eGNOSIS

 

Włodzimierz Sołowiow (1853-1900) teolog rosyjski, filozof, poeta, historyk, prawnik, wizjoner i mistyk, przyjaciel Dostojewskiego, obywatel świata, wreszcie polonofil. 

W maju 1883 po realizacji proroczego snu o błogosławieństwie z rąk biskupa katolickiego, Sołowjow zaczyna studia nad Kościołem Rzymskim (teologią, tradycją, historią). Propaguje tezę, że katolicyzm i prawosławie są jednym, a schizma 1054 r. to tylko konflikt interesów kleru - Kościół wciąż jest jeden, a głową jego jest Jezus - Chrystus.

W 1886, w Chorwacji pisze swoje podst. dzieło Historia i przyszłość teokracji. Zbawienia ludzkości mają dokonać zjednoczone w Kościele Katholickim narody słowiańskie. Uważa  błędy za sprawy drugorzędne wobec Nieskalanego Depozytu Wiary, który niesiony jest przez pokolenia za sprawą obu części Kościoła. Uznaje naturalny prymat biskupa Rzymu jako następcy św. Piotra, lecz nie jako głowy Kościoła, bo tą pozostaje Chrystus. Papież to przywódca, administrator, koordynator - oto prawdziwe papiestwo, czemu przeciwstawia papizm - państwo, centralistyczną monarchię kościelną, gdzie papież to proboszcz świata, a biskupi - wykonujący polecenia wikarzy. Kościół Katholicki widziany przez Sołowjowa miał być bogaty różnorodnością, autonomią lokalną, posadowioną na prawie pierwszych soborów. Zjednoczenie wychodzi od wciąż żywej unii mistycznej i nierozerwalnej łączności prawosławia z katolicyzmem. Obie tradycje przyznają, że są dla siebie komplementarne i wzajemnie wzbogacające, sobie żywotnie potrzebne.

Znamienne miejsce przewiduje Sołowjow dla Polski. Uznając jej przynależność kultury łacińskiej, dramatyczną odmienność od spuścizny Rosji, postuluje odrzucenie wzmagającej wrogość rusyfikacji, wszelkich prób podporządkowania Polski; pisze: „Polska nie zginęła i nie zginie”. W mistycznej unii Rosji z Watykanem, Polska, jako największy katolicki kraj słowiański ma przewodzić dziełu zbawiania świata przez Słowian. Polacy mieli stać się żywym mostem między Wschodem i Zachodem. Rosjanie i Polacy - znów „będą jednym”.
Po przeżyciach klęski głodu w Rosji w roku 1891, klęsce systemu carstwa, poglądy polityczne Sołowiowa ewoluują w stronę wizji społeczeństwa obywatelskiego, państwa prawa. Publikuje dwie książki Apologia dobra i Prawo i moralność.

U schyłku życia Sołowjow przychodzi do poglądu, że Królestwo Boże przyjdzie dopiero, gdy na ziemi dokona się władztwo Antychrysta. By dostąpić zbawienia, musimy przejść przez mękę. Pisze tom Trzy rozmowy (1899), w którym zamieszcza przejmującą i wizjonerską Opowieść o Antychryście.

Prezentowany obok tekst pochodzi z roku 1873. Za udostępnienie serdecznie dziękujemy Tłumaczowi.

Proces mitologiczny w starożytnym pogaństwie cz. II

Włodzimierz Sołowjow

 

Tak jak z Króla Niebieskiego wyodrębnił się słoneczny bóg, tak też z Uranii wyodrębniła się bogini księżyca, znana pod rożnymi imionami wszystkim narodom; przy czym należy zauważyć, że tożsamość rozmaitych obrazów bóstwa żeńskiego jest jeszcze wyraźniejsza, gdyż bóstwo to, jako pierwiastek materialny, z istoty swej jednostajne, nie może znacząco się zmienić.

