AKRYBIA
Być może mają rację nepalscy lamowie,
głosząc: jedynym zadaniem ludzkości
jest przywołanie wszystkich imion Boga -
rozpoznany wszechbyt powróci wtedy
do siebie; być może.
Od tysięcy lat odczytujemy to
zawiłe przesłanie — w drżeniu cienia na płatkach
jaśminu, tuż przed zmierzchem; w pręgach
tygrysiej skóry, jak twierdzi Borges; w złamanym
nożu... ach, w hekatombach wielkich narodów...;
wszystko czeka na słowa.
Popatrzmy, jak to się dzieje
w świętej księdze japończyków, w Kojiki:
Pan Ogarniający Wszystko Na Niebie, Najwyższa
Moc Życiodajna, Duch Uśmierzający Szlachetne
Łono, Duch Wielości Oblicz, Wielki Jednoczący
Starzec, itd, itd.
A potem : Wielki Duch Dopadający Na drogach,
Duch Wyznaczający Oddalenie W Czasie...A nawet:
Duch Wyginający Drzewa Trzęsące Blaszkami Miękich
Liści; albo : Duch Uczenia Się Od Ptaków Wodnych
Z Opromienionych Miejsc Wśród Bagiem, Duch
Powstawania Bąbli... itd.,itd. I to w hieroglifach !
Zauważ, to nie zjawiska, to Opowieści.
I jeśli Fenicjanie rzeczywiście coś istotnego
przywieźli ze swoich tajemniczych podróży
( pomijając pieniądze) — to właśnie
alfabet
o dwudziestu czterech odmianach ( krótszy
zatem, niż współczesny czas księżycowy);
bardzo to usprawniło nasze przeznaczenie.
Najprawdopodobniej, fizyczny udział człowieka
w odradzaniu się bogów: nasze życie — nasze marzenia,
nasze wzloty i upadki tylko w niewielkim stopniu
pomagają w zbożnym zadaniu przywracania Bóstwa
do przytomności.
Mów, pisz, maluj, tańcz, śpiewaj
— może je wymówimy z nicości.
FONIE I WIZJE
Psuć się zaczyna ten boży
telewizor:
siedzimy przy kawiarnianym stoliku,
rozprawiając, powiedzmy, o sensie
istnienia...;
wyłącza się dźwięk;
rozmawiamy nadal, niczego nie
zauważając;
cisza coraz rozleglejsza, przelewa się
przez horyzont i zaczyna zagłuszać
łoskot przeszłości:
jeszcze przez chwilę dudni cichnący
lament dzwonów gdzieś z połowy
siedemnastego wieku — jakiś pożar, albo
nadciągają tatarzy — potem cichnie nawet
milczenie...; wyłącza się dotyk:
ciało — nogi, ręce, głowa... topnieją,
jakbym był kukiełką z wosku i
niebacznie zażegał w sobie ogień;
jestem już tylko oczami, samym
wzrokiem : widzę
puste krzesełka, nieco odsunięte
od stolika, przy którym nadal trwa
wyzbyta ludzi sprzeczka; tak
już pozostanie.
* * *
Co też wyrzuca na brzeg
morze wieczności ?
Zerwaną melodię, kawałek koloru;
czyjeś cienie, wspaniałe miejsca
na ruiny świątyń, piękne puchary
z grobowców, już puste i bez łez....;
oczyszczająca moc materii.
Z tego wszystkiego my
biedni ludzie wnosimy, że niegdyś
istniał złoty wiek ludzkości;
tak wnioskujemy z tych resztek
opłukanych z cierpienia i zgrozy.
EKSPEDYCJE MISTYCZNE...
Ekspedycje mistyczne: Orficy.
Odradzający się jak ogon salamandry
Dionizos. Słynna
wyprawa Orfeusza do Cieni — powrócił
z nikim, a przecież nie zamieniło go to
w słup soli; zginął później, rozszarpany
przez przyszłe wdowy po Minotaurze -
nie wybaczono...
Jesteśmy jak przewężenie klepsydry -
— labirynt zewnątrz i wewnątrz:
Odys wymieniający wiosło na łopatę
grabarza;
o zwycięstwie Tezeusza jeśli już coś wiemy,
to tylko dzięki Ariadnie, dzięki jej
rozwijającym się i zwijającym
jak u polipa włosom, o duszo moja...
Spiralne wędrówki po Bad — Do.
Empedokles spacerujący po Polach Elizejskich
w jednym sandale, wyśmiewany przez gówniarzy.
Zejście Chrystusa do Piekieł...
Pamiętna data; 8 kwietnia 1503 roku,
kiedy to Dante stanął u wrót z napisem,
który współczesny europejczyk zna
też z innej bramy, też otwartej, już ku niebu,
na ścieżkę z dymu...
