eGNOSIS

Andrzej Szmilichowski, urodzony w Warszawie, Skorpion. Od 1973 na emigracji. Dwanaście książek wydanych (W tym zADOMOwiENie - tCHu 2004, Zapiski z przyjacielem w tle, tCHu 2005), gotowy do druku tom tom opowiadań i ukończona kolejna książka - Biały Liść. Debiutował na łamach ITD w 1962 roku, pierwsza książkę wydał w 1985. Pisze do prasy emigracyjnej i do „Nieznanego Swiata” oraz innych periodyków krajowych. Jest healerem. Zagląda ludziom w ich wszystkie ich życia w jasnowidzeniu. Wyhodował z żoną - Krystyną czworo dzieci: Adama, Agatę, Annę, Andersa, ale ma jeszcze jedno dziecko, najstarszą córkę Agnieszkę. Boi się złych ludzi. Brzydzi się kłamczuchami. Kocham wszystkie zwierzęta na ziemi, i niech już tam! - ludzi też. Kocha też Boga i siebie. Nie lubi kożucha na mleku, głębokich jaskiń i latania samolotem. Aha, jeszcze nie lubi pośpiechu.

Ile jest spełnień?

Andrzej Szmilichowski

 

We are going strong, aren’t we?

Ile jest spełnień? Jedno, dwa, a może więcej? To może być problem kardynalny dla myśliciela-poszukiwacza. Dla stoika — nie, stoik żyje powyżej liczebników. Ale jak ma się zachowywać człowiek standardowy, człowiek który ma świadomość wieczności, momentu wiecznego, a otacza go ogólny i powszechny moment zmienności? Wyczuwa, że wieczność nie jest podlega wpływowi jego codziennej zmienności, niczego, w czym dzień w dzień całym sobą uczestniczy, co tworzy — gdy jednocześnie jego próżność chciałaby, by ta osobista zmienność choć trochę wpływała na wieczność. Człowiekowi — by mógł osiągnąć większy spokąj, potrzebna jest konkretna duchowa strategia i tę potrzebę spełnia religia — przyjmowana bezkrytycznie wiara w C o ś tyleż wielkiego, co niezrozumiałego. Religie są obietnicami spełnienia.

Wiara proponuje swemu wiernemu dwa aspekty: jeden (jakby rzec) dotykalny, dokonujący się w wymiarze czasu ziemskiego, i drugi, finalny — koniec świata. Religie objawione przepowiadają kres czasu, Sąd Ostateczny, chwilę wskrzeszenia i krytycznej oceny wszystkich przodków i wszelkich pokoleń. Biorąc pod uwagę kryteria czysto-fizyczne, trochę by się zapewne zrobiło ciasno, jednak prawdopodobnie wskrzeszenie owo nie ciał dotyczy.

Nauka proponuje innego gatunku spełnienie, przy czym żywi równie silne jak wiara przekonanie o swym ostatecznym zwycięstwie. Nauka uważa zmienność za fundament, kanon, a różni się od wiary tym, że nie zakłada właściwych tamtej ograniczeń. Nauka twierdzi, że kiedyś będzie potrafiła w s z y s t k o — z wskrzeszaniem zmarłych włącznie, posiada pewność, że zostanie czymś w rodzaju super-Jezusa. Można odnieść wrażenie, że wiara i nauka w jakimś sensie zbliżą się ku sobie, eschatologia w objęciach i podniebnym walcu z techniką.

Przypominam sobie urocze opowiadanie Vincenza o tytule Pinkas. W czasach, kiedy Hiszpanie wygnali i wytępili Żydów, powstał poważny problem utraty uczucia religijnej miłości. Zgodnie z przykazaniem bowiem, chrześcijanin musi kochać swoich nieprzyjaciół, a tu wszyscy Żydzi wytępieni i nieprzyjaciół nie ma — kogo więc tu kochać?! Wówczas los, litując się nad zmartwieniem Hiszpanów, posyła im z Krakowa niepozornego żydowskiego krawca Pinkasa. Z jakąż więc Hiszpanie mogą odetchnąć ulgą — mają na powrót nieprzyjaciela —  mają kogo kochać!

Istnieje wielorakość różnych możności spełnień — choćby poprzez samounicestwienie. Samobójstwo to swoisty rodzaj spełnienia — w niektórych obszarach świata (Japonia) osiągnęło nieomal rangę uświęcenia. Może stać się osiowym składnikiem konstrukcji  romantycznego mitu. Warto przypomnieć casus Kurta Cobaina — lidera zespołu „Nirvana”, który doskonale wiedział, co robi, gdy wkładał w usta lufę sztucera. Już mając czternaście lat oznajmił swoim przyjaciołom: I am going to be a superstar musician, kill myself, and go out in a fame of glory.

Ludzka natura sprzed upadku, ludzka natura po upadku, ludzka natura i jej spełnienia... Tylko druga i trzecia są osiągalne, pierwszą (jeśli w ogóle istnieje) okrywa tajemnica. Tak jest wszędzie — w judaizmie, chrześcijaństwie, islamie, i trwa przez tysiąclecia.

Czym w ogóle jest Natura? Święty Paweł mówił — Cała Natura boleje, jęczy i czeka na zbawienie przez synów ludzkich. Jakże smutny był świat świętego Pawła.

Jedna z wersji kabały zawiera ogromnie ciekawe wyjaśnienie świata, a więc również jakiś rodzaj momentu spełnienia. Całe stworzenie świata, ów prapoczątek dziś nazywany big bang, odbyło się tak, iż boskie promienie, w ogóle wszelkie atrybuty boskości, były tak silne, tak intensywne, że aż przepaliły naczynie. Nastąpiło pęknięcie i powstał wszechświat.

Jak jest w Biblii wiemy, w innych zapisach, zdaje się gnostycznych, czy może manichejskich, u p a d e k jest nierozerwalnie związany ze  s t w o r z e n i e m . Dochodzi do jakiegoś rodzaju zarażenia i agenci z Królestwa Ciemności zarażają Królestwo Światła. Wtedy Bóg Najwyższy I Najjaśniejszy Protektor, widząc, że obszar Królestwa Światła jest zainfekowany wrogą propagandą Królestwa Ciemności, wyłącza go i pozwala Niższemu (demiurgowi) stworzyć Wszechświat (a w nim nasza planetę). Oto wyjaśnienie — dlatego nasz Świat jest okrutny, trapiony doborem naturalnym, walką o byt — jedni zjadają drugich, i tak dalej. Wszystko, z czym mamy do czynienia w całej historii Ziemi, a więc i historii ludzkości — to horror stworzony przez Niższego.

Tak być może narodziło się — wiszące w powietrzu po dzień dzisiejszy, jak topór kata — poczucie zagrożenia katastrofą śmierci, gdzie pycha i pokora, wina i kara, są niejako produktem ubocznym owego zarażenia, orężem którym posługuje się Niższy. W takiej interpretacji cechy wyższe, jak miłość, dobro, miłosierdzie, współ-odczuwanie, są w podziemiu, w głębokiej defensywie — są po prostu w świecie Niższego pół, albo w ogóle nielegalne.

Jeżeli tak jest, jeżeli żyjemy w Świecie o takiej konstrukcji, że dopiero daleko za lustrem jest dobrze, to co tu mówić o czymkolwiek. Ale być może wszystko jest zupełnie inaczej, o ile w ogóle j e s t...

 

dPN                                                                        

powrót do strony e Punktu widzenia    powrót do strony eGNOSIS