eGNOSIS


Widmo wisielca nad patriarchalnym światem Zachodu

Krzysztof Janczuk


Krzysztof Janczuk (ur. 1976) – polonista, chemik, antropolog kultury. Zajmuje się tanatologią, historią i antropologią kultury, szczególnie interesują go sposoby realizacji praktyk wykluczenia oraz związki ekspulsji z władzą, religią i polityką w kulturze Zachodu. Publikował w Kulturze i Edukacji, Nowych Książkach, Odrze oraz Gnosis. Pracuje nad redakcją opus magnum  Jerzego Prokopiuka - Światłości i radości.

  

Rzadko ukazuje się u nas publikacja, którą można by porównać z Historią brzydoty Umberto Eco. We władzy wisielca Zbigniewa Mikołejki nie tyle dorównuje jej, co przerasta. U włoskiego semiotyka dominuje ikonografia rzeczy przez wieki uważanych na Zachodzie za brzydkie, odrażające, zaś refleksja nad kulturowym znaczeniem brzydoty – szczerze mówiąc – nie okazuje pełni jego intelektualnych możliwości. Zastosowany przezeń układ materiału, stosunek narracji i obrazu, czyni z Historii niewiele więcej niż bardzo ciekawy, wartościowy album. Mikołejko zaś posiłkując się zbliżoną formą, idzie dalej i sięga głębiej. Bogactwo i różnorodność materiału ikonograficznego nie stanowią tu erudycyjnego dodatku do treści, a liczne cytaty nie są jedynie egzemplifikacją artystycznego wykorzystania i metamorfoz toposu wisielca. Służą czemu innemu. Z jednej strony ukazują stopień asymilacji jego figury i symboliki przez naszą kulturę; z drugiej - wrastają w zwartą tkankę poszczególnych esejów, tworząc z nich wielowymiarową, choć nie linearną, historię wisielca i jego wpływu na mentalność człowieka Zachodu.

Dla autora Śmierci i tekstu, wisielec stanowi symbol. Symbol sacrum. A symbol odsyła do treści i znaczeń niewidzialnych, i – jak rzecze Ricouer – daje do myślenia. Mikołejko pokazuje, że czyni to nawet, gdy forma, postać powieszonego, napawa wstrętem i lękiem. Odrażający, wiszący trup go nie odpycha. Przeciwne, jego numinotyczna moc sprawia, że krąży nad nim, niczym stado kruków i bezlitośnie odrywa fragmenty jego symbolicznego ciała, odsłaniając kryjące się w trzewiach truchła kolejne warstwy znaczeń, znaczeń, które kultura Zachodu chciałaby ukryć. Sensy to niewygodne, gdyż mówią o związkach między sacrum, logosem, władzą, śmiercią, przemocą i ciałem, związkach, które pozwalają manipulować i grać znaczeniem słowa i obrazu – a zatem powodować ludźmi.

Mikołejko przedstawia owe sensy w sześciu rozdziałach: Lekcja Marsjasza, Lekcja mieszkanek mitu, Lekcje Pisma („Bo wiszący jest przeklęty”), Lekcja anatomii (nie tylko Rembrandta), Pani szubienica, Ręka wisielca. Każdy z esejów to osobna wyprawa archeologiczna do wnętrza kultury Zachodu. Do jej źródeł w poszukiwaniu powieszonych ciał. Każdy jest też sekcją odnalezionych zwłok, której wynik zaskakuje.