W kilkadziesiąt lat później, gdzieś pod koniec
roku 1577, Jan de Vepa, zwany Janem od Krzyża,
wkracza w swe noce ciemne...Itd.
Czy rzeczywiście musimy
zaznać się w swojej zgrozie, tam u korzeni,
u Matek, w łonie których przebóstwia się
martwota materii, przestrzeni i czasu?
Połyka nas to, co niegdyś wypluło?
O co tu chodzi ? O złudzenia ludzkiego umysłu,
który dojrzał i umie już pomyśleć
straszne i okrutne pustynie świata bez siebie?
O ową tajemniczą, elementarną — ostatecznie
niepodzielną — cząsteczkę Bytu: śmierć;
śmierć , co nie łączy się z nikim i z niczym,
nawet w hekatombie ?
Śmierć osobna, a przynajmniej osobista ? Też
mi pocieszenie.
I to miałby być ten wierzchołek
góry lodowej, widocznej pod mikroskopem
elektronowym? Albo przez teleskopy -
tam, w tej ohydnej, nieskończonej, puchnącej ranie
czasoprzestrzeni?
A myśl miałaby ją przemierzać i
wypełniać.
Wielu z nas w to wierzy;
że wypełnia — od początku, teraz,
i na wieki wieków.
JĘZYKOZNAWSTWO NA POZIOMIE ELEMENTARNYM
Zaprawdę, powiadam Wam, tam
w dzieciństwie; a nawet w młodości, wśród
przymiotników i przysłówków nie ma jeszcze
rzeczy i ludzi.
Z widnokrągu rodziców, których zobaczymy
najpóźniej, wyłaniają się — rodzą się w bólach
rzeczowniki: laska ze srebrną gałką — czyli ciotka,
ołówek i okulary z nauczyciela, Tadzik to piłka,
Agatka — płacz z piegami...
Z czasem wszystko staje się coraz mniej
niewinne. Świat zaczyna poruszać się. Czasowniki.
Goni nas miejscowy osiłek. Adiunkt zezuje.
Krystyna stale się spóźnia. Pomińmy dyszącą,
podstarzałą, stale podpitą Wandę, z jej rozpalonym
do białości brzuchem i jej czasownik.
Bardzo, bardzo mozolnie lepimy
coś sensownego z tych części mowy. Toporny
Golem wciąż sprząta nasze podwórko, donosi
wodę i bywa, z braku kogoś lepszego — kochany...
Któregoś dnia cały ten wszechświat
nagle się zapada. Wracają do słownika,
który był na początku — nasze miłości,
małżeństwa, dyplomy, ordery, choroby,
lęki i urazy. I odzyskują porządek
alfabetyczny.
Idziesz potem zatłoczoną ulicą, rozglądasz się,
patrzysz na pomijających cię ludzi... I zagarniają cię
nieodparte abstrakcje : odraza, litość i współczucie.
* * *
Plamista liszka na kamieniu,
pełznąca swoją wątłą, zielonkawą
granicę między życiem i śmiercią;
lub jakiś dziwny ptak, koziołkujący
tuż u wylotu wielkiej, chociaż
jeszcze niewidzialnej ciszy,
a nawet tamci — lew,
albo tygrys: samoistni, osobni jak
układy słoneczne...
i wszelkie inne jednoznaczne
zwierzęta na tle bezradnego rozumu.
Tak, hipoteza reikarnacji
wydaje się być jedyną etyczną zasadą
etyki:
jeśli możesz wcześniej obejrzeć
swoje przyszłe wcielenia,
możesz — wybierać, a nie zgadywać.
SZYBY I LUSTRA
"Nadzieja, którą się ogląda,
nie jest nadzieją, bo jakże może ktoś
spodziewać się tego, co już widać.",
pisał Paweł z Tarsu w słynnym liście
do Koryntian. Ateiści
i wierzący spierają się : gdzie
dopełnia się prawdziwe życie — Tu,
czy też Tam, w zaświatach.
W gruncie rzeczy jest to problem dla
Wielkiego Szklarza ( jeśli zaufać Spinozie).
Czym bowiem w swej istocie jest
Śmierć ? Soczewką — przez którą oczyma
duszy widzimy miasto zbawienia z tęsknot
koczowników
( ale i jego slumsy: Czyściec lub Łąki
Elizejskie, kazamaty Piekieł i łagry
Otchłani...) ? Niewidzialną szybą,
którą wystarcza stłuc, aby
wejść z powrotem w swoje sny i krajobrazy
wewnętrzne, gdzie gwiazdy stoją otworem i
wycieka z nich światłość wiekuista ? Horyzontem,
wiecznie zasłaniającym nasz rodzinny dom
z lustrami, które się w puste noce zamyka?
