eGNOSIS

 

Lech Robakiewicz (ur. 1954) — redaktor pisma i strony www Gnosis, autor mikro-esejów, refleksji i poezji zamieszczanych w czasopismach. Zajmuje się grafiką komputerową — głównie użytkową, uprawia także klasyczne gatunki — rysunek piórkiem i ołówkiem, malarstwo olejne i akryl. Jest również wydawcą (1981-88 wydawnictwo MY, w st. wojennym współ-kierował wyd.: STOP, Książnica Literacka, KLON, od 1993 kieruje doMem wYdawniczym tCHu). W niewielkich nakładach wydał: tomiki poezji Przeczucie (1982), Tam jest tu (2004), dramaty: Erozja (1975) i Ostry zakręt (1975, 1984) oraz tomy refleksji Spis rzeczy (1988), Te słowa (1996). Zamieszczone obok notatki pochodzą z przygotowywanego tomu Teraz.

Teraz
Klatka 

Lech Robakiewicz

 

Wczoraj — ciekawy obraz Klatka na ptaki, przez jakąś Włoszkę, czy Amerykankę włoskiego pochodzenia (Nicolettę Ceccoli) — z ptako-kobietą (szukałem harpii, gdy na nią się natknąłem) o torsie (obnażone piersi) i głowie ludzkiej, siedzącą na drążku i w fotelu facetem o głowie kruka, trzymającym koniec uwiązanego do jej nogi sznura. Napisałem do niej: Mi się wydaje, że to b. ładny i inspirujący obrazeczek. Opowiada, moim zdaniem, o wzajemnym (mimo że sznur sugerowałby zależność jednokierunkową, tytuł przywraca <czy wręcz konstytuuje> symetrię) więzieniu się w wyobrażeniach, oczekiwaniach, narzucaniu ich sobie i podświadomym oczekiwaniu ich haseł wywoławczych i manifestacji w każdej relacji, w którą wchodzimy. Zmieniamy się w zniewalające — przy pomocy schematów (odpoznawania świata), i tym sposobem narzucające wzajemnie więzienny rygor — manekiny, kataryny, kukły.

Nic nie jest, jakie się zdaje — nosimy hieratyczne maski, przywiązujemy (kto bardziej, byłoby, sądzę, kwestią sporu), stąpamy po czymś, co tylko z pozoru ma kształt płaski, przyjrzyj się bacznie — przy każdym kroku, między płytami chodnika, rozwierają się prostopadłe, międzyprzestrzenne studnie.

Nostalgia promieniująca poprzez niezwykłość, tajemniczość (odwołanie do kanonu egipskiego) sytuacji, alegoryczność postaci, może i bezbronność (nagie piersi), jest moim zdaniem (nie wiem nawet, czy autorka by na tę interpretację przystała) tylko szansą na zdystansowanie, odczarowanie, odczadzenie w tym odurnieniu, oślepieniu, nieledwie trupim. Szansą na otrząśnięcie się, spojrzenie choć przez chwilę innym okiem, zobaczenie siebie gdzie indziej, prawdziwiej, na małe katharsis.
Nie chodzi o nastraszenie, ale o wytrącenie z rutyny, o wstrząs, który by tą narkotyczną równowagą zachwiał, strącił z ócz łuski.

I co dalej? To już zależy, czy potrafimy utrzymać przez kilka dalszych sekund oczy otwarte, choćby uchylone, ale nie zaciskać, nie zamykać. Wytrwać.

I nic nie będzie takie, jak dawniej, jakie nigdy nie było i nie będzie.

Zachować przytomność. Jak się utrzymać na tej cienkiej linii między snem a śmiercią. Cienkiej linii przejścia, cienkiej jak włos, jak promień, jak gwizd, jak ostrze (płatające cięcie) szabli.

Niewinność.

101016

 

PS. Jeszcze jedna refleksja o tych (zdawałoby się) smutnych (wyłącznie) obrazkach:

Ale do tego, co radosne, nie idzie się przez tanią wesołość, bebechową — jakby cię kto w pięty łechtał.

To, co ważne, to chwila zastanowienia, spostrzeżenie, że obok istnieje, albo przynajmniej może istnieć — kompletny, wymeblowany według swoich praw, swoich ciążeń, swoich imperatywów, świat.

Bo w gruncie rzeczy wciąż nas tu namawiają na seanse ekstatycznego łechtania — a to w piętę, a to pod pachą, i cieszmy się, bo wszyscy się tak ucieszyli, to takie podobne do prawdziwej, pełnowymiarowej radości. Czegóż można oczekiwać, przecież nie będziemy mieli zamków, kadilaków, latyfundiów i wyspy w tropikach. No, to się dajmy uwieść chociaż ich pozorem, kształtem, obrazem, połyskiem uwieść na chwilę, ułudą życia. A potem wróćmy do naszych krup postnych, niedogotowanych, bezlistnych drzew na tle burego nieba i żylaków w nodze.

Oczywiście piszę o sobie — takie odstrzałowe wrażenie na mnie te obrazy (nie wszystkie, część) robią. Wrzucają na sekundę w inny wymiar. Dają od złudy, rutyny, niby-życia dystans.

To wszystko pod pretekstem — bo wydawało mi się, że inne jej płótna są słabsze, chyba nałożyły mi się na rzeczy innej malarki (umieszczonej na jednej stronie www). Teraz przejrzałem je jeszcze raz, i jakkolwiek nie ulega wątpliwości, że Klatka na ptaki jest zdecydowanie najlepsza, najnośniejsza, inne stanowią dla niej dogodne tło. Hm?

Klapka.

101017

powrót do strony Opowiesci Wizjonerskich   powrót do strony eGNOSIS