Śmierć wisielcza ma swoją gramatykę i logikę. Mikołejko definiuje dwa jej przypadki: „Paradygmat Marsjasza” i „Paradygmat Judasza”. Pierwszy dotyczy praktyki powieszenia i oskórowania oraz jej ikonografii, drugi zaś powieszenia à rebours, głową w dół, z wywlekaniem wnętrzności ofiary i przedstawień ciała powieszonego, i patroszonego. W książce opisany jest także trzeci, choć nie wskazany przez Mikołejkę. To paradygmat bez paradygmatu, anonimowy – archetyp kobiety powieszonej. Bezimienność ta, to nie przeoczenie autora, lecz brak utrwalonego osobowego toposu, pozwalającego ów paradygmat nazwać. Nie wynika ona także z nieobecności w kulturze, wisielczej śmierci kobiet, gdyż znała ją już starożytna Grecja - ukazując często w mitologii. Autor przypomina m.in. o Erigone, Jokaście, Fedrze, służebnych Penelopy, Dejanirze, Helenie. Śmierć tę zna także współczesność. A mimo to, pozostała bezimienna, unieobecniona. Najpewniej przyczyną niewykształcenia i nieutrwalenia się osobowego wzorca tej formy śmierci, należy upatrywać tak w pozycji kobiety w antycznej Grecji, jak wyobrażeniu Greków o wisielczej śmierci. A tę uważali za hańbiącą, śmierć niegodną mężczyzny (winien był zginąć honorowo – od miecza), śmierć samobójczą, śmierć przeznaczoną dla kobiet. Mikołejkę szczególnie niepokoi ów antyczny związek kobiecości z powieszeniem i milczenie tekstów okrywające wisielczynię. Pokazuje, że za ową ciszą stoi dominacja mężczyzny, a samobójcza śmierć kobieca, to wobec niej sprzeciw. Powieszenie stanowi przejaw kobiecego pragnienia ucieczki z patriarchalnego społeczeństwa, uwolnienia od jego jarzma, to wyraz buntu erotycznego i pragnienia wolności, miłosnej swobody. Wolności zawłaszczonej przez męską hybris. Autor przekonująco dowodzi słuszności tej tezy. W tym celu drobiazgowo analizuje mit o Erigone (Aletis), córce Ikariosa, która powiesiła się z rozpaczy po odkryciu zwłok zamordowanego ojca, oraz konfrontuje go z antycznymi świętami celebrującymi z rozmaitych powodów i z różnych okazji śmierć wisielczą. Najwięcej jednak uwagi poświęca świętu Aiora, podczas którego młode Atenki kołysząc się na huśtawkach, odtwarzały ruch ciała Erigone. Na tym materiale ukazuje, że we wszystkich tych rytuałach łączy się Erosa z Tanatosem. Wszystkie wykazują bowiem powinowactwo zarówno z huśtawką (aiora), która w Helladzie symbolizowała akt seksualny, jak i jej wahadłowym ruchem, kołysania przez podmuchy wiatru.

I Homer, i tragicy greccy mówią, że samobójcza, wisielcza śmierć kobieca, to śmierć haniebna, nieczysta. I takie staje wszystko, co kobiece, gdy tylko usiłuje wymknąć się męskiej władzy, gdy dopuszcza się zdrady. Zostaje skazane na zatarcie, wykluczenie ze świętej przestrzeni (mężczyzn), niegodne nawet, by w niej skonać - co manifestuje się w karze powieszenia. Autor ujawnia obecność tego mechanizmu psychologicznego w Odysei, XXII księdze, opisującej rzeź zalotników i ukaranie służebnic Penelopy. Adoratorzy, jak na mężczyzn przystało, giną od strzał i miecza, w domu, kobiety zaś zostają powieszone przez Telemacha poza megaronem, przestrzenią przypisaną mężczyznom. Inny los spotyka zdrajcę Melanitosa: umiera w męczarniach jako kobieta, nie-mężczyna, wykastrowany przed poćwiartowaniem i śmiercią.