Samym lustrem wreszcie ? Czyli także
szybą — tyle że powleczoną judaszowym srebrem,
poczerniałą z wiekami, wykrzywioną,
jak czasoprzestrzeń ? Napróżno
w niej się przegląda nasza jedyna doczesność,
bardziej się domyślając, niż widząc — mętnie
świecące zarysy aniołów i smoków, bogów,
demonów i bóstw... które z nas żyją.
Lustra drzew na skraju lasu, lustro ściany,
lustro godziny czwartej nad ranem -
sobowtór przysiadł na krawędzi tapczanu
i mówi : a teraz się wymieniamy !
Szybo — wołałem w jakimś młodym wierszu -
szybo, ucieleśniona nieobecności.
SFINKS
Sfinks, warujący
u Piramid
(całe aleje Sfinksów w Mieście
Umarłych...),
ten strażnik Bytu, na przełęczy
pomiędzy nikim a wszystkim
— rzeczywiście milczy.
Tyle , że współczująco ! Zniechęcając
do pytań. Głupcy
dopatrują się w tym wzgardliwej
obojętności.
A on nas chroni -
przed wiedzą o nieistnieniu
bogów;
jedyną prawdą naprawdę
nie do wyobrażenia.
Przeczuwamy ją tylko,
i to z Drżeniem i Trwogą;
wygnańcy
w pustkach Wszechświata,
na ostatecznym rozdrożu.
LAMENT DOKTORA MALTHUSA
Żyje nas ponad sześć milardów.
O, cholera, Adamie, boży kmieciu;
podobno od stu do dwustu milionów
plemników uwalnia się i ginie przy każdym
wytrysku, istny holocaust.
Wulkany, trzęsienia ziemi, zarazy, wielkie
wojny i masakry, wyprawy religijne, całopalne
ofiary z miast... ; wszystko na nic.
Pozostawmy zatem na boku — geologię,
historię naturalną i polityczną, problemy teologiczne...,
zajmijmy się demografią i seksem:
czcigodnym ludobójcą jesteś, mój bracie,
kiedy gzisz się z panienką.
Adamie, sześć miliardów, podzielone przez sto
milionów... — to ledwie sześćdziesiąt razy! Na te
dziewięćset lat, które podobno przeżyłeś ?
Niewiarygodne, jeśli wiem coś niecoś o
Ewie, nie mówiąc o Lilith. Tyle dziś to nawet
garbaty asceta potrafi.
Sześćdziesiąt razy. Kilka nocy
młodego Lwa Tołstoja. A i tak przesadziłeś.
Tłok.
Tłok na ulicach, w łóżkach, w obozach
i więzieniach. Zatłoczone cmentarze. Tłok
na pustyni. Robimy co możemy : mordujemy,
głodzimy, wyskrobujemy... Nic z tego.
Nie mogłeś być bardziej powściągliwy?
TO JASNE...
To jasne,
że wszystko trwa
tylko dlatego, iż światło
nie może się rozpędzić.
Gdyby było inaczej —
wszechświat
zapadłby się wcześniej,
nim zaczął !
( Fizycy potrafią wyliczyć,
ileż to mogło się dziać
takie nie-istnienie. )
A więc kielich ze światła ?
Tak. I szamoczące się w nim
mrówki
galaktyk, gwiazd, planet,
wraz z ich mieszkańcami...
OKO
Wszechmogące oko,
widzi, co poroni :
patrzy — i gwiazdy,
i planety...;
patrzy kilka tysięcy lat
na sekwoję, a kilka tygodni
na mrówkę,
wpatruje się, na mgnienie,
w cząstki elementarne...
widzi — stwarzając !
A potem to wszystko
ogląda naszymi oczyma.
WIRY
Wiry nieskończoności, lej gwiazd,
loch księżycowy, przepaście obłoków;
doły spojrzeń, jamy rzeczy, wnęki
słów, nora ciała;
jaskinie wewnętrzne, nisze,
myśli o miłości i śmierci, czeluście
czułości;
studnia z płodowymi wodami,
otchłanie,chyba wcześniejsze
ode mnie...
Tak, jestem na dnie.
Ale jak tutaj wpadłem ?
Chyba tylko przez ten świecący
nade mną otwór słoneczny.
Jasność. Mroczniejąca, jeśli
popatrzysz dłużej. Nikną szczegóły;
tak, tamtędy.
Nieopatrznie, bosą nogą nastąpiłem
na światło -
i runąłem, wśród błyskawic
i tęcz, w jedną z warszawskich
tętnic.
|