eGNOSIS

Ufność dziecka.
O Trzecim cudzie Agnieszki Holland 

Dr DyVanek

Dr DyVanek (ur. 1967) Pedagog. Zainteresowania: muzyka dawna, Glenn Gould i
świat herezji. Obecnie - dzieła R. Steinera. Miłośnik kotów. Chce pozostać anonimowy. Bo lubi.

Więcej szczegółów o autorze na stronie: www.dyvanek.chc.pl

 

 

 

 

 

Kto prawuje się z Wszechmocnym, niech pouczy!

Kto oskarża Boga, niech odpowie!

 

Księga Hioba, tłum. Czesław Miłosz

 

 

Agnieszka Holland od wielu już lat koncentruje swoje zainteresowania filmowe na bohaterach wielowymiarowych, niepokornych i wyłamujących się ze sztywnego kanonu jednoznacznie pozytywnych postaci, wystarczy przypomnieć sobie bohatera Całkowitego Zaćmienia (Leonardo Di Caprio jako Artur Rimbaud). W 1999 roku zrealizowała, na podstawie powieści Richarda Vetere[1] film Trzeci cud, po raz kolejny udowadniając, że w swoich poszukiwaniach artystycznych potrafi zrezygnować z typowych hollywoodzkich schematów, wybierając scenariusz, który odpowiada wyłącznie jej wewnętrznemu azymutowi. Trzeci cud można określić mianem filmu „niezależnego”. Podczas jego realizacji Holland nie dysponowała dużym budżetem, nie planowała bowiem efektów komputerowych, czy też oszałamiającej orkiestrowej muzyki. Natomiast postawiła sobie karkołomne zadanie zrealizowania w warunkach amerykańskich filmu europejskiego. Zauważalne jest to począwszy od stylu narracji (akcja filmu jest skonstruowana tak, że śledzenie jej wymaga uwagi), poprzez maestrię zdjęć operatora, delikatną muzykę Jana A. P. Kaczmarka umiejętnie podkreślającą nastrój filmu, świetne aktorstwo (Ed Harris jako ksiądz Shore, Anne Heche jako córka bohaterki i Armin Muller-Stahl jako arcybiskup), aż po brak typowego happy endu (zamiast niego mamy tzw. zakończenie otwarte). No i rzecz niebagatelna: jest to film, w którym nie ma sceny łóżkowej, co w naszych czasach, a zwłaszcza w filmie amerykańskim jest wydarzeniem zaiste zdumiewającym (ta odważna decyzja z pewnością mocno nadwerężyła frekwencję w kinach).

Trzeci cud jest filmem pięknym i ważnym. Jest przykładem, że obok kina jarmarcznego istnieje wciąż kino intelektualne, adresowane do osób skłonnych współtworzyć filmowy obraz, wypełnić istniejące w filmie szczeliny własnymi refleksjami, odczuciami i emocjami. Warto więc poświęcić mu chwilę namysłu i lepiej utrwalić w pamięci. Tym bardziej, że Trzeci cud porusza problematykę religijną w sposób poważny, nie ironiczny, co jest w dzisiejszym przemyśle filmowym dość rzadkie. Wszak obrazy stricte religijne, jak dzieła Dreyera, Bressona, Tarkowskiego, czy Ozu funkcjonują zaledwie na obrzeżach zainteresowania współczesnej publiczności. Agnieszce Holland należą się więc słowa uznania za zmierzenie się z takim z pozoru nieaktualnym i mało atrakcyjnym tematem.

Trzeci cud opowiada historię kobiety, która będąc małą dziewczynką, uratowała swoją modlitwą bombardowane miasto; modląc się podczas nalotu rosyjskich samolotów sprawiła, że niszczycielskie bomby przemieniły się w ... gołębie. Akcja filmu rozpoczyna się już po śmierci bohaterki, która po zakończeniu II wojny światowej wyemigrowała ze Słowacji do USA. Będąc już dorosłą osobą i mieszkając w Chicago, jako Helen O’Regan, po śmierci męża opuszcza dorastającą córkę i poświęca się Bogu zamieszkując w klasztorze i oddając się pracy społecznej (wspiera tzw. trudną młodzież), a gdy umiera zostaje przez swoje środowisko uznana za świętą, w związku z cudowną mocą uzdrawiających „krwawych łez”, jakie pojawiają się podczas listopadowego deszczu na marmurowym posągu Matki Boskiej, tuż przy miejscu, gdzie mieszkała bohaterka.