Wisielczyni mówi coś jeszcze o świecie mężczyzn, coś, o czym autor Śmierci i tekstu nie wspomina. Negatywna aksjologia wisielca i jego symboliki, ma głębsze podłoże antropologiczne. Dana kultura – jak wykazała Mary Douglas – uważa za nieczyste wszystko, co uchybia przyjętemu w niej systemowi taksonomicznemu, który obejmuje także wyobrażenie o tym, kim jest człowiek, kogo za niego się uznaje. Dla Greków, ale nie tylko, to mężczyzna. Jednak płeć jest tu chwilowo mało istotna, ważniejsze od niej jest to, że człowiek to istota, która chodzi po ziemi, po niej się porusza i ją zamieszkuje. Umiera na niej. Wisielec temu przeczy, a szczególnie powieszona kobieta. Nie jest rzeczą ludzką unosić się w powietrzu, gdyż człowiek nie lata, lecz ptaki. A jeśli już wzbija się w przestworza, to musi być mężczyzną. W micie, co wymowne w kontekście wywodów Mikołejki, czynią to Dedal i Ikar, uciekając z Krety przed Minosem. Mit ten, głosząc że mężczyźnie uchodzi ucieczka i prawo do wolności, ilustruje konkluzje autora.

W Lekcji Pisma autor koncentruje się głównie na chrześcijańskim wyobrażeniu haniebnej śmierci zdrajcy, i genezie kary za spisek i zdradę, wymierzanej od późnego średniowiecza po kres nowożytności. Jej egzekucja w Europie przybrała szczególną formę: powieszenie za nogi i wyjelitowanie. Autor nazywa ją paradygmatem Judasza. Filozof za punkt wyjścia swoich analiz obiera archaiczną hebrajską klątwę z Księgi Powtórzonego Prawa: „wiszący jest przeklęty przez Boga” (Pwt 21,23). Dowodzi, że przekleństwo to, wraz z relacją o wisielczej śmierci Judasza Iskarioty i obrazującą ją ikonografią, określiły nie tylko chrześcijański archetyp zdrajcy i charakter jego prawomocnej egzekucji, ale także linczu.

Przedstawienie tego procesu, to najkapitalniejsza część Lekcji Pisma. Mikołejko ukazuje w niej przebieg narodzin fantazmatu oraz jego mariaż z władzą i praktykami wykluczenia. Pokazuje też, jak chrześcijański dyskurs Antychrysta połączył postać Judasza z moralnością chrześcijańską i antyjudaizmem, czyniąc zeń anty-Jezusa, figurę antysoteryczną i wcielenie arcyzła. Proces przekształcania historycznego Judasza w Judasza wiary, religii i moralności, jak dowodzi, zaczął się w antycznym chrześcijaństwie, między 70 r. n.e. a wiekiem IV. Wypracowano wówczas wyobrażenie Judasza, stanowiącego zaprzeczenie wszelkiej godności i prawości człowieczej. W późniejszych wiekach, głównie za sprawą wpływu fresków Giotta i zrównania w dantejskim piekle Judasza z królobójcami, obraz ten został dopełniony ikonografią jego wisielczego zgonu.

Wpływ gry ikonografii i słowa Nowego Testamentu na „biografię” Judasza szczególnie intryguje autora. Doprowadziła ona bowiem do wyzucia Judasza z życiorysu historycznego na rzecz imaginacyjnego. Opisując ten proces, przypomina Mikołejko, że niejednoznaczność Pisma Świętego w tej kwestii, była wyzwaniem dla egzegetów chrześcijańskich. Ewangelie zawierają bowiem dwie sprzeczne relacje śmierci Judasza. Pierwsza - w Ewangelii św. Mateusza (Mt 27,5) mówi o powieszeniu się Judasza, druga zaś w Dziejach Apostolskich (Dz 1, 15-19) - wspomnienie św. Piotra, jak Judasz upadł „głową w dół, a ciało jego pękło na pół i wypłynęły wszystkie wnętrzności”. Trzecią relację przedstawia Historia Kościelna Euzebiusza z Cezarei, według którego trzewia Judasza wypłynęły, gdy był w ustępie. Jedno jeszcze wydarzenie budzi wątpliwości autora Żywotów świętych poprawionych. Odwołując się do rękopiśmiennych Dziejów Apostolskich, dowodzi, iż studiując je dokładnie, można ustalić zgoła inne okoliczności obrania Macieja, niż głosi to nauka Kościoła. Otóż okazuje się, że podczas powoływania Macieja w miejsce Iskarioty, ten ostatni żył jeszcze, a Apostołowie nie wiedzieli o jego zdradzie. Problem biografii zdrajcy dopiero „rozwiązali” artyści, scalając sprzeczne wersje w ikonograficznym przestawieniu śmierci Judaszowej i kary żydowskiej.