Bóstwo, przejawiające się w słońcu, swoim oddziaływaniem na ziemię warunkuje, rodzi życie organiczne. Współczesny fizyk (Tyndall) powiada, że życie na ziemi to tylko rozmaite przeobrażenia światła słonecznego. Wiedział to i człowiek starożytny, który w mnogości form organicznej przyrody widział rozerwane na kawałki i rozrzucone ciało boga słońca - membra disjecta dei (diamelismos albo diaspasmoj tou Jeon). Rozdrobniony w wielości organicznych osobników, bóg ten zdaje się całym i jedynym w życiu rodzaju, a skoro życie rodzaju utrwala się w akcie stosunku seksualnego, to zrozumiałe jest, że bóg życia organicznego musi mieć charakter przede wszystkim falliczny. To ten sam słoneczny bóg, który ostatecznie zszedł już na ziemię i przejawia się tylko i wyłącznie w ziemskiej przyrodzie organicznej. U Hindusów to mahadewa (wielki bóg) Sziwa, „król ziemi”, który po zaciętej walce z Wisznu zyskał panujące znaczenie zwłaszcza w południowej, górzystej połowie Hindustanu. To bóg działający przede wszystkim w miłości płciowej, któremu stale towarzyszy emblemat fallusa, i kult pełen wszelkiej rozwiązłości. Ale jeśli akt płciowy utrwala rodzaj, to równocześnie neguje on osobnika, życie rodzaju to śmierć osobnika. Dlatego mahadewa z drugiej strony jawi się jako bóstwo śmierci i zniszczenia, z naszyjnikiem z martwych głów, z dobrowolnymi i niedobrowolnymi ofiarami z ludzi.

Greckim mahadewa był Dionizos (Bachus), syn ziemi (Semele), bóg „wilgotnej” przyrody organicznej, królestwa roślin i zwierząt, bóg życia rodzaju, z fallusem i oszalałą bachiczną rozpustą. Tożsamość Sziwy i Dionizosa, jak się zdaje, dla nikogo nie podlegała wątpliwości. Wystarczy zauważyć, że Sziwa nosił u Hindusów także imię Dewa-niszi, bez wątpienia tożsame z Dio-nizosem[1]; Arrian we wspomnianym świadectwie powiada, że Hindusi z południowych gór, jak wiadomo sziwaici, czczą Dionizosa, w przeciwieństwie do mieszkańców północnych dolin, którzy czcili Herkulesa (Wisznę)[2]. Łaskawy i świetlisty z jednej strony, Dionizos był przy tym, podobnie jak Sziwa, strasznym bogiem śmierci[3], który żądał ofiar z ludzi. Pauzaniasz opowiada (IX, 8, paragraf 1), jak bachantki w ekstatycznym szale zaniosły na ofiarę swojemu bogu samego kapłana, a potem, wedle nakazu wyroczni, pięknego chłopca. Plutarch w biografii Temistoklesa (s. 13) powiada, że przed bitwą pod Salaminą na żądanie wojska, podjudzonego przez wieszcza Eufrandyta, Temistokles zaniósł Dionizosowi w ofierze wmhsth trzech perskich młodzieńców, wziętych do niewoli. W Chios i Tenedos Dionizosowi, wedle świadectwa Porfiriusza i Juliana, z początku przynoszono w ofierze człowieka, którego rozrywano na strzępy; potem ludzi zastąpiono zwierzętami, których mięso pożerano na surowo, od czego te ofiary nazywały się wmofagia, a sam Dionizos - wmadios[4]. Swoją drogą warto zauważyć, że ze względu na charakter Greków i ich mitologii niszczycielska strona Dionizosa nie odgrywa takiej roli, jak u Hindusów, zostawiając wyraźną przewagę fallicznemu orgazmowi.

Bóstwa odpowiadające Sziwie-Dionizosowi można odnaleźć we wszystkich rozwiniętych mitologiach. To syryjski Adonis, egipski Ozyrys, germański Freyr, słowiański Jarowit czy Jarylo. Falliczny charakter wszystkich tych bogów jest powszechnie znany.

