książce tej Carl Gustav odniósł się krytycznie do freudowskiej teorii „libido”, widząc w niej siłę życiową, nie tylko seksualną, oraz przedstawił nieco inaczej od Freuda kompleks Edypa. W tym samym roku Freud wydał książkę pt. „Totem i tabu”, która wkraczała na teren psychoantropologii, pola, które Jung widział jako zarezerwowane dla siebie. Doszły do tego pewne nieporozumienia natury osobistej, których znaczenie mogłoby się wydawać niewielkie dla ludzi tej miary i nastąpił rozłam.

Carl Jung zdecydował się otworzyć swoją własną, nową, szkołę, którą — aby odróżnić się od swego niedawnego nauczyciela — nazwał „psychologią analityczną”. W tym samym jednak roku zrezygnował z pracy na uniwersytecie, poświęcając się praktyce prywatnej i własnym badaniom. Po zerwaniu z Freudem, Jung przeżywał kryzys psychiczny, który spotęgowały jeszcze wydarzenia I Wojny Światowej.

Zarówno dla Freuda, jak Junga zerwanie było bardzo bolesne. Freud jednakże od jakiegoś czasu przewidywał je, był więc do niego bardziej przygotowany, dla Junga zaś było to prawdziwe załamanie, zerwanie pępowiny z psychicznym ojcem. Wyizolował się zupełnie, popadł w depresję, był zrozpaczony. W tym samym jednak czasie, będąc czasami na granicy psychozy, dokonał swoich najistotniejszych odkryć dotyczących ludzkiej psychiki, których pierwszym owocem były „Typy psychologiczne”, opublikowane w 1921 roku.

W latach następnych Jung koncentrował się na badaniu nieświadomości zbiorowej i indywidualnej, rozwojem jednostki, jak również „jaźni”, jako ostatecznego celu ludzkiej samorealizacji. Szczególną rolę w tym procesie odgrywał proces indywiduacji, którym się zaraz zajmę.

Ze względu na zainteresowania symbolami, Jung odbył szereg wypraw — do Afryki oraz Arizony i Nowego Meksyku, a także (w 1938 r.) do Indii. Owocem tych badań były liczne prace naukowe i współpraca z wieloma uczonymi zajmującymi się problematyką Dalekiego Wschodu. Utrzymywał również żywe kontakty z licznymi uniwersytetami po obu stronach Atlantyku, wygłaszając często wykłady, prowadząc seminaria i będąc często nagradzanym doktoratami honoris causa. Interesował się żywo postępami współczesnej nauki, zwłaszcza fizyki. Szczególne miejsce w pracach Junga zajęła dziedzina zainteresowań alchemią, w której widział preludium do psychologii analitycznej i jej historyczne odniesienie. Interpretował również religię zachodnią z punktu widzenia psychologicznego, absorbował go problem Trójcy Świętej, Boga jako najwyższego dobra, oraz problem zła. Wynikiem tych zainteresowań są zbiory opasłych i ksiąg, które są z pewnością niezrozumiałe dla niespecjalisty, a i specjalistom sprawiają niejakie trudności. Carl Gustav Jung zmarł 6 czerwca 1961 roku.

 

 

Proces indywiduacji

 

Indywiduacja jest to żmudny i skomplikowany proces, który odbywa się w toku całego naszego życia. Polega on na złączeniu w całość dwóch części naszej osobowości: świadomości i podświadomości. Proces ten nie ma na celu zespolenia, lecz dialog pomiędzy dwoma częściami naszej psyche. Jung rozumie podświadomość nieco inaczej niż Zygmunt Freud. Dla Freuda nasza świadomość jest podstawą, podświadomość zaś powstaje w wyniku represji pewnych niewygodnych faktów tyczących nas samych i świata. Dla Junga, podświadomość jest — by tak rzec — stanem naturalnym, w którym znajdujemy się, kiedy przychodzimy na świat, dopiero z niego rodzi się nasze ego. Całość procesów psychicznych Carl Jung określa jako duszę, przy czym część, która jest podświadoma, jest znacznie większa od świadomej. Dla uproszczenia duszę przedstawia się często jako górę lodową — w dużym przybliżeniu wówczas, część świadoma byłaby częścią, która jest widoczna ponad wodą (to proporcja 1:5 albo nawet 1:8). Jest to oczywiście w dużym stopniu tylko skrót myślowy, ponieważ w rzeczywistości, to, co jest nieświadome nigdy się nie kończy, tak, więc sam proces indywiduacji jest celem, do którego dążymy, którego jednak nie sposób osiągnąć, możemy jednak coraz bardziej się do niego zbliżać. Jak sam Jung pisze: „Osobowość jako pełne urzeczywistnienie całości naszego bytu jest nieosiągalnym ideałem. Nieosiągalność nie jest jednak argumentem przeciwko ideałowi; ideały są bowiem tylko drogowskazami, nigdy celami”.