Szkoda, że Mikołejko, opisując proces demonizacji i mitologizacji Judasza, i jego wisielczego zgonu, nie pokazał zachodzącej paralelnie sakralizacji krzyża i śmierci krzyżowej Jezusa. W antyku, a także później u pogan, ukrzyżowanie, będące formą powieszenia, uchodziło za śmierć haniebną, a krzyż długo jeszcze po odkupieńczej śmierci Jezusa, budził odrazę, pogardę. Dlatego też do IV w., by uniknąć szyderstwa pogan, unikano w ikonografii przedstawień ukrzyżowanego Jezusa. Zamiast niego stosowano cruces dissimulatae, ukryte i zastępcze krzyże – już w postaci baranka spoczywającego u stóp krzyża, już kotwicy, trójzębu z rybą, delfinem, czy wężem - symbole czytelne tylko dla wtajemniczonych. Autor dodaje, że wisielczy zgon Chrystusa nie zmazał przekleństwa z każdej tego rodzaju śmierci. Nie wykluczone, że ukrywanie jednej niegodnej śmierci, stworzyło przestrzeń dla drugiej i sprawiło, że drzewo hańby przerodziło się w drzewo chwały. Było wszak możliwe dzięki skupieniu się chrześcijaństwa na ekspozycji hańby wisielca Judasza, która przysłoniła i skazała na zapomnienie hańbę wisielczej śmierci Jezusa, a krzyż uwolniła od piętna narzędzia śmierci niegodnej, śmierci niewolników i buntowników.

Mit Apollinie i Marsjaszu Mikołejko odczytuje, nie jak uczy tradycja, jako opowieść o ukaraniu hybris, ludzkiej pychy, przez znieważone bóstwo, czy o gniewie boga ładu i harmonii, lecz jako o dzikim okrucieństwie boga rozumu wywartym na sylenie. Jego uwaga koncentruje się wyłącznie na sarkazo, rozszarpywaniu, na obdzieraniu ze skóry jeszcze podrygującego w agonii ciała sylena, na męce (pasji) Marsjasza. Zbiegają się w niej bowiem wszystkie interpretacje tego mitu. Ta zmiana perspektywy, pozwala filozofowi zajrzeć pod podszewkę tej historii i przedstawić ją jako jeden z mitów założycielskich nowożytnej władzy. Mitu wciąż żywego. Poświadcza to zgromadzona przez autora ikonografia. Wynika z niej, że mitologemy odzierania ze skóry powieszonego ciała i pastwienia się nad ciałem odartego ze skóry, do dziś manifestują się w praktykach władzy. Mikołejko pokazuje, że za tymi licznymi przedstawieniami, kryje się makabryczna prawda o władzy i jej relacji z sacrum i logosem. Dowodzi również, że mit ten bardzo wcześnie opuścił płótna i ryciny, a każdy jego kolejny przejaw poza ich granicami, jest okrutniejszy od poprzedniego, jeszcze bardziej uprzedmiotawia powieszonego trupa, jeszcze bardziej odczłowiecza jego ciało, a skórę czyni produktem. Niech ów proces poświadczą dwa spośród wielu przykładów przytaczanych przez filozofa. W XX wieku Wiedźma z Buchenwaldu, zwana Ilzą Abażur, żona komendanta obozu koncentracyjnego w Buchenwaldzie, ze skóry zamordowanych więźniów kazała wykonywać dla siebie „dzieła sztuki”: abażury, rękawiczki, oprawy książek. Niemal półtora wieku wcześniej, podczas rewolucji francuskiej, po stłumieniu w 1792 r. powstania w Wandei, skóra z ciał zabitych powstańców, żołnierzom zwycięskiej armii, posłużyła do wyrobu butów. Na tle tych faktów, oryginalny mit jawi się niczym bajka. Apollo bowiem powiesił i „jedynie” odarł Marsjasza ze skóry. Oskórowanie było wystarczającą karą. Nader brutalną i bolesną, ale tylko karą. I chyba zbyt okrutną, bo jak mówi jedna z wersji mitu, gdy bóg po kaźni otrząsnął się z gniewu, zamienił krew satyra w rzekę Marsjasz, jego skórę zaś zawiesił w jaskini, z której rzeka wzięła początek.

