eGNOSIS

 

Jarosław Markiewicz (ur. w 1942, zm. 2010). Studiował filozofię i historię na Uniwersytecie Warszawskim.
Wydał książki: Stadion słoneczny, Przyszedłem zapytać o własne imię czasu, który wnoszę, Podtrzymując radosne pozory trwania pochodu. W l969 zakłada i prowadzi Teatr Robotniczy na Terespolskiej. Zastępca redaktora naczczelnego oraz prowadzenie działu poezji w pierwszym zespole Nowego Wyrazu, felietony w piśmie literackim podziemia st. wojennego Wezwanie.
Studiuje i praktykuje buddyzm zen.
Zajmuje się też malarstwem olejnym - wystawy w Warszawie, Kłodzku, Olsztynie.
Dalsze książki: W ciałach kobiet wschodzi słońce, wiersze: Chaos wita w tobie łotra i świętego, proza; i, wiersze; Wszędzie jest ziemia, wiersze; Papierowy bęben, wiersze.
Przez niemal cały stan wojenny (aż do 1989) roku współkieruje Wydawnictwem Przedświt – jednym z najprężniejszych w podziemiu (ok. 150 tytułów), które działa do tej pory.
Od 1971 do rozwiązania członek ZLP, następnie - od założenia - członek SPP.
W eGNOSIS publikujemy też esej J.M. o Stachurze.

Oko od bytu

Jarosław Markiewicz

 

* * *

 

Wiedziałem, że śni mi się prawda.

Wreszcie, pomyślałem, szkoda, że tylko się śni.

Na tyle byłem przytomny w tym śnie,

że zapytałem czy prawda snu jest także

prawdą po tamtej stronie drzwi umysłu,

 

drzwi otworzyły się bez klamki,

poniżej zobaczyłem labirynt,

kręte drogi obudowane wysokimi ścianami,

zobaczyłem wejście i wyjście

i drogę pomiędzy nimi,

zszedłem w dół między wysokie ściany,

poczułem się jak w domu.

 

Coś nie pozwalało mi cieszyć się chwilą,

która rosła, powiększała się i była

wciąż tą samą jedną chwilą, żywą,

jak nieznana istota.

Czułem narastające zagrożenie,

byłem tu kiedyś,

budowałem te mury,

ślepe komnaty, skrytki, sytuacje bez wyjścia,

każda cegła tego muru była wypalona

w ogniu moich ukrytych i jawnych pretensji,

kamienie znajdowałem na dalekich wyprawach

w doliny rzek i górskie pustkowia,

a piasek do zaprawy murarskiej gromadziłem

jeszcze wtedy kiedy budowałem zamki z piasku

 

lecz nawet wtedy nie byłem panem świata.

 

 

*  *  *

 

Mędrzec wie, że jest głupcem,

ale nie rozpowiada o tym,

chyba że opęta go Bóg

albo Diabeł.

Wtedy musi być prorokiem,

pokazywać flaki,

że ma czyste intencje -

a i tak po latach

okazuje się, że Timoty Leary był nieświadomym agentem CIA,

a  Eliasz  świadomym agentem Mosadu.

Jezus, nawet ten wykrojony

z czterech ewangelii,

potrafił obchodzić się z Diabłem,

a od Boga zachowywał

człowieczy dystans.

Tyś to powiedział!

 

 

* * *

 

przekręcam kluczyk w stacyjce

chwila niepewności

Allachu akbar

Bóg jest potężniejszy

diesel zaskakuje

 

 

*  *  *

 

Rosła, a razem z nią

wznosił się

poziom mojego widzenia

 

była naga,

siedziała na krześle,

krzesło stało w balii,

w balii była woda,

wokół balii ciągle przyspieszając

biegli biało ubrani ludzie,

dwie kobiety

polewały ją miodem

miód topił się jak wosk,

zapalał we włosach,

spływał po ramionach

i łydkach,

i mieszał się z wodą,

która zaczęła bulgotać

nieznaną mową,

mowy tej nasłuchiwali biegnący

i przyspieszali

jakby dobiegali do mety

i przyspieszali

 

 

* * *
Imię jest adresem.