Przyroda organiczna jest przede wszystkim rozdrobniona na odrębne elementy; jej rodzajowa jedność nie jest bezpośrednia, a podtrzymywana jedynie przez akt płciowy, i jeśli bóstwo jest w każdej sferze źródłem jej jedności, jeśli religia to zawsze więź, zespolenie, to zrozumiałe jest, dlaczego w sferze życia organicznego bóg przejawia się w fallusie, a akt płciowy staje się religią. Żeby zrozumieć całą ważność religii bachicznej, musimy pamiętać, że aż do Dionizosa bóstwo było bezwzględnie zewnętrzne wobec człowieka, zaś teraz, jako bóstwo życia organicznego, wchodzi w samego człowieka, poprzez wspólne mu ze wszystkim, co organiczne, życie rodzaju. Człowiek odczuwa teraz bóstwo wewnątrz siebie, i przy tym jako negujące jego własną osobowość, gdyż weszło tylko w jego zwierzęcą naturę, a nie w ludzkie oblicze moralne. To ludzkie oblicze nie może teraz przeciwstawiać się bogu przyrody, który nie znajduje się już poza nim, jak przedtem, a w nim samym. Wiadomo, że kultowi bachicznemu towarzyszyły orgie, w których człowiek tracił świadomość, osobisty rozum i wolę, wpadał w stan ekstazy, schodząc do poziomu ślepej, działającej instynktownie przyrody. Boska siła - gdyż w pogaństwie bóstwo to tylko siła, to jest zewnętrzna, cudza wola - dotychczas ograniczająca ludzką osobowość wyłącznie w zjawiskach zewnętrznej przyrody, teraz neguje te osobowość w niej samej za pomocą jej własnej zmysłowej natury. Świadomość nie mogła zgodzić się na taką religię bez walki. I rzeczywiście, dochodzi do walk, do krwawych wojen religijnych. Do walk takich doszło w Indiach między Sziwaitami i Wisznuitami, także w Grecji, gdzie jej poetyckim wspomnieniem pozostał tragiczny koniec Tebianina Penteusza, Traków Likurga i Orfeusza, zabitych przez wyznawców nowego boga. Rozumie się, że temu ostatniemu przyszło zmagać się przede wszystkim ze swoim bezpośrednim poprzednikiem w świadomości religijnej - jasnym bogiem słońca. I rzeczywiście, na niektórych dawnych wizerunkach przedstawia się Dionizosa jako zwyciężającego Herkulesa[5]. W Agrolidzie, wedle świadectwa Pauzaniasza, Perseusz (inny obraz boga słońca) walczył z Dionizosem i jego wyznawcami[6]. W komentarzu do w piątej idylli Teokryta opowiada się, jak Herkules w pewnym mieście, ujrzawszy tłum ludzi, wracających ze święta Adonisa (syryjskiego Dionizosa), powiedział z rozdrażnieniem: „Nie znam takiego święta i nie chcę znać Adonisa między bogami”[7].

Na Dionizosie, bogu życia organicznego, w którym przyroda osiąga ostatni stopień konkretności i wyodrębnienia, kończy się proces mitologiczny. Ale zanim zakończymy nasze omówienie, zweryfikujmy je mitologią, o której do tej pory niemal nie wspomnieliśmy - mitologią egipską. Za podstawę służyć nam będzie świadectwo Herodota[8], który dzieli bogów egipskich wedle starszeństwa na trzy grupy. Przedstawicielem pierwszej grupy - bogów najstarszych - jest Pan (Fta), drugiej (bogów średnich) - egipski Herkules, którego tamtejszego imienia nie znamy - wreszcie przedstawicielem trzeciej grupy - najmłodszych - jest Ozyrys. Pierwszy okres mitologicznego rozwoju to według naszych analiz ten, który nazwaliśmy uranicznym albo niebieskim, którego pomnikiem są Wedy, a cechą charakterystyczną niepełne wyodrębnienie bogów, odczuwanych wyraźnie jako zaledwie rozmaite sposoby wyrażania się wszechjednego - to pan, i czemu odpowiada pierwsza grupa bogów egipskich, a jej przedstawicielem jest wszechbóg - Pan. Poza tym, jednym z głównych (a mianowicie ostatnim) z bogów pierwszego okresu był, naszym zdaniem, Zeus - zaś do pierwszej herodotowej grupy należy Amon, którego tożsamość z Zeusem jest ogólnie znana. Przedstawicielem drugiego okresu był u nas heroiczny bóg słońca - Wisznu-Herkules; występuje on także w drugiej grupie bogów egipskich: Herodot wprost nazywa go Herkulesem. Wreszcie, nasz trzeci okres reprezentuje falliczny Dionizos; natomiast w Egipcie odpowiada mu Ozyrys, którego tożsamość z Dionizosem potwierdza wiele niewątpliwych świadectw. Przytoczę tylko niektóre. Po pierwsze, Herodot, Plutarch i inni autorzy wprost nazywają Ozyrysa Dionizosem. Dalej, falliczny charakter Ozyrysa, zaświadcza Plutarch, który powiada, że Ozyrys był zawsze wyobrażany z wystawionym fallusem[9], i że wedle egipskich wierzeń Ozyrys i Izyda połączyli się w akcie płciowym jeszcze w łonie matki[10]. W kulcie Ozyrysa, podobnie jak Dionizosa i Sziwy, obok fallizmu występowały okrutne ofiary z ludzi, które składano w Egipcie aż do panowania Amazisa[11]. Według wreszcie świadectwa Plutarcha, Ozyrys podobnie jak Dionizos podbija i cywilizuje wszystkie narody[12]. Tak oto, przy tożsamości Dionizosa i Ozyrysa, okazuje się, że wyróżnione przez nas trzy okresy w ogólnym rozwoju mitologii w pełni odpowiadają trzem kolejnym grupom bogów egipskich.

