eGNOSIS

Zarys teorii poznania w światopoglądzie Goethego cz.I

Rudolf Steiner

Rudolf Steiner
(1861-1925), twórca antropozofii. 
Biografia

Zainteresowanym polecamy działy strony eGNOSIS: Ogród antropozoficzny, Chrześcijaństwo jako rzeczywistość mistyczna a misteria dawnych czasów, Praktyczne kształcenie myślenia oraz Bibliografię.

 

 
 

Przedmowa do nowego wydania
 

Niniejszą teorię poznania poglądu na świat Goethego napisałem w połowie lat osiemdziesiątych ubiegłego stulecia. W duszy mojej żyły wówczas dwie główne myśli. Jedna zwracała się ku twórczości Goethego i dążyła do ukształtowania tego poglądu na świat i na życie, który był siłą działającą całej jego twórczości. Wszystko, co Goethe dał światu w swojej twórczości, w swych rozważaniach i w swym życiu — było dla mnie przejawem pełnego i czystego człowieczeństwa. W nowszych czasach nigdzie nie spotkałem takiej wewnętrznej pewności, tak harmonijnej wartości i takiego zmysłu rzeczywistości w stosunku do świata, jak u Goethego. Z tego przekonania musiało też dla mnie wyniknąć uznanie faktu, że także i stosunek Goethego do poznania, wypływa z samej istoty. Z drugiej strony żyły też w mych myślach wyznawane w owych czasach filozoficzne poglądy na istotę poznania. W poglądach tych groziło poznaniu niebezpieczeństwo uwikłania się we własnej ludzkiej istocie. Myśliciel tak twórczy jak Otto Liebman wypowiedział zdanie: „świadomość człowieka nie może wyjść poza siebie samą. Musi ona pozostać w sobie. Nie może ona nic wiedzieć o tym, co — jak prawdziwa rzeczywistość — ukrywa się poza tym światem, który ona kształtuje w sobie samej”. W świeżych pociągnięciach rozszerzył Leibman tę myśl na najrozmaitsze dziedziny ludzkiego doświadczenia. Johannes Volkelt pisał wtedy swoje pełne głębokich myśli książki o Teorii poznania Kanta oraz o Doświadczeniu i myśleniu. W świecie danym człowiekowi, widział on tylko pewien związek wyobrażeń, które wynikają ze stosunku do nieznanego mu świata rzeczywistego. Przyznawał wprawdzie, że w przeżyciu myślenia pojawia się jakby pewna konieczność, gdy wgrywa się ono w ten świat wyobrażeń. Gdy myślenie pracuje w nas, wówczas czujemy pewien rodzaj przebijania się przez świat wyobrażeń do jakiejś rzeczywistości. Ale cóż uzyskamy przez to? Można co najwyżej czuć się uprawnionym do tego, aby w myśleniu wypowiadać sądy, które mówią nam coś o świecie rzeczywistym, jednakże wraz z owymi sądami tkwimy całkowicie w swoim wnętrzu. Z istoty świata nie wnika w nas nic.

Eduard v. Hartmann (którego filozofię bardzo ceniłem, nie mogąc jednak uznać jej podstaw i wyników) pozostawał w stosunku do teoretyczno-poznawczych zagadnień na zupełnie tym samym punkcie widzenia, który później wyczerpująco rozwinął Volklet. Wszędzie zaznaczało się przekonanie, że człowiek napotyka w swym poznaniu na pewne granice, których nie może przekroczyć i dotrzeć w dziedzinę prawdziwej rzeczywistości.

W przeciwieństwie do tego wszystkiego stałem wobec wewnętrznie przeżytego i w tym przeżyciu poznanego faktu, że człowiek poprzez swoje myślenie — jeśli je dostatecznie pogłębi — żyje w dziedzinie duchowej rzeczywistości. Uważałem, że posiadam to poznanie w mej świadomości z taką samą wewnętrzną jasnością, jak poznanie matematyczne.
W świetle tej świadomości nie może się utrzymać twierdzenie, że istnieją granice poznania, jakie rzekomo musiano ustanowić w myśl wspomnianych powyżej poglądów.

Żyła we mnie prócz tego skłonność do kwitnącej wtedy teorii ewolucji. Teoria ta przyjęła u Heckla taką formę, w której nie było już miejsca na samoistny byt i działalność ducha. To, co późniejsze, doskonałe, miało wedle niej wypływać z biegiem czasu z czegoś wcześniejszego i nierozwiniętego. Było to dla mnie jasne w odniesieniu do zewnętrznej, zmysłowo postrzegalnej rzeczywistości. Jednakże zbyt dobrze znałem niezależną od świata zmysłów, określoną w sobie i samoistną duchowość, abym miał przyznać rację zewnętrznemu światu zmysłowo dostrzegalnych zjawisk. Trzeba było jednak przerzucić most między światem zmysłów a światem ducha. Duch ludzki może się wydać czymś, co z biegiem zmysłowo wyobrażonego czasu, rozwinęło się z czegoś nie duchowego, co istniało przedtem.

Jednakże prawidłowo poznany świat zmysłów oznajmia nam wszędzie, że jest przejawem ducha. Wobec tego poznania było dla mnie rzeczą jasną, że tylko ten może przyjąć ustanowione w owych czasach „granice poznania”, kto natrafiwszy na świat zmysłów traktuje go, jak ktoś, kto patrząc na zadrukowanej stronnicę, zwracał uwagę jedynie na kształt liter i nie mając pojęcia o czytaniu twierdził, że nie sposób poznać, co się poza tymi znakami kryje.

Zwróciłem wtedy moją uwagę na drogę wiodącą od postrzegania zmysłowego ku duchowości, która była dla mnie czymś niezbicie pewnym w swoim wewnętrznym poznawczym przeżyciu. Poza dostrzegalnymi zmysłowo zjawiskami nie szukałem bezdusznych atomów, a ducha, który pozornie przejawia się jedynie we wnętrzu człowieka,  gdy w rzeczywistości związany jest z przedmiotami i procesami świata zmysłów. Skutkiem poznawczych działań człowieka, powstaje złudzenie, jakoby myśli o świecie istniały wyłącznie w człowieku — w rzeczywistości