Ten, kto ma imię,

może być wezwany.

Nie będziesz

wzywał Boga nadaremno.

 

 

* * *

Tej nocy księżyc ruszył,

spadał z otchłani,

zbliżał się i nie powiększał,

po tym poznałem,

że pewnie śnię.

A kiedy utwierdziłem się

w tym, że to sen,

księżyc wylądował

w moich dłoniach.

Leżałem na łące

i trzymałem połyskującą kulę

wielkości piłki nożnej.

Ani ciężką ani lekką,

przypominała

główkę białej kapusty.

 

 

*  *  *

Otworzyły się uszy

i słyszę muzykę,

słyszę ją wreszcie całą,

a ta całość rośnie

z każdego punktu

i we wszystkich kierunkach,

i nie mogę o niej powiedzieć,

że kiedyś, kiedy byłem głuchszy,

była mniejsza,

choć teraz jest większa.

 

 

*  *  *

 

Śmierć jest cała od razu,

bo z oddalenia,

życie jest powolne, idzie

drogą, która po zakręcie

pokazuje całość

niepodobną do tej,

co już była.

Tak powstają baśnie

o nieciągłości światów,

a to tylko świadomość

przygasa w jednym,

a rozpłomienia się w innym,

przygasając więcej przenosi,

w mroku jest głupia

i bierze więcej niż może unieść.

 

 

 

 

* * *

Ona stoi tam, w górach, które ciągle rosną,

a chmury płynące z południa ucierają przyrost

i niosą do portów na północy

 

a góry rosną, rosną bo trawa nie pozwala im zasnąć

 

a ona stoi na tych górach jak na podnośniku

i nic nie robi, żeby się wznosić

 

A wznosząc się dogląda innych wzgórz, łysych,

budzi je okiem bytu, kiedy zasypiają

budzi je, żeby rosły

 

O świcie jej ciało pokrywają krople zielono

błękitno różowe krople rosy, ona pokrywa się

tą rosą dla mnie, powinienem ją zlizywać,

żeby być zdrowym, ale mnie tam nie ma

 

Ona, wodząc palcem po ciele popycha krople

ku sobie i one spływają w dół brzucha

małym strumieniem,

na samym dole podstawia liść łechtaczki

i po liściu wprowadza krople do butelki -

i tak jest każdego ranka aż do zmroku -

odsącza swoje ciało z wilgoci

 

Wieczorem, kiedy góry przestają rosnąć,

ona idzie na pocztę i wysyła butelkę na mój adres,

bo ona wie gdzie  mieszkam, ja niestety tego nie wiem

jestem zagubiony w którymś z tych wielkich miast

 

 

 

Oko Doroty śni swój sen

                                      D.W.-K.

 

Nie każdy może –  powtarzała dziewczyna

przez zaciśnięte wargi sromowe -

chociaż jej rozchylone gościnnie uda

zdawały się przeczyć

tym zakazom

coraz wilgotniejszym

 

- bo ona miała wizję tego Jedynego

i zawsze była zawiedziona sobą,

że w kroczu

nie dotrzymywała kroku swojej wizji,

 

była zdania, że

dobrze jest znać swoje miejsce

w hierarchii bytu,

a ponieważ była hierofantką

- umiała brać bogów i służyć bogom

ciałem i umysłem

 

lecz z biegiem lat musiała się godzić

coraz częściej z tym,

że ziemscy mężczyźni

nawet kiedy wyglądem przypominają bogów,

nie są nimi -

i to westchnienie - niestety,

budziło ją z głębokich snów na jawie,

w których dawała bogom swoje ciało,

a oni jedli je, chwalili i pragnęli więcej.

 

Grecy mieli swoją Doris,

była uosobieniem szczodrości,

dawała ludziom i bogom.