Po śmierci Heleny, Kościół rozpoczyna postępowanie mające wyjaśnić naturę cudów jakie według wiernych wywoływane są przez zmarłą zakonnicę. Niektórzy z amerykańskich purpuratów zacierają ręce, licząc na nową kanonizację: – Mamy tylko trzech świętych ze Stanów. Postępowanie wyjaśniające ma prowadzić ksiądz Frank Shore (świetnie grający Ed Harris, pamiętny Piotrowski z filmu Holland Zabić księdza), nazywany „pogromcą cudów”. Jest to postać obdarzona wewnętrzną głębią i dynamizmem, targana sprzecznościami, wrażliwa. Shore wątpi w Boga, ale i zmaga się z nim w duchowej walce. Na zewnątrz zaś tkwi w świecie, który jest naraz i zdeprawowany, i wołający o Bożą obecność. Wokół widzi ludzi bez szans: małoletnie dziwki-ćpunki, młodych degeneratów, a przy tym doświadcza dojmującego milczenia Boga. Ten obraz ziemskiego piekła, któremu towarzyszy Boska obojętność przekracza wytrzymałość psychiczną naszego bohatera. W ważnej scenie tego filmu upija się i przychodzi do kolegi-księdza, pytając o sens. Jego duchowny towarzysz zna tylko jedną odpowiedź na rozpacz kolegi: – Odpuszczam Ci w imię Jezusa...

Monopol na świętość ma Kościół i to on w sposób czysto administracyjny określa kryteria i wymogi sakralności. Stąd ksiądz Shore, jako „specjalista od cudów” dostaje od biskupa specjalne zadanie zbadania cudów zmarłej zakonnicy. Rozpoczyna śledztwo. Jest racjonalistą w służbie wiary. Na jego korzyść w oczach zwierzchnika przemawia fakt, iż już raz podważył wiarygodność cudów czynionych przez ojca Falcone. W swoim wnętrzu Shore przechowuje jednak pamięć o tym, że zniszczył swoim postępowaniem wiarę całej parafii. Stało się to, gdy znalazł papiery, w których ojciec Falcone „korespondował” z demonem Azazelem.

Właśnie ta scena pozostawiona tu jakby przez przypadek i nie podjęta dalej, wydaje mi się jedną z kluczowych w całym filmie. Scena, gdy przeszukując dokumenty ojca Falcone, ksiądz Shore, „pogromca cudów”, odkrywa papiery z dziwacznymi zaznaczeniami (wśród nich możemy rozpoznać motyw nawiązujący do jednego z dzieł Maksa Ernsta) jakby rysunkami pokrytymi krwią. Przeglądając je odczytuje zdanie „oddaję się ciemnościom Azazela...” Poruszony i zaskoczony jest również zakonnik, asystujący księdzu. Bohater pyta o dokumentację stwierdzającą powody śmierci ks. Falcone. Podejrzewa, że zmarł śmiercią samobójczą. A samobójca nie może być świętym Kościoła katolickiego.

Cuda. Czy w naszym wieku, w naszej kulturze chcemy jeszcze w nie wierzyć? Czym są? A przede wszystkim czyim są dziełem? Kto zamienił bomby w gołębie? Kto uzdrawia? Czy to faktycznie kaprys Boga, jak wykrzykuje w pewnej chwili w filmie arcybiskup – advocatus diaboli? Czy może dzieło Jego miłosierdzia? A jeśli sprawcą cudów jest Przeciwnik?

Tylko dzieci mają w sobie jeszcze tę bezgraniczną ufność i wiarę, nie znają tych pytań, dlatego większość widzeń ich właśnie dotyczy. Ale dzięki temu łatwiej mogą dać się zwodzić. Porównajmy Medjugorje i Fatimę. Przypatrzmy się uważnie wyznaniu uzdrowionej, że modli się do Kobiety (Heleny), nie do Boga. O śmierć. Dla siebie. Nie modliła się do Boga, bo Jego twarzy nie widziała. Widziała twarz dotykającej ją Heleny.

Ale nie tylko dzieci doświadczają widzeń. W wielu miasteczkach naszego kraju trwają peregrynacje do ukazujących się na szybach postaci utożsamianych z Matką Boską, montowane są tablice do ścian bloku, głoszące, że ukazał się tutaj wizerunek Jezusa Chrystusa. Nawet w odpadającym tynku z komina niektórzy widzą wizerunek i znak interwencji Zaświatów. Tylko dlaczego wśród tych tłumów, nikt nie mówi o tym, że jest to być może gest Księcia Tego Świata. Czemu te procesje znoszące kwiaty, świece przed szyby nie wspominają o tym, że jest to być może igraszka Przeciwnika, zabawa ludzkimi zmysłami?

Jerzy Prokopiuk, wypowiadając się o objawieniach, nazwał je lucyferycznymi, bowiem właśnie istoty lucyferyczne manifestują się w postaciach kobiecych, wyrywają nas z materii, realizmu i niosą do sfer duchowych. Wspomniał ponadto, że tylko cud może uratować chrześcijaństwo.

W filmie Holland zmarła Helena czyni swoimi cudami ludziom dobro. Pociesza, uzdrawia i ocala. Nie jest jednak władna kierować czyimś życiem, postępowaniem. To wciąż pozostaje w sferze ludzkiej wolności. Tej wolności, którą tak akcentuje Jezus w Ewangeliach i tej wolności, której tak wielu z nas nie znosi, i którą tak łatwo przerzucamy na czyjeś barki, w zamian za iluzoryczne wartości Tego Świata. Matka uzdrowionej w rozmowie z Księdzem, mówi mu, że jej zdaniem Bóg zmarnował swój cud, ponieważ jej córka została dziwką. Oczekiwała, że sam fakt cudu ukształtuje jej córkę. Zapomniała wspomnieć o cierpieniach, którymi obdarowywała córkę. I że to właśnie Helena była dla niej pocieszeniem. Twarzą przyjaznego Boga obecnego pod postacią zmarłej zakonnicy.

Jesteśmy otoczeni grą duchowych bytów, której sensu możemy się tylko domyślać. Przypomnijmy sobie Braci Karamazow Dostojewskiego: śmierć Starca Zosimy i skalę rozczarowania Aloszy, gdy zamiast cudu nastąpił „diabelski” rozkład ciała Mistrza otoczonego przecież mirem świętości. Nie wiemy, dlaczego tak się stało. Również nie znamy pełnego sensu spotkania Kusiciela próbującego zwodzić cudami Jezusa na pustyni. Są też i tacy, którzy głoszą, że Antychryst, mający objawić się jako głosiciel Pokoju Światowego, czynić również będzie cuda[2], które poruszą wielu ludzi.

W trakcie badań, ksiądz Shore dotyka krwawych łez posągu. Są zgodne z grupą krwi zmarłej. To powoduje jego zaangażowanie się w proces kanonizacyjny; mimo swojej dotychczasowej nieufności staje się obrońcą świętości zmarłej. Zakochuje się jednocześnie w jej córce. A jednak poświęca swoją miłość. Poświęca uczucie do córki dla sprawy matki. Czy to potrzeba sensu silniejsza niż miłość? Ta decyzja jest dla niego niełatwa, o czym świadczą końcowe ujęcia. Nie jest pewien, czy dobrze wybrał. Być może spotkał kobietę swojego życia, którą kochał żywym uczuciem, lecz opuścił ją dla innej, martwej, która uosabiała sens nie z tego świata.

Odrzucił miłość na rzecz wiary w Świętość, w Boga, bowiem ujrzał cud. Być może o taki prosił, gdy zanurzał się w wodzie przed krzyżem, gdzie nauczał ojciec Falcone. Ujrzany i wytęskniony cud, przemienia Shore’a. Nadaje sens jego życiu. Tylko na jak długo? Pozostaje mu oczekiwanie na brakujący do uznania siostry Helen za świętą, trzeci cud. A miłość jego życia odchodzi, bo kocha Innego. Coś za coś.

W tym życiu nigdy nie możemy być pewni, kto czyni cuda. I Przeciwnik również może wskrzeszać zmarłych i krwawymi łzami płakać. Przypatrzmy się bowiem temu jak ukazane są sceny cudów w tym filmie. Zamiast koić – napełniają niepokojem, czy wręcz trwożą. Szczególnie scena krwawienia posągu rozgrywająca się jakby wśród błyskawic i ciemności – nie jesteśmy więc pewni, czyim dziełem cud jest.

Ilu z nas miota się pomiędzy wiarą, a wiedzą, próbuje godzić wiarę z oglądem potworności naszego świata, ze swoją wiedzą. Tak, jak bohater Trzeciego cudu, poszukujemy w sobie nici wiary i zrozumienia. I podobnie jak on, czekamy na cud. Nawet nie wiedząc, kto będzie jego autorem, a może nie chcąc wiedzieć.

Zadowolimy się każdym Widzialnym Objawieniem Tamtego Świata. Jak dziecko ufni i uśmiechnięci, gotowi zawierzyć Nieznanemu. Cudowi. Nawet jeśli towarzyszyć mu będzie niesłyszalny dla nas chichot i drwina Przeciwnika, który być może bawi się naszymi ludzkimi oczekiwaniami tworząc dla nas cudotwórczą sferę, pragniemy cudu, bo wydaje się nam, że na tym fundamencie możemy zbudować bezpieczne i pewne swoje życie.

A jeśli okaże się, że w ten sposób pozbawialiśmy się możliwości odczucia świata jako mai, iluzji, gry pozorów, wiecznej nietrwałości, przemiany. Nawet Łazarz musiał umrzeć ponownie. Nie został wskrzeszony na wieczność. Był wstrząsającym, ale i efektownym gestem. Zmarnowanym cudem?

Bóg nie marnuje swoich cudów, jak mówi bohater filmu Agnieszki Holland, bo może po prostu w ogóle ich nie kreuje. Milczący, oddalony i obojętny. Otoczony nieskończonymi Wszechświatami, jest sam kimś na kształt dziecka. Lubi oglądać wyczyny Przeciwnika, który systematycznie wzywany przed Boże oblicze, zdaje relacje ze swej cudotwórczej i kusicielskiej zarazem działalności.

W ostatecznym rachunku nie po owocach[3] i cudach poznamy prawdę. Dopiero stając w tunelu przenikniętym światłem i podążając Drogą dowiemy się i zrozumiemy, czyim dziełem lub igraszką byliśmy, i czemu to wszystko służyło. I czy rzeczywiście końcem tej Drogi będzie Jasność.


 


[1] R. V e t e r e, Trzeci cud, Warszawa 2002.

[2] W. S o ł o w i o w, Opowieść o Antychryście. Wyd. W Drodze.

[3] ”Tak każde dobre drzewo wydaje dobre owoce, a złe drzewo wydaje złe owoce. Nie może dobre drzewo wydać złych owoców ani złe drzewo wydać dobrych owoców. Każde drzewo, które nie wydaje dobrego owocu, będzie wycięte i w ogień wrzucone. A więc: poznacie ich po ich owocach. Nie każdy, który Mi mówi: Panie, Panie!, wejdzie do królestwa niebieskiego, lecz ten, kto spełnia wolę mojego Ojca, który jest w niebie. Wielu powie Mi w owym dniu: Panie, Panie, czy nie prorokowaliśmy mocą Twego imienia i nie wyrzucaliśmy złych duchów mocą Twego imienia, i nie czyniliśmy wielu cudów mocą Twego imienia?” (Mt 7,17-22, przekł. Biblii Tysiąclecia). 

powrót do strony KINEMA     powrót do strony BIBLIOTEKI GNOSIS