Samą świadomość i nieświadomość Jung rozumie nieco inaczej niż są one rozumiane w języku potocznym — świadomość wyłania się bowiem z tego, co nieświadome w pewnym momencie naszego życia, a jej centrum stanowi nasze „ja”. Aby cokolwiek, co dzieje się w świecie zewnętrznym lub wewnętrznym zostało przez nas spostrzeżone i zarejestrowane, musi przedostać się przez „ja”, inaczej tkwi w nieświadomości. To, czego nie jesteśmy z różnych przyczyn w stanie zaakceptować na swój temat, albo na temat świata i naszego otoczenia zostaje zepchnięte do nieświadomości. Ta sfera stanowiłaby nieświadomość indywidualną, inna, większa część nieświadomości jest nazwana nieświadomością zbiorową i jest dzielona ze wszystkimi innymi członkami gatunku ludzkiego. Część treści nieświadomości zbiorowej będziemy w stanie, przy pewnym wysiłku, poznać, część zaś, pozostanie dla nas na zawsze tajemnicą. Treści te są podstawą indywidualności każdego człowieka i należą do nich np. reakcje ludzkie na narodziny, wchodzenie w wiek dojrzałości, stosunek do dzieci, do rodziców, postrzeganie dobra i zła.

Proces indywiduacji dzieli się na dwie części. Pierwsza z nich ma miejsce w pierwszej połowie naszego życia, kiedy to w lepszym, lub gorszym stopniu przystosowujemy się do wymogów świata zewnętrznego, kiedy to decydujemy się na określony zawód, żenimy się, mamy potomstwo. Druga część ma miejsce w drugiej części życia i jej zadaniem jest przystosowanie nas do świata wewnętrznego. Część ta jest znacznie bardziej skomplikowana, ponieważ musimy tu poznać i przedostać się przez warstwy nieświadomości.

Tej właśnie, drugiej części życia, Jung poświęca głównie swe badania i kiedy mówi o indywiduacji, tą część życia ma właśnie na myśli. Ostatecznym celem indywiduacji jest dotarcie do jaźni, będącej punktem centralnym, a przy tym podłożem naszego psychicznego istnienia. Cel ten jest bardzo trudny do osiągnięcia i niewielu jest takich, którym udaje się do niego dotrzeć, chociaż wszyscy mamy wystarczające ku temu możliwości. Jak pisze Jung, wydaje się nawet, że aby do jaźni dotrzeć, potrzebna jest łaska. Jaźń, ów punkt centralny łączący świadomość z nieświadomością, nazywana jest również czasem nadświadomością. Dotarcie do tego obszaru jest najważniejszym i głównym celem naszej psyche, jest tym, do czego wszyscy podświadomie zdążamy.

Droga do tego miejsca, jak już wyżej wspomniałem, jest jednak bardzo trudna i aby się tam dostać trzeba się wpierw przedrzeć przez różne warstwy tego, co pozostaje w nas nieświadome. Ponieważ jest to „podświadomość”, kolejne jej stopnie będę opisywał jako zstępowanie w dół, ku jej głębi.

Pierwszym szczeblem więc, na który schodzimy, by poznać to, co nieznane — jest „cień”. Jest to szczebel pierwszy, lecz niezwykle ważny, decydując się nań zstąpić, decydujemy się spojrzeć na tę część nas samych, której widzieć nie chcemy, część nieodrodnie z nami związaną, której się pozbyć nie można, która w nas tkwi bez udziału naszej woli — będąc tą cechą naszej natury, której przyjmować do wiadomości nie chcemy ze względów na panujące moralne wzorce zachowania.

Jung uważa, że celem poznania swojego cienia nie jest pozbycie się go, lecz raczej zaakceptowanie i jak mówi w „Psychologii i religii”: „Proste stłumienie cienia jest lekarstwem równie mało skutecznym, jak zgilotynowanie, jako środek na ból głowy. Gdy uświadamiamy sobie swoją niższość, to zawsze mamy szanse poprawienia tego stanu rzeczy. Niższość ta, pozostając zawsze w kontakcie z innymi zainteresowaniami, stale podlega modyfikacjom. To jednak, co wyparte i odosobnione od świadomości, nigdy nie może być poprawione”[1].

