eGNOSIS

Andrzej Szmilichowski, urodzony w Warszawie, Skorpion. Od 1973 na emigracji. Czternaście książek wydanych (w tym zADOMOwiENie — tCHu 2004; 371028-7693 — tCHu 2006; Zapiski z przyjacielem w tle — tCHu 2005, Homerun — tCHu 2007). Debiutował na łamach ITD w 1962 roku, pierwsza książkę wydał w 1985. Pisze do prasy emigracyjnej i do „Nieznanego Świata” oraz innych periodyków krajowych. Jest healerem. Zagląda ludziom w ich wszystkie ich życia w jasnowidzeniu. Wyhodował z żoną — Krystyną czworo dzieci: Adama, Agatę, Annę, Andersa, ale ma jeszcze jedno dziecko, najstarszą córkę Agnieszkę. Boi się złych ludzi. Brzydzi się kłamczuchami. Kocha wszystkie zwierzęta na ziemi, i niech już tam! — ludzi też. Kocha też Boga i siebie. Nie lubi kożucha na mleku, głębokich jaskiń i latania samolotem. Aha, jeszcze nie lubi pośpiechu.

Los tak chciał?

Andrzej Szmilichowski

 

 

Jak zdefiniować akt stworzenia życia? Karkołomne i kompletnie pozbawione „materiału wyjściowego” zadanie, ale zastanówmy się, spróbujmy. Akt stworzenia świadomego istnienia, mógł być abdykacją, wycofaniem się Boga. Stanęła przed Nim konieczność, na którą nie miał wpływu.  

Zastanawia pasywność Boga. Jeżeli człowiek jest efektem jakiegoś kosmicznego eksperymentu, a Bóg milczy, to może oznaczać iż to nie Jego projekt i nie ma nad nim kontroli. Popatrzmy na karty historii, poczynając od prehistorii aż do dnia dzisiejszego. Powstawały i znikały narody, wykluwały się i gasły religie, pojawiali i umierali prorocy, a Bóg milczy.

Przypuszczalnie Jezus i inni prorocy, zdawali sobie sprawę z powagi sytuacji. Wiedzieli, że ludzkość znajduje się w zaułku bez wyjścia i brnie ku ścianie. Jak inaczej odczytać najważniejszą modlitwę chrześcijaństwa „Ojcze nasz”, autograf samego proroka, gdy Jezus mówi „Przyjdź królestwo twoje”?

Był świadom porażki i błagał Boga o jaknajszybszą zagładę, o zakończenie nieudanego eksperymentu. Jak wielkie musiało być Jego przerażenie, gdy wołał „Panie czemuś mnie opuścił!”. Jezus wierzył, że człowiek jest boskim projektem i być może miał rację. Ale Bóg milczy.

Co stanowi przeszkodę, aby trwać przy narzuconym chrztem i utrwalanym katechizmem systemie wiary? Zapewne, między innymi, budząca się wraz dorośleniem samodzielność myślenia. Ludzie myślący mają potrzebę drążenia, poszukiwania gruntu na jakim powstała jakaś idea. Niestety stanowią zdecydowaną mniejszość, większość zadawala się: Bo tak jest. Nie interesuje ich: Dlaczego tak jest, skąd się i jak wzięło?

Aura wokół katolicyzmu, a więc uczuciowość modlitw, piękne pieśni, zapach kadzideł, cienie pod kazalnicą, fascynujące obrazy i cudowna muzyka organowa, tworzą jednolitą, miłą dziecięcej wyobraźni całość, która niejako automatycznie promieniuje w dorosłość. Wiara większości polskich katolików zatrzymała się na dziecięcym, katechicznym obrazie Boga. I ci walczą, przeciwstawiają się, krzyczą, rozdzierają szaty, bronią wiary gdyż „coś jej zagraża”.

Część laickich badaczy sakralnych kultur twierdzi, że chrześcijaństwo zostało zatrute z chwilą kiedy stało się oficjalną religią Imperium i przybrało nazwę Kościoła Rzymskiego. Doszło bowiem do mariażu Kościoła z Cezarem, połączenia wiary z władzą.

I to poszło jak po maśle, bowiem Rzym zawsze oddawał bogom i Cezarowi cześć boską. Zaś poza wszystki, skreślenie licznych bogów i postawienie na jednego silnego Boga, było po myśli tak Cezara jak rzymskich elit.

Kościół stając się spowiednikiem Cezara, poznał i przyjął za swoją, samą esencję rzymskiego imperium - totalitaryzm. To na tym gruncie wyrosła Święta Inkwizycja, sądy, procesy przeciw heretykom, tortury, śmierć. Proszę sobie łaskawie przypomnieć jak postąpiono z katarami i albigensami, wcześniej z manichejczykami. Słyszy się głosy historyków idei twierdzących, że Inkwizycja położyła kres, dopiero wykluwającym się kierunkom europejskiej kultury.

Kościół Rzymski - działaniami krakowskiego księdza błogosławionego Karola Wojtyły (JP II), trochę zmył z siebie piętno nieomal dwustuletniej krwawej krucjaty Krzyżowców do Ziemi Świętej i szaleństwa Inkwizycji. Cóż, kiedy popełnia nowe grzechy.

Platon nazwał społeczeństwo Wielkim Zwierzęciem, potężną organiczną strukturą, której lud składa hołd. Niestety Wielkiemu Zwierzu trudno pojąć ludzkie małe potrzeby, ciepła, dobra, prawdy.

Mam wielki podziw dla greckiej kultury i bardzo żałuję, że nie podjąłem w młodości wysiłku nauczenia się greki. Mam żal do chrześcijańskiej kultury, że nieomal zupełnie milczy o greckiej cywilizacji, praktykującej przecież pobożność i uzyskującej kontakt z Bogiem (Zeus), o czym mogą również świadczyć imiona greckich bogów: Ozyrys, Dionizos, Prometeusz. Dlaczego Kościół wybrał Stary Testament, w którym trudno znaleźć ślady jakiejkolwiek konkretnej religii, przed pismami wspaniałej, greckiej i religijnej cywilizacji?

Polski Kościół, przez długie wieki zespawany z Wielkim Zwierzęciem (nie katolik = nie Polak), zachował do dzisiejszego dnia ślady mocarstwowości, słyszalne co rusz w wypowiedziach niektórych hierarchów.

Historia historią, ale nie zapominajmy o nadzwyczaj istotnej dla człowieka sprawy: Tęsknoty za dobrem. Prawdopodobnie żaden z bogów nie odmawia człowiekowi prawa do uczestniczenia w „dobru”, ale jednocześnie ciało i umysł napotykają problemy nie do pokonania w postaci: Dobro dzieli od konieczności nie do pokonania dystans (konieczność - życie, dobro - Bóg).

W sytuacji w jakiej się człowiek znajduje, najistotniejsze jest to, na co może mieć wpływ: Nieustanna praca nad sobą, nad osobistym duchowym rozwojem. Praca. Tylko to co boskie, dzieje się bez wysiłku.

Niestety coraz trudniej oprzeć się niewesołej refleksji, że życie to tragikomedia. No bo jak je inaczej nazwać, jeżeli strącony poniżej najniższej klasy społecznej, zdegradowany i pozbawiony godności - błazen, jest jedynym człowiekiem który może bezkarnie mówić prawdę.

dPN

powrót do strony e Punktu widzenia powrót do strony eGNOSIS