Jeśli zaś idzie o kobiety, które

oddawały się bogom

z wyższego nakazu lub z upodobania

- to bogowie nie tylko dbali o to,

żeby  były piękne,

ale także obdarzali je rodzajem oszołomienia,

które zwykli śmiertelnicy brali za sen.

 

Tych, które oddają się bogom,

nie dosięgają żadne nieszczęścia,

bo bogowie je chronią.

Jedynym ich nieszczęściem

może być to, że żyją w czasach,

kiedy nie ma bogów,

lub w miejscach, w których bogowie

pojawiają się tak rzadko,

że nawet najstarsze bajki

już o tym zapomniały.

Jednak poezja

zawsze pamięta czasy,

kiedy bogowie chadzali po ziemi,

a Hezjod wspomina, że pod względem

przyrodzenia bogowie

przypominali osły –

i że z tego też powodu

kobiety porzucone przez bogów,

(a bogowie nie byli wierni kobietom,

wierni byli pięknu, a piękno przemija)

często oddawały się osłom,

co narażało je na obmowę pospólstwa.

 

 

***

Obrazy, którymi niebo patrzy

w głąb mojego czoła,

nie zatrzymują się

we mnie

 

oglądam je i puszczam,

mógłbym powiedzieć -

wydalam

 

bo w dole dali

widzę

jak zdziwione niebo

znowu bierze je

do swego oka odbytu

 

 

*  *  *

 

Tysiąc lat odchodzi za wzgórza,

mury stoją w słońcu,

dziewczyny wodzą się po ścieżkach

wypatrując czegoś, czego nie chcą widzieć,

spragnione.

Ta gra wprowadza je w śnienie

i o to chodzi łowcy wrażeń,

czesze góry i zbiera

nieznaczne drżenia,

mimowolne ruchy bioder i traw,

dymu z komina,

zawadiackie wymachiwanie ogonem,

bo przybiegł pies i patrzy mi w oczy,

patrzy czy widzę to, co on widzi,

przesuwającą się nad górami sieć.

 

 

* * *

 

Słyszę, że jestem z przestrzeni

zrobiony jak ze stali,

która dźwięczy

i pilnuje swego tonu.

 

Słyszę, że jestem z tego,

co przestrzeń rozpuszcza

i okrąża, i buduje

w niej kominy i dzwony.

 

Słyszę, że niesłyszalność,

cisza, głusza i głuchota

grają na moich bębenkach

usznych, na przeponie.

 

Słyszę,  jak rozlega się boleśnie

śmiertelny dźwięk ciała,

które przez szum czasu

wraca do nieśmiertelności.

 

 

***

Po wielu latach

niejedzenia mięsa

kobieta

w czerwonej sukni

wpuściła do kuchni

kota i psa,

które wykradły z lodówki

polędwice, szynki,

kiełbasy i salcesony

 

Biegałem za kotem i psem

po zimowym, białym ogrodzie

i odebrałem im w końcu

porządnie ponadgryzane

polędwice, szynki,

kiełbasy i salcesony

 

Przyglądałem się tym ugryzieniom

i widziałem ślady ogromnych szczęk

o średnicy kół

podniebnych wozów,

 

obudziłem się i pomyślałem,

że może wyrwałem mięsa ofiarne

ze szczęk bogów

 

 

***

Zasypiając -

zostaw otwarte

drzwi świadomości

 

 

* * *

Energia, co bytem włada,

niczego nie ujmuje, wkłada

 

wszystko do jednej myśli,

obciążonej jak statek kosmiczny,

 

dla którego napędem

są byty odmienne,

 

czarne dziury, mysie nory,

waginy, puste w środku sznury,

 

którymi wygodnie

podróżować w świetle

 

na przedproża myśli,

o których się nie śni

 

nikomu

w tym domu.

powrót do strony Na górze Helikonu    powrót do strony eGNOSIS