eGNOSIS

Walter Friedrich Otto (1875-1956) - religioznawca, badacz kultury, mitów. Twierdził, że mit to forma objawienia, kult - forma twórczości, której medium i tworzywem jest człowiek. Autor wielkich rozpraw: Bogowie Grecji oraz Dionizos - mit i kult.
Zamieszczamy obok drugą część wyboru Jerzego Prokopiuka z dzieła Otta - Teofania.

 

Teofania. 
Duch religii starogreckiej cz.II

Walter Friedrich Otto

 

 

 

Część II

 

Miłość Greków do swych bogów

 

Widzieliśmy, czym bogowie olimpijscy mogą być dla człowieka i czym dlań są; jak uspokajają go w troskach ziemskiego istnienia, nie zawsze przez udzielenie mu pomocy czy przez obietnice zbawienia, ale zawsze przez samo swe istnienie, ponieważ jako wszechobecni i działający żyją w stanie szczęśliwości i, beztroscy, świadczą o błogosławionej głębi wszelkiego bytu. Widzieliśmy także, jak kierują wolą człowieka i mają udział w jego zaślepieniu i winie, zgodnie ze swym planem, a jednak nie czynią go niewolnym, lecz udzielają mu daru schronienia i bezpieczeństwa, w których jedynie istnieć może prawdziwa wolność.

Tak więc Grek kocha swych bogów, jakkolwiek by z nim postępowali, a jeśli nawet musi zginąć, znajduje pociechę w wizji ich wiecznej doskonałości i szczęśliwości.

 

 

Szczęśliwość

 

O tej wiecznej szczęśliwości bogów, w której objawia się cisza całej głębi bytu, trzeba jeszcze powiedzieć kilka słów, aby dobrze zrozumieć istotną różnicę, jaka dzieli szczęśliwość i piękno bogów od szczęścia i piękna ziemskiego i ludzkiego, ale także, aby pojąć łączące je pokrewieństwo.

O żadnej rzeczy ziemskiej i ludzkiej nie można powiedzieć, że jest szczęśliwa sama w sobie. Szczęśliwość nie przynależy żadnej pojedynczej istocie ani stworzeniu

Piękno jest [...], jak powiedział Goethe, prafenomenem. Jednakże szczęśliwość rozbłyskuje dla nas tylko w spotkaniu z inną istotą. Miłujący otrzymuje ją od umiłowanej, a umiłowana od miłującego i w ten sposób jedno ukazuje się drugiemu jako szczęśliwe samo w sobie. Dopiero miłujący i umiłowana razem tworzą królestwo Afrodyty i ujmującej piękności (kállos). Albowiem tylko w tej jedności dwójni byt świata staje się całością, a tym samym zwierciadłem boskości.

Boskość, sam bóg, może być rzeczywiście szczęśliwy sam w sobie, ponieważ jawi się on wprawdzie jako osoba mająca postać ludzką, jednakże — w sposób, w jaki oko greckiego ducha widziało najjaśniej — nigdy nie jest istotą pojedynczą, lecz zawsze całością bytu świata [...]. Dlatego znajduje siew nim wieczny spokój i szczęśliwość, które w sferze ludzkiej pojawić się mogą tylko w spotkaniu i zjednoczeniu tego, co rozdzielone.

W ten sposób Bóstwo daje człowiekowi — zamiast różnych obietnic zbawienia, do których tak wielką wagę przykładają inne religie — objawienie swego bytu, a wraz z nim, zamiast odniesienia do przyszłości, dar wielkich chwil wieczności w obecności bogów.

 

 

Wstyd (Aidós) jako bogobojność

 

Miłość człowieka do Bóstwa nie znajduje tu tak żywego, serdecznego lub zgoła marzycielskiego wyrazu, jak w nowszych religiach, ponieważ nie jest miłością do istoty odpowiadającej miłością, ojcowskiej i zbawczej.