Nie ulega wątpliwości, że wszędzie bóg falliczny to najmłodsze, ostatnie bóstwo; Grecy poznali go już na granicy epoki historycznej - Herodot zna czas jego narodzin (według naszego kalendarza na piętnaście wieków przed Chrystusem). Fakt, że falliczny bóg pojawiał się zawsze najpóźniej, jeszcze mocniej dowodzi prawdziwości pokazanego przez nas prawa, rządzącego procesem mitologicznym - zgodnie z tym prawem bóg falliczny powinien pojawić się właśnie jako ostatni.

Przybliżony wyraz przedstawionego procesu mitologicznego można dostrzec również w tym zachwycającym zapisie egipskim, który - w greckim przekładzie - przytaczają Ewander i Teon ze Smyrny (De musica, cap. 47): Jeoij aJanatoij, Pneumati cai Ouranw, Hliw cai Selene cai Gh cai Nucti cai Hmera cai Patri twn ontwn cai esomenwn `Eroti[13].

Powyższy szkic daje bardzo niepełny opis procesu mitologicznego. Przytoczono tu tylko niewielką część wielkiej ilości świadectw starożytnych, którymi moglibyśmy wesprzeć naszą konstrukcję. Ale też powiedziano wystarczająco dużo, żeby potwierdzić następujące tezy:

1. Najstarszy znany nam stan świadomości religijnej w pogaństwie z bezwzględną koniecznością zakłada poprzedzający go pierwotny monoteizm. Domniemane pierwotne wielobóstwo jest w równej mierze sprzeczne ze świadectwami historycznymi, jak i logicznie niemożliwe.

2. Kiedy z powodu, o którego istnieniu wiemy z jego następstw, ale który sam leży poza granicami naszej empirycznej świadomości, pierwotny czysty monoteizm stał się niemożliwy dla człowieka i pojawiła się konieczność przejawienia się jednego, duchowego bóstwa na zewnątrz, a tym samym obok niego ustanowione zostało niezależne odeń (dla ówczesnej świadomości religijnej) materialne źródło przyrody w postaci bóstwa żeńskiego, wywołało to wielobóstwo i cały proces mitologiczny, polegający na stopniowym określaniu się wzajemnie przez obydwa opisane pierwiastki, coraz bardziej się przenikające, wskutek czego powstawał szereg kolejnych form, w których duchowy bóg stopniowo się określa, materializuje, żeński zaś, materialny pierwiastek podlega względnemu uduchowieniu, aż w końcu w wyodrębnionym życiu organicznym ziemi oba pierwiastki zupełnie się zlewają, kończąc proces mitologiczny postacią boga fallicznego[14].