Następnym szczeblem i znacznie trudniejszym do zrozumienia jest zetknięcie się z „obrazem duszy”, który dla mężczyzn nazywa się „animą”, a dla kobiet „animusem”.

W pierwszej części życia, każdy z nas wykształca pewną „personę”, przez którą komunikuje się ze światem zewnętrznym. Persona jest czymś więcej niż maską, którą okazujemy społeczeństwu, jest kompromisem pomiędzy naszymi dążeniami, a tym, czego od nas wymaga i spodziewa się społeczeństwo. Kształtuje się ona przez dynamikę naszych osobistych dążeń z wymaganiami i upodobaniami współcześnie panującymi, oraz z obiektywnymi warunkami, w jakich swoje dążenia możemy realizować.

Podobnie jak persona jest tą częścią nas, przez którą komunikujemy się ze światem zewnętrznym, tak anima i animus są tym, przez co komunikujemy się ze światem wewnętrznym. Ciekawe, że ten obraz duszy jest jednocześnie obrazem prawzoru, archetypem — jak to nazywa Jung — kobiety, jaki nosi w sobie mężczyzna i mężczyzny, jaki nosi w sobie kobieta. Krok ten wydaje się trudny z tego powodu, że aby go uczynić musimy przyznać, że pewną, istotną część naszej psychiki zajmuje składnik innopłciowy. Zwykle anima i animus dopełniają personę w ten sposób, że jeśli w codziennym życiu, np. mężczyzna jest inżynierem, o umyśle ścisłym, jego animą jest kobieta o zainteresowaniach artystycznych, „wolny duch”. Uświadomienie sobie elementu płci przeciwnej wewnątrz własnej psychiki jest więc warunkiem koniecznym pełnego poznania siebie, zaprzestania rzutowania swoich oczekiwań na innych ludzi, a zatem pełniejszego uniezależnienia się i znalezienia źródła swych emocji, a co za tym idzie uaktywnienia zdolności do prawdziwej miłości, nie związanej z niedopełnionymi potrzebami nieświadomości.

Kolejnym szczeblem, na który musimy zejść przy poznawaniu naszej podświadomości jest spotkanie — w przypadku mężczyzn — z archetypem Starego Mędrca, w przypadku kobiet zaś — Wielkiej Matki. O ile wcześniej dotykaliśmy tej części nieświadomości, która dotyczyła płci różnej od naszej, tak teraz dotykamy tego, co jest podstawą, czymś najważniejszym, w naszej własnej płci. Dla męskości uosobionej przez postać Starego Mędrca podstawą tą będzie duch, w przypadku zaś kobiecości i Wielkiej Matki — materia. Człowiek, który się zetknął z tymi archetypami, może znaleźć się pod ich wpływem i utożsamić się z nimi, nie postrzegając ich jako archetypy właśnie, nie rozumiejąc ich natury — łatwo pada więc ich ofiarą, tworząc tzw. osobowość  męmmaniczną — nabierając przekonania o swojej wyjątkowości i potędze. Co jest interesujące, to to, że w istocie wewnętrzna energia może ulec uwolnieniu dopiero wówczas, kiedy różnicę istniejącą między nami, a owym archetypem jesteśmy w stanie dostrzec.

Przejście tego szczebla otwiera nam drogę do zejścia do punktu centralnego i jednocześnie najważniejszego procesu indywiduacji — jaźni. Jaźń, którą Jung nazywa również nadświadomością jest — jak już wspomniałem — punktem, który łączy świadomość z nieświadomością. W chwili, kiedy człowiek ten punkt osiąga staje się w pełni człowiekiem, czy może raczej pełnym człowiekiem. Zanim jednak do tego dojdzie, musi nastąpić kryzys jednostki, występuje bowiem poważne osłabienie persony, oraz olbrzymi napływ obrazów i sił popędów, które swe źródło biorą często w niskich instynktach lub archetypach uwolnionych z podświadomości, nad którymi zrazu człowiek nie ma panowania i które wprowadzają go w stan dezorientacji, przerażenia — czasami graniczącego wręcz z psychozą.

