Droga....
Samotne serce tego, co kochał i miłość utracił, chce tu w bezmiarze
królestwa czasu goić rany, lecz nie jest to mu dane, w gwiazd księdze nie
jest mu szczęście pisane, a smutek wieczny. Krwawy płacz łez miłości
rubinami po tym, co utracił i zda się, iż już nie powróci, lecz może na
wybojach kamienistej drogi swego istnienia, będącej udręką bez końca dla
duszy tak bezlitośnie raz za razem ranionej, ślepego losu szczęśliwym
trafem spotka kogoś, kto palcem Boga szczęścia drogę ma naznaczoną. I
podzieli się z nim tym darem, wspólnie idąc dalej, aż po sam jej kres, co
nie końcem, lecz początkiem jest wszystkiego.
Ja....
Jestem błądzącą myślą, niezrozumiałą dla innych i dla samego siebie,
podążając przez życie, nie znam ani drogi, ani celu, nie wiem tak wielu
rzeczy, nie znam tylu odpowiedzi i zda się, iż tyle jeszcze wciąż przede
mną, lecz mimo tego, czuję się jak starzec, co zmęczony życia długiego
mozolnym trudem, czeka na koniec ścieżki swego żywota, by zaznać
wytchnienia.
Zmęczenie przygniata me ciało, a senność wielka osuwa w dół powieki,
gasząc z wolna światło dnia. Snu snu wiecznego mi trzeba, ciszy i spokoju
niebytu, niosącego ukojenie duszy, bezlitośnie za życia ranionej,
ciemność.... Już mnie nie przeraża, gdyż bardziej jest mi bliska, niż
życia światło.
Powoli kurczę i zapadam się w sobie, aż zniknę, by odnaleźć spokój i
początek w tym, co wydaje się być ostatecznym końcem wszystkiego, a w
istocie jest początkiem początków.
I tam, na granicy dnia i nocy, będę czekał na cicho wyszeptane słowa tej,
na którą czekałem całą wieczność, przemierzając czas i przestrzeń.
Na tę, którą zda się, iż utraciłem bezpowrotnie, lecz wiem, że pewnego dnia
może za dzień, a może za milion lat, znów ją ujrzę i wtedy spełni się
przeznaczenie zapisane w księdze gwiazd, i połączą się dwie dusze, i dwa
światy w jedność.
A co teraz.... pozostaje choćby w wiecznym śnie czekać na swój
czas......
|