3. Sam przebieg procesu mitologicznego wyraża się w następujących trzech głównych momentach: a) bóstwo duchowe, już określone przez pierwiastek materialny, jeszcze zachowuje swoje panowanie i jedność, mimo wielości form, w których się przejawia: bogowie niebiescy - okres uraniczny. b) bóstwo duchowe podporządkowuje się prawu zewnętrznych przejawów, zaczyna cierpieć; bóg słońca albo półbóg; heroiczny pośrednik między niebem a ziemią - okres solarny; c) bóg duchowy w pełni zlewa się z materialną przyrodą, schodzi całkowicie na ziemię, przejawiając się wyłącznie w organicznym życiu ziemskim - okres falliczny.

Na tym mitologicznym rozwoju oczywiście nie wyczerpuje się całe życie religijne pogaństwa. Od dawien dawna bowiem, zwłaszcza po zakończeniu omówionego procesu, zaczęły się pojawiać samodzielne nauki o charakterze religijno-filozoficznym czy kontemplacyjnym. Niektóre pozostawały wyłączną własnością kast kapłańskich, jak w Indiach, Chaldei, Egipcie - inne dostępne były dla wtajemniczonych z całego narodu, jak nauka misteriów greckich - jeszcze inne głoszono otwarcie, jak religię Zoroastra, i w końcu jedna z tych nauk, a mianowicie buddyzm, rozprzestrzeniła się wśród prawie połowy ludzkości. Stosunek tych doktryn do mitologii, ich treść i znaczenie w historii powszechnej powinny stanowić przedmiot osobnych badań.

                                                                                                                                                                       1873


 


Przypisy

 

[1] Creuzer, Symbolik und Mythologie, 2te Ausg., III, 124.

[2] Asiatic researches VI, 525.

[3] Znane jest powiedzenie Heraklita, że Dionizos i Hades (Aid) to jeden i ten sam bóg.

[4] Creuzer, III, 333.

[5] Creuzer, III, 86.

[6] Ibid. 161.

[7] Ibid. II, 410.

[8] Hist. II, 145.

[9] Bunsen. Aegypten’s Stellung in der Weltgeschichte; I, 423.

[10] Creuzer I, 259.

[11] Creuzer, ibid. 246.

[12] Ibid. 259.

[13] „Bogom nieśmiertelnym: Duchowi i Niebu, słońcu i księżycowi, i ziemi, i nocy, i dniu, i Ojcu tych, co istnieją, i tych, co istnieć będą - Erosowi (miłości zmysłowej )”.

[14] Takie rozumienie mitologii dopuszcza i jedność wszystkich obrazów mitycznych, i ich różnicę ze względu na stopień albo moment rozwoju mitologicznego. Stara szkoła mitologów widziała tylko różnice; każdy obraz mityczny istniał dla niej oddzielnie, sam dla siebie, co zapewne wzięło się stąd, że niemal wszyscy zgłębiali wyłącznie mitologię grecką, która wyróżnia się odrębnością form indywidualnych. Młodsi mitolodzy wpadli w drugą skrajność: poznawszy, dzięki filologii porównawczej, istotową jedność wszystkich pogańskich wyobrażeń, przeoczyli charakterystyczne różnice i zaczęli je podciągać pod jakiś jeden, wszystkim znany, ubogi i powierzchowny schemat, w rodzaju zjawisk burzy, ruchu słońca itd. Wyłuszczony w niniejszej pracy pogląd pozwala uniknąć jednostronności tych obu koncepcji, tworząc ich wyższą syntezę. W tym punkcie rozchodzi się ze koncepcjami Schellinga i Chomiakowa, którzy, mimo różnicy w stopniu rozwoju, widzą w mitologii fundamentalną dwoistość, gdyż uznają (oprócz materialnego pierwiastka żeńskiego, koniecznego dla procesu) nie jeden, a dwa aktywne, przeciwstawne pierwiastki. U Schellinga to bóg realny (pierwsza potencja - B) i bóg idealny (druga potencja - B); u Chomiakowa to dwa fundamentalne, istniejące niezależnie pierwiastki religijne - wolnego twórczego ducha i prawa przyrodniczej konieczności. Takiej bezwzględnej granicy nie znajdujemy jednak nigdzie w pogaństwie.

  

Przełożył Grzegorz Uzdański

 

powrót do poprzedniej czesci eseju Solowjowa    powrót do strony e Punkt Widzenia