Przez archetyp Jung rozumie „nieświadomą praformę stanowiącą część struktury psyche”, jest on „nieokreślony pod względem treści, ale (określony) pod względem formy”. Archetypy działają nieco podobnie do instynktów, wyrażają się w ludzkim działaniu, są wrodzone, nie są obrazami, choć mogą się w obrazach wyrażać. Ktoś np. może realizować archetyp bohatera, albo ojca, które są ważnymi archetypami. W trakcie kryzysu, związanego z poznaniem jaźni, podobnie, jak w trakcie konfrontacji z cieniem, człowiek nie może starać się tłumić napływających obrazów i emocji, ani im się poddawać, lecz raczej je akceptować takimi, jakimi się pojawiają. Nowy człowiek rodzi się w wielkich bólach. Akceptacja procesu powoduje, że treści nieświadomości przestają być niebezpieczne. Znalezienie w sobie owego punktu, łączącego to, co świadome, z tym, co nie, nie oznacza bynajmniej znalezienia się w stanie wiecznej szczęśliwości, nirwany. Trudności i konflikty, jakie niesie z sobą życie, pojawiają się nadal, zmienia się tylko nasz do nich stosunek. Gdy zetknęliśmy się z tym, co nieskończone, to, co codzienne i tymczasowe nie ma już dla nas znaczenia domagającej się natychmiast zrealizowania konieczności. „Jeśli się uda uczynić jaźń nowym ośrodkiem grawitacji jednostki, to powstaje osobowość, która cierpi tylko jakby na swoich niższych piętrach, natomiast na wyższych jest w szczególny sposób oderwana zarówno od bolesnych, jak i radosnych zdarzeń.”[2]. Im bardziej jesteśmy w stanie integrować ze świadomością treści naszej nieświadomości, tym pełniejszymi i bardziej zharmonizowanymi stajemy się ludźmi. Tak, jak wcześniej centrum naszej psyche stanowiło „ja”, tak teraz jest nim coś do niego zbliżonego, pod względem funkcji, ale co ma jednocześnie połączenie z początkiem wszystkiego, z czymś, co jest niezniszczalne. Sens życia zmienia się diametralnie, ponieważ człowiek nie musi już dłużej starać się bronić ważności własnego ego, ma bowiem połączenie z tym, co nie ma początku, ani końca, jest poza czasem i przestrzenią, co jest jednością, nie rozproszeniem. Człowiek, który przeszedł indywiduację jest tolerancyjny i przyjacielski wobec innych, zna bowiem swą ciemną stronę i nie dokonuje jej projekcji na innych. Rozumie, że wszystkie negatywne cechy, jakie postrzega w ludziach, są również udziałem jego samego.

Całą swoją koncepcję Carl G. Jung opierał głównie na własnych przeżyciach i na obserwacji swoich pacjentów, potrzebował jednak świadectw historycznych, dzięki którym mógłby — jak sam pisze — „dać potwierdzenie swoich idei”. Ponieważ psychologia głębi w bardzo wielkim stopniu zależy od osobistego doświadczenia autora, aby móc znaleźć pewną obiektywność, potrzebuje on konkretnego odniesienia historycznego. Jung długo szukał czegoś, co mogłoby mu posłużyć za tego rodzaju uwiarygodnienie. Początkowo myślał, że dowód, który miałby niezbędny ciężar gatunkowy znajdzie u gnostyków. Materiały jednak, jakie znalazł, były dla niego niewystarczające, w dodatku zgromadzone przez przeciwnika gnostycyzmu — Kościół. Oprócz tego ruch ten, bardzo był już odległy w czasie. Nie ustawał jednak w poszukiwaniach i wreszcie, tego rodzaju historyczną kotwicę znalazł jednak w alchemii. Studia nad alchemią, zajęły mu ponad dziesięć lat. Po tym jak pojął, że świat alchemików to nie świat jakichś niezrozumiałych zaklęć i magii, ale symboli, które bardzo wyraźnie korespondują z psychologią analityczną, wiedział już, że znalazł właściwe odniesienie i że cały przebieg zmian w ludzkiej psyche związany z indywiduacją, to nie coś, co nagle przyszło do głowy komuś w XX wieku, ale odwieczny proces nierozerwalnie związany z ludzką egzystencją.


następna część eseju


[1] Carl Gustaw Jung — Psychology and Religion wyd. Yale University Press 1966, s.93.

[2] Carl Gustav Jung — Psychological Types wyd. Princeton University Press, 1990 s. 198.

powrót do strony W labiryncie duszy     powrót do strony głównej eGNOSIS