Jednakże nie przestaje ona być miłością prawdziwą tylko dlatego, że nie zawiera żadnych pragnień osobistych. Jest to miłość istoty, którą poruszyło to, co jest źródłem wszystkich istot. Jest to wzruszenie i zachwyt ducha, przed którym otworzyły się głębie całego bytu i który z tych głębi od nowa otrzymuje własne istnienie z rąk bogów. Albowiem w postaci boga, i tyłków niej, byt świata jest całością, a poznanie i prawda, to, co subiektywne, i to, co obiektywne, zostaje równoważone i staje się jednym.

Może się to dokonać na wiele sposobów.

Język grecki posiada słowo, którego treść jest niewyczerpalna, ponieważ jest to imię pewnej bogini, które oznacza zarazem cały świat wypełniony boskością: Aidós. Zazwyczaj słowo to tłumaczymy jako „wstyd”. Nie jest to jednak wstyd z powodu czegoś, czego trzeba się wstydzić, lecz święta bojaźń przed czymś nietykalnym, świętym, delikatność serca i umysłu, ostrożność, głęboka cześć, a w życiu płciowym dziewczęca cisza i czystość. Wszakże to wszystko i jeszcze wiele innych rzeczy pokrewnych to czar boskiej postaci, która jest zarazem czymś czcigodnym i przedmiotem czci, czymś czystym i pobożną bojaźnią przed czystością [...].

Aidós objawia się nie tylko w życiu ludzkim, lecz także w naturze [...]. Aidóslo cały świat obejmujący w boskim duchu wszelkie życie, wszystko, co ma „źródło w czystości” (Hoelderlin), zarazem to, co święte, jak i pobożną bojaźń, jaką ono wzbudza, a więc — byt pełny i zamknięty w sobie [...].

 

 

Radość (Charis)

 

Charis, jak sama nazwa wskazuje, oznacza radość.

Również kult Charyt — gdyż Charis, podobnie jak Muzy i Hory, występuje już to w liczbie pojedynczej, już to w liczbie mnogiej (zazwyczaj znano ich trzy) — jest bóstwem prastarym [...].

Wszelkiemu dziełu ludzkiemu Charyty użyczają blasku uroku i piękna [...].

Słynna jest pieśń, którą Charyty i Muzy miały śpiewać na weselu Kadmosa i Harmonii (Theog. 15): „Co piękne jest, godne jest miłości, co zaś niepiękne, miłości nie jest godne”.

Podobnie jak artystyczne dzieła człowieka, tak też godziny słodkiej rozkoszy znajdują błogosławieństwo Charyt. Hypnos, bóg łagodnego snu, w Iliadzie (XIV, 275) życzy sobie poślubić „jedną z młodszych Charyt”, Pasitheę.

Ale również wżyciu ludzi Charis przynosi im radość. Dotyczy to wszelkiego rodzaju łaski i przyzwolenia, w szczególności w miłości między mężczyzną a kobietą [...].

Charis wszakże obdarza nie tylko ludzi, których czyni pięknymi, godnymi miłości, pomysłowymi i szczęśliwymi. Objawia się ona także w naturze, w radosnym wzroście i kwitnieniu, w radującym serce czarze wiosny [...].

Jednakże świat Charyt w pełni ukazuje swą istotę dopiero wtedy, kiedy rozumiemy, że „Łaska”, która jest tu postacią boską, nie jest tylko czymś powabnym i czarującym, dawaniem i uszczęśliwianiem, lecz oznacza także radość bycia uszczęśliwionym i obdarowanym. Jest to [...] cudowne królestwo darowywania i dziękowania jako jedność, pełnego miłości dawania i pełnego miłości brania, królestwo, do którego nie mają wstępu prawo i sprawiedliwość, wymaganie i zadośćuczynienie, królestwo pełni łaski. Zaprawdę jest to cały świat, w którym podmiot i przedmiot są jednym, „zniesione” w boskim blasku wyższego bytu.

