eGNOSIS

Antoni Kozłowski (1953) p. Biogram człowieka pozbawionego złudzeń, lecz nie wyobraźni.
Autor pisze: „Z wszelkich prób samookreślenia w konwencji utartych pojęć nie jestem kontent, więc stosuję tu własny neologizm, czyli określam
się jako psychonautę, żeglarza oceanu duszy, który opuścił port
konwencji i zmierza ku nieznanym archipelagom przebudzonej
świadomości”.

Bombki, czyli mit w szkło obleczony

Antoni Kozłowski

 

Któż z nas nie dał się oczarować magii rozjarzonej, bożonarodzeniowej choinki, na której w blasku świeczek czy elektrycznych lampek połyskiwały tęczowo różnokształtne bombki. To właśnie one, przybierające kształty od klasycznych kul po domki, grzybki, latarenki, aniołki, Mikołaje, czy kopulaste wieżyczki, zwane choinkowymi czubkami, cieszyły nasze łase niezwykłości oczy i  fascynowały dziecięcą wyobraźnię jako twory z innego świata. A ten świat porywał cudownością, szczodrą i dobrotliwą postacią Świętego Mikołaja, który pomimo przestróg rodziców zawsze był zdania, że warci jesteśmy podarków, niecodziennym zapachem siana szeleszczącego pod obrusem, czy wspólnego śpiewania kolęd, wiążącego nicią serdeczną rodzinne grono. Lecz centralnym zjawiskiem była zawsze choinka i jej tradycyjne przybranie. Zajrzyjmy więc na chwilę w przeszłość, aby odnaleźć genezę owego zjawiska.

Bożonarodzeniowa choinka narodziła się jako element obyczaju świątecznego w Alzacji, a pierwsza wzmianka historyczna na jej temat pochodzi z XV wieku. Dekorowano ją w najprostszy sposób, a więc orzechami, jabłkami, piernikami i cukierkami, które to mogły być zjedzone przez dzieci dopiero po święcie Trzech Króli. Kościół dopatrywał się w symbolice choinki ciągłości tradycji pogańskiej i sprzeciwiał się jej kultywowaniu. Pomimo owego sprzeciwu obyczaj bożonarodzeniowego drzewka szybko się rozprzestrzeniał i już w XVIII wieku występował na terenie całych Niemiec. Z nadejściem XX wieku choinka panowała już wszechwładnie w Europie Północnej i we Francji. W czasach obecnych jest zjawiskiem powszechnym w całej Europie i większości krajów świata.

Pochodzenie symbolu choinki ginie w pomroce dziejowej i trudno jednoznacznie powiedzieć z jakiej tradycji kulturowej się wywodzi. Z dużą dozą prawdopodobieństwa można ją jednak łączyć ze sosną, drzewem poświęconym Wotanowi i Odynowi w krajach germańskich i skandynawskich. Zatem w tym przypadku choinka to młodsza siostra Drzewa Kosmicznego, którego elementy pojawiają się w zmienionej, lecz czytelnej formie w przybraniu choinkowym. Spoglądając w rozmarzeniu i błogości na rozświetloną choinkę pamiętać powinniśmy, że każde światełko oznacza ludzką duszę, aniołki zaś, to symbole duchów niebieskich, a osadzona na szczycie gwiazda to symbol słońca. Co się zaś tyczy najbardziej charakterystycznych ozdób choinkowych, a mianowicie bombek, to symbolizują one planety i gwiazdy. I tak właśnie kolorowe, kruche cacka kierują nasze oczy ku odległym, tajemniczym ciałom niebieskim. Bombka zatem to wspaniały, kosmiczny symbol i choć nie dla wszystkich czytelny, to na pewno ciesząc nasze oczy wywołuje tęsknotę za baśniowym, niezwykłym wymiarem życia.

Lecz my zajmiemy się teraz ziemską i prozaiczną, lecz także godną uwagi historią bombki. Bombki pojawiły się na początku XIX wieku w niemieckiej Turyngii. Tam właśnie powstała pierwsza wytwórnia bombek choinkowych w miasteczku Lauscha. Z biegiem lat szklane ozdoby zawisły na choinkach w całej Europie. Technologia produkcji bombek od tamtych czasów nie wiele się zmieniła. Do dziś zachowały się tradycyjne metody ręcznej produkcji, tak że współczesne bombki to dzieła archaicznego rzemiosła artystycznego. Potentatem w produkcji tradycyjnych bombek są Niemcy. Do dziś działa zmodernizowana wytwórnia w Lauschy. Ciekawostką jest historia przemytu bombek z czasów politycznego podziału Niemiec. Otóż na terenie RFN działały prężnie przedsiębiorstwa handlowe sprzedające bombki do wszystkich krajów świata. Bombki z Lauschy, tradycyjnie cenione, lecz wyrabiane za “żelazną kurtyną” jako towar handlowy zdobywane były w nielegalny sposób. Grupy szmuglerów przenosiły przez “zieloną granicę” na terenie gór Lasu Turyngskiego całe kartony bombek. Proceder był tak dobrze zorganizowany, że poszukiwane bombki były zawsze dostępnym na rynku towarem. Podział kompetencji z czasów politycznego absurdu zachował się do dziś i większość bombek powstaje na terenie byłej NRD, zaś za ocean sprzedają je pośrednicy zachodnioniemieccy. Współcześnie jedynym realnym zagrożeniem dla europejskich producentów bombek jest zalew taśmowej tandety z plastiku rodem z Hongkongu. A zatem - sentyment czy praktyczność - odpowiedź należy do nas.