Zaakcentowanie przez Mikołejkę gniewu Apollina odsłania z całą jaskrawością przebiegłość sacrum, która w tradycyjnej wykładni mitu jest ledwie zarysowana. Jak wiadomo, Apollo wygrał konkurs muzyczny, a raczej przyznał sobie zwycięstwo, dzięki podstępowi. Gdy pierwszy koncert nie wyłonił zwycięzcy, zaproponował, by każdy z nich grał na obróconym instrumencie. Bóg mógł rywalizować, odwróciwszy lirę, lecz grający na flecie Marsjasz – nie. Sacrum i boski logos przechytrzyły człowieka. I pokonały ciało. Ale nie ludzką hybris. Człowiek więc, wyciągnął wnioski z nauczki otrzymanej od Apollina, sięgnął po rozum, lecz swój rozum, ratio, i odnalazł w nim broń do walki z sacrum, by zająć miejsce boga, by stać się bogiem zwalczającym transcendentne sacrum.

Jak pokazuje Mikołejko w Lekcji anatomii (nie tylko Rembrandta) – gdzie poddaje analizie ikonografię publicznych sekcji zwłok – człowiek bój ten rozpoczął od ujarzmiania ciała, od uprzedmiotowienia „bezwartościowego”, wisielczego trupa. Autor zwraca uwagę, że na wszystkich przedstawieniach pokazów anatomicznych, trupowi odebrany został ludzki wymiar, martwe ciało zostało przekształcone w biologiczny fantom, śmierć człowiecza zaś odarta z vanitas. Rozkrojone zwłoki są na nich eksponatem, na który anatomowie pozujący do obrazu, nie zwracają najmniejszej uwagi. Bijący chłód rozumu z ich dumnych oblicz, to oznaka nowego wymiaru okrucieństwa, płynącego z sojuszu władzy i wiedzy, wiedzy podporządkowanej logice ratio. To kolejna odsłona ludzkiej hybris. Leżące w cieniu medyków, odarte ze skóry zwłoki, nie są marnym ludzkim ciałem, to tkanki, mięśnie, ścięgna mechanizmu, którym szkiełko i oko może zawładnąć, i poddać kontroli. W tym triumfie anatomów nad ciałem, Mikołejko dostrzega pierwszy akord XX-wiecznej fugi śmierci
i zarzewie nowoczesnej biowładzy.

Autor tego nie mówi, lecz po lekturze książki, myśl ta nasuwa się sama. Historia XX wieku pokazała, że sacrum jest mściwe, jak duch niepogrzebanego wisielca. Próba uśmiercenia sacrum, ujęcia go w ryzy ratio, sprawiła, że paradoksalnie zniewoliło ono rozum, wprzęgając go w swoją makabryczną i pełną okrucieństwa logikę, którą człowiek opanował do demonicznej perfekcji. Wieszających albo powieszono, jak Mussoliniego, za nogi, albo sami się powiesili, jak Ilza Abażur. Jednakże nie oznacza to, że zawisło już ostatnie ciało, bo rozum w okowach zeświecczonego sacrum, wciąż ma się dobrze i wciąż żyje w przekonaniu pokonania przeciwnika.

O wisielcu i szubienicy napisano już wiele słów i zdawać by się mogło, że temat wyczerpano. We władzy wisielca Zbigniewa Mikołejki pokazuje, że jeszcze nie padło ostatnie słowo. I pewnie długo jeszcze nie padnie.

 

Zbigniew Mikołejko, We władzy wisielca, Słowo/Obraz Terytoria, Gdańsk 2012.
 

 

powrót do strony Ksiazek Starych i Nowych     powrót do strony głównej GNOSIS