 

 

Bogowie nie są „personifikacjami”. Otwierają oni oczy na istotę i prawdę rzeczy

 

[...] Takie postaci bogów, jak Aidós czy Charis, nazywa się „personifikacjami”, ponieważ ich imiona pojawiają się w języku jako abstrakcyjne pojęcia. A jednak można w wielu wypadkach dowieść, że imię boga jest czymś pierwotnym, abstrakcyjne pojęcie więc pochodzi od niego. Od dawna przyzwyczajono się mówić o „personifikacjach”, jak gdyby był to proces całkowicie naturalny, podczas gdy raczej należałoby się dziwić, jak coś, co z istoty swej jest bezosobowe — pojęcie oderwane — może stać się czymś osobowym. Pytanie to wystarczy postawić tylko raz, by natychmiast na nie odpowiedzieć, że jest to niemożliwe. Jeszcze dzisiaj język poetów jest pełen takich osobowych postaci [...].

W rzeczywistości nie ma żadnych „personifikacji”, lecz jedynie depersonifikacja, podobnie jak nie ma „tworzenia mitów”, lecz tylko demitologizacja, i jak — zgodnie ze znaczącym zdaniem Schellinga — nie ma sensu pytać, w jaki sposób człowiek może przyjść do Boga, podczas gdy tylko pytać trzeba, jak mógł się od niego oddalić.

Postać mityczna jest prafenomenem. Tylko dlatego, że pojęcia „zwycięstwo”, „pokój”, „wolność”, „sprawiedliwość”, „miłość” itd. były pierwotnie postaciami mitycznymi, boskimi, we wszystkich epokach mogą one znowu pojawić się w poezji i sztuce jako istoty nadludzkie [...].

Wiedza o pełni bogów, która nie tylko zamieszkuje świat, lecz jest światem, nie ma nic wspólnego z panteizmem. Wszystko, co ma charakter istotowy i jest prawdziwe, objawia postać jakiegoś boga. Ale słuszniejsze jest twierdzenie odwrotne: postacie bogów objawiają wszystko, co obdarzone jest istotą i jest prawdziwe. Już tu widzimy [...], że Grecy tylko dlatego mogli mieć tak głęboki wgląd do tysiąca skarbców bytu, że ich postaci bogów otworzyły im oczy.

W przypadku wszystkich bóstw [...] powraca boski cud „zniesienia” subiektywności i obiektywności i ujęcia ich jako jedności. A wszystkie one, choćby wydawały się bardzo ograniczone w ich sferze działania (dopóki pozostajemy tylko przy pojęciowym znaczeniu ich imion), rozciągają granice swego królestwa [...] tak, że obejmują całość świata i bytu [...].

Znajdujemy je we wszystkich kręgach istnienia, w kosmosie, w świecie żywiołów, w królestwie roślin i zwierząt, a wszędzie obecne są w swej boskiej wielkości, cały byt czyniąc zwierciadłem swej istoty, aby wreszcie same objawić się w postaci ludzkiej. Toteż każde z tych bóstw, nie czyniąc uszczerbku swej wzniosłej postaci, może nie tylko mieć koło siebie zwierzę czy roślinę, lecz nawet pojawić się jako zwierzę lub roślina i być przedmiotem czci w tej postaci. Racjonalista może to nazwać fetyszyzmem. Człowiek rozumiejący jednak wie, że bóstwo nie zostaje przez to poniżone, lecz że przez istotę żywą prześwieca jego nieskończone tło i zmusza do nabożnej modlitwy.

Wielcy bogowie [...] już za pośrednictwem swych imion wskazują, że oddawana im cześć jest starsza od kultury i religii Greków[...]. Religia helleńska, jak świadczą o tym dzieje Hindusów, Italików i Germanów, istniała już w czasach indoeuropejskich i została przez Greków przyniesiona z Północy do kraju, z którego praludnością mieli się zmieszać [...].

Afrodyta, Apollo i Artemida, Hermes itd. niezależnie od tego, jak prezentowali się swym czcicielom w czasach przedgreckich, Grekom objawili się na nowo tak, jak widział ich Homer, nasz najstarszy i po wszystkie czasy miarodajny świadek [...]. Jest rzeczą całkowicie bezsensowną chcieć wyjaśniać wiarę w tych bogów, odwołując się do warunków życia i postawy duchowej wczesnych Greków. To, co nazywamy postawą duchową i formą życia Greków, jest jedynie samoobjawieniem się takich bogów, jak Zeus, Atena, Apollo. To oni uczynili z Greków i ich kultury, to, czym byli. Wszystkie ich wielce podziwiane dzieła i poznawcze osiągnięcia są w gruncie rzeczy promieniami użyczonego im, i tylko im, objawienia Bóstwa.

 

 

Boska wielość i jedność

 

Wielobóstwo charakteryzujące religię grecką, którym gorszą się innowiercy, nie pozostaje w sprzeczności z monoteizmem, lecz jest, być może, jego najbardziej pomysłową formą.

Cokolwiek byśmy w poszczególnych przypadkach powiedzieli o zrządzeniach bogów, to ostatecznie wiadomo, że o wszystkim decyduje wola Zeusa [...]. Jedność łącząca bogów znajduje już u Homera wyraz w ciągle powracających zwrotach mówiących o tym, że wszystkim kierują „bogowie” lub „Bóg”.

Ale Grecy nie byliby ludem obdarzonym najżywszym duchem, gdyby cudowna wielorakość bytu nie mówiła im o wielości różnych postaci boskich, które choć wszystkie są nieskończone i wieczne, wszakże tylko razem stanowią całość boskości. I [...] uważali oni za rzecz pobożniejszą czcić boskość, gdziekolwiek i jakkolwiek się objawia, w jej całej wspaniałości, niż te różnorakie objawienia za wszelką cenę sprowadzać do jednej jedynej istoty. Albowiem niewolnicza koncepcja boskiej zawiści, która nie potrafi ścierpieć niczego obok siebie, była im całkowicie obca.

A przecież ta boska wielość nie oznacza zwykłej koegzystencji różnych, ale skłóconych ze sobą bóstw. Każdy bóg olimpijski ma własny charakter, różny od charakteru innych bogów, podobnie jak poszczególne dziedziny rzeczywistości, choć różnią się od siebie, to jednak stanowią jedność, którą mit grecki przedstawia w tak głęboki sposób.

Wielcy Olimpijczycy tworzą rodzinę, na której czele stoi ojciec, względnie najstarszy brat Zeus, nazywany „królem”. Jego siostra Hera tronuje u jego boku jako jego małżonka; jego bracia, Posejdon i Hades, bóg morza i bóg krainy zmarłych dzielą z nim [...] panowanie nad światem, w taki jednak sposób, że nie mogą przeciwstawiać się jego woli. Apollo, Artemida, Atena, Hermes, Afrodyta i inni są jego dziećmi [...].

Nawet prabogowie, stary ziemski ród Tytanów [...], choć Zeus nie przyjął ich do swej rodziny, pokonani przezeń, uwolnieni zostali z więzów i zawarli z nim pokój, tak że weszli do jego królestwa, i wolno im, czcigodnym, mieszkać w jego głębi. Jakże inny los spotkał pokonanych przez królestwo światłości prabogów innych religii, potępionych i zdemonizowanych!

Ta jedność królestwa bogów pod panowaniem Zeusa jako króla i ojca różni się całkowicie od monoteistycznego jedynowładztwa, które ma wokół siebie tylko sługi i pełnomocników. Poszczególne bóstwa, bynajmniej nie będące jedynie narzędziami najwyższej woli, mogą wprawdzie otrzymywać od Zeusa specjalne zadania i nie wolno im przeciwdziałać jego planom, są jednak i pozostają w całym znaczeniu tego słowa bogami, w których wieczności odbija się wszechświat ze wszystkimi swymi postaciami. Są oni i pozostają wzniosłymi reprezentantami królestw świata i bytu, objawieniami ich boskich głębi, dzięki którym każdy z nich jest nieskończony i na swój sposób stanowi całość bytu i Bóstwa.

Ale istnieje także żywe doświadczenie boskiej jedności wielokształtnego świata bogów, którą także my [...] możemy odczuć tak, jak Grecy: wypełnienie bogami całego bytu, w którym uśmiecha się Afrodyta, błyszczą wspaniałe oczy Apolla, Artemida tańczy i poluje wraz z Nimfami, Atena wzywa do czynu, Hermes inspiruje ludzi, a Dionizos w błogim upojeniu spogląda ku gwiazdom — wszystko to zaś jest jednym jedynym boskim życiem, jedną boską prawdą bytu [...].

Wiedzy o tym nie daje żaden namysł ani spekulacja, lecz jedynie wielka chwila, w której można by powiedzieć wraz z Nietzschem: „Czyż świat mój nie był doskonały?”

 

Cóż jednak jednoczy ten świat?

Właśnie duch doskonałej chwili!

 

Po grecku można go nazwać Zeusem — lub jakimś jeszcze większym imieniem

[...]

 

 

Miłość zamiast woli i posłuszeństwa

 

[...] Bóg grecki nie jest panem, władczą wolą. Jako bóg domaga się uznania i czci, ale nie żąda stronniczości, bezwarunkowego posłuszeństwa, a już w najmniejszym stopniu — ślepej wiary. Postawy moralne nie są nakazami jego woli, której człowiek musi się podporządkować, lecz realnościami, które w sobie noszą swą prawdę i wartość, i same przez się budzą szacunek i miłość [...].

Tu widzimy jedną z podstawowych różnic między religią starogrecką a religią chrześcijańską, w której wola i posłuszeństwo odgrywają rolę, która jest całkiem obca duchowi helleńskiemu. Przecież język grecki nie ma nawet słowa na określenie tego, co człowiek nowożytny rozumie przez „wolę”, Grek [...] jest zawsze realistą, podczas gdy nowożytność myśli subiektywnie. Regułami zachowania się i działania są dla niego doskonałości należące do ekonomii istnienia i świata, które z tej racji nie odwołują się do woli i posłuszeństwa, lecz do rozumienia i doświadczenia.

Doniosłość tego przeciwieństwa widać wyraźnie w przeciwstawieniu Augustyna i Plotyna. Augustyn oświadcza (De civ. dei 19,25), że kto szanuje i kocha cnoty dla nich samych, a nie tylko z racji posłuszeństwa wobec woli prawdziwego Boga, tego należy nazwać raczej grzesznikiem niż człowiekiem cnotliwym. Sąd ten spotykamy jeszcze u Kanta, kiedy twierdzi on, że działania powodowanego skłonnością do dobra, a nie posłusznym podporządkowaniem się prawu moralnemu, nie można uważać za cnotliwe.

Jakże inaczej [...] brzmią słowa Plotyna, który [...] w swej rozprawie o pięknie (Enn. 1,6,4 i n.) pisze:

„Jak o pięknie zmysłowym nie może mówić niewidomy od urodzenia, który go nie widział i nie pojął, tak też o pięknie duchowych czynności, nauk i podobnych rzeczy; ani też nie może mówić o świetle cnoty ten, kto nawet w wyobraźni nie uchwycił, jak piękne jest oblicze sprawiedliwości i umiarkowania — nie dorówna mu piękno gwiazdy wieczornej ani jutrzenki. Potrzebny jest jednakże na to wzrok duszy; gdy nim natomiast te rzeczy ogarnie, człowiek raduje się, zachwyca i przejmuje znacznie więcej niż pięknem zmysłowym, bo wreszcie dotyka prawdy”.

(przekł. A. Krokiewicza)

A więc mamy tu do czynienia z miłością, wszechpotężną miłością, zamiast z wolą i posłuszeństwem!

To, co tu powiedziano w języku prawdziwie platońskim, grecka pobożność znała od dawien dawna. Wieczne postaci bogów wolno jej było kochać i czcić, ponieważ nie musiała żyć w lęku przed zazdrosnym władcą, który czuje się obrażony, jeśli nie dziękujemy za wszystko tylko jemu.

Ale szlachetność należy również do charakteru wielkich postaci boskich. Jeśli nawet mit opowiada o nich wiele rzeczy obrażających moralność mieszczańską, to jednak bogowie pozostają zawsze wielcy i wzniośli, w swym gniewie równie godni czci, co w swym uśmiechu i łasce, pełnych niebiańskiego czaru. Nie są oni prawodawcami, lecz przyświecającymi nam ideałami [...].

Spójrzmy w oblicza tych bóstw i zapytajmy, czy ludzką postać, o której mówi się, że jest stworzona na obraz i podobieństwo Boga, widziano kiedykolwiek w sposób szlachetniejszy, czystszy, bardziej świetlisty i boski.

 

 

Istota greckiego doświadczenia Bóstwa: objawienie nieskończonego bogactwa bytu

 

Podobnie jak bóstwa te objawiają człowiekowi prawdziwe szlachectwo i prawdziwą wielkość nie przez nakazy i nauki, lecz przez samo swe istnienie, tak też przez istnienie to otwierają przed nim głębie i dale świata.

W ten sposób odkrywamy istotę greckiego doświadczenia Bóstwa.

Temu, kto spogląda w ich oblicze, bogowie ukazują nieskończone bogactwo bytu.

Każde z nich ukazuje mu to bogactwo na swój szczególny sposób: Apollo ukazuje byt świata w jego czystości i ładzie, istnienie jako poznanie i pieśń przynosząca wiedzę, jako nieskalanie przez demoniczne sidła. Jego siostra Artemida objawia inną czystość świata i istnienia, wiecznie dziewiczą, ludyczną i choreiczną, zaprzyjaźnioną ze zwierzętami i radośnie na nie polującą, chłodno odpychającą i porywająco oczarowującą. Z oczu Ateny rozbłyskuje wspaniałość męskiego i znaczącego czynu, wiecznej chwili zwyciężającego wszystko dokonania. W duchu Dionizosa świat jawi się jako praświat, jako prastara dzikość i bezgraniczne upojenie. W imieniu Afrodyty świat staje się złoty, wszystkie rzeczy ukazują oblicze miłości, boskiego cudu, który zaprasza do oddania, do stopienia się i zjednoczenia z ukochaną istotą.

Moglibyśmy tak ciągnąć jeszcze dalej. Ale te obrazy powinny wystarczyć. Czy nie ukazują one prapostaci nieskończonego życia świata, jego zachwytów i jego ciemnych tajemnic? Rzeczywistości świata nie są więc naprawdę niczym innym, jak bogami, obecnością bogów i ich objawieniami. Każda z nich jest we wszystkich swych sferach i na wszystkich swych stopniach przepełniona Bóstwem, które jawi się zarówno w świecie żywiołów, jak i w królestwie roślin i zwierząt, i ukazuje się w obliczu człowieczym. A każdy z bogów zawsze otwiera przed nami cały świat. Albowiem w jego szczególnym objawieniu zawierają się wszystkie rzeczy.

 

Przekład ten dedykuję p. Iwonie Świątek.

 

Przełożył Jerzy Prokopiuk

powrót do poprzedniego odcinka    powrót do strony e Punkt widzenia