Tradycja produkcji bombek w Gdańsku sięga czasów Wolnego Miasta. Po wojnie kontynuacja nastąpiła w 1950 roku, kiedy to trójka gdańskich rzemieślników zarejestrowała wytwórnię ozdób choinkowych. Nie jest to wielki zakład produkcyjny, lecz wytwarzane tu tradycyjnie bombki trafiają do odbiorców na całym świecie. Okazuje się, że najbardziej popularne są gdańskie bombki w USA, gdzie sieci wielkich domów towarowych wykupują na rynek amerykański 85% produkcji spółdzielni. Następnym co do wielkości kontrahentem gdańskiej wytwórni jest Japonia. Świętowanie Bożego Narodzenia przywędrowało do tego kraju z USA jako element amerykańskiej kultury masowej, tak więc ma podłoże czysto laickie. Gdańskie bombki trafiają też do krajów Ameryki Południowej.

Produkcja bombek  jest tu oparta na tradycyjnych metodach ręcznych i płucnych, czyli wydmuchiwaniu rozgrzanych nad gazowymi palnikami szklanych rurek. Jedynie prostsze kształtki bombek wytwarza automat. Wszystkie bombki malowane są ręcznie, więc każda jest egzemplarzem niepowtarzalnym. Produkowane są w krótkich seriach i bardzo szerokim asortymencie wzorniczym. Nad kształtem i estetyką bombek pracują spółdzielczy plastycy, projektujący nowe wzorów i doskonalący formy tradycyjne. Wytwórnia realizuje także wzory bombek projektowane przez zamawiających. Wiąże się z tym parę godnych odnotowania ciekawostek.

W roku 1990 kontrahent amerykański zamówił bombkę własnego wzoru, a przedstawiającą, o dziwo, głowę Saddama Husajna. Był to czas Wojny w Zatoce i zapewne owe dziwacznie przewrotne bombki powędrowały w piaski pustyni, aby ozdobić żołnierskie choinki. Kruchość tworzywa była tu niebagatelną zaletą i symbolizowała słabość przeciwnika. W jaki sposób owa teatralna słabość dyktatora testowana była na choince kroniki “Pustynnej burzy” milczą.

Natomiast pikantna jest historia własnego modelu bombki zaprezentowanego na targach w Norymberdze w styczniu 1998 roku. Otóż wystawiono tam model bombki figuralnej przedstawiającej scenę rodzajową z Raju, a nazwanej “Adam i Ewa”. Amerykanie, którzy zwiedzali wystawę, a zainspirowani krzyczącym z pierwszych stron gazet skandalem erotycznym swego prezydenta, nazwali tę szklaną parę “Bill i Monika”. I tak oto świadomość masowa czyni z pradawnego mitu ilustrację do banalnego i po prostacku rozdmuchanego wydarzenia. Ale jakie czasy, takie gusta.

Co się zaś tyczy mych osobistych kontaktów z anegdotą wyrosłą wokół roli gdańskiej bombki, to przypominam sobie z dzieciństwa taki oto epizod. W małym, piętrowym budynku przy ulicy Brackiej, biegnącej wzdłuż wspaniałego płotu z kutej kraty okalającego stare budynki Politechniki Gdańskiej, mieściła się ongiś filia wytwórni bombek. Często zachodziłem w jej okolicę i obserwowałem przez okna tajemniczy, ognisty, alchemiczny wręcz proces powstawania szklanych błyskotek choinkowych. Widziałem też, jak na ręcznie ciągniętych wózkach wywożono upakowane w tekturowe pudełka bombki, aby oczekujący samochód uwiózł je w świat daleki. Pewnego razu obserwując z zachwytem w oczach ów, banalny przecież proceder, zostałem poinformowany przez miłego, starszego pana (bez podtekstów), zapewne tutejszego magazyniera, że gdańskie bombki znane są na całym świecie i nie ma chyba towaru, który tak chwalebnie rozsławiał by imię polskiego rzemieślnika za granicą. A ponieważ znałem z autopsji pijackie wyczyny szewców, murarzy, stolarzy, czy kafelkarzy, poczułem się szczęśliwy, że jest taka profesja, która przysparza nam chwały. I na dodatek dostałem jeszcze prezent, bombkę-latarnię, którą wieszam do dziś na bożonarodzeniowej choince.

Na koniec parę uwag praktycznych. Bombki nie lubią wilgoci, a zatem należy przechowywać je w kartonowych pudełkach starannie owinięte w miękki papier, a odkurzamy je przy pomocy suchej ściereczki. Ponieważ bombki swoiście “oddychają” nie należy opakowywać ich w folię. Odpowiednio konserwowane mogą służyć nam przez wiele lat. A nawet jeśli spadną na ziemię, co dzieje się często przy małych i wielkich choinkowych dramatach, zawsze możemy uzupełnić powstałe spustoszenia, czasem nawet z zyskiem dla urody przybranego drzewka, dopóki nie wyprze ich hipermarketowa tandeta. Zapewne niejednokrotnie zawisa wtedy na choince gdańska bombka.

To tyle w kwestii bombkowo-choinkowej. Świat, który nas otacza jest wielkim teatrem, a na jego scenie stare przeplata się z nowym, wzniosłe z przyziemnym, a mądre z głupim. Na zakończenie warto więc wspomnieć, że śpiewane tradycyjnie przy choince kolędy swą nazwę zawdzięczają rzymskiej Kalendae Januaris, czyli dniu 1 Stycznia, świętu początku. I tak oto tradycja europejska przenika się w tym zwyczaju i jest widomym symbolem jedności i trwania starego w nowym. W kulturze, podobnie jak w przyrodzie, nic nie ginie.

 

Grudzień 1999 r. Antoni Kozłowski

powrót do strony ePunkt Widzenia powrót do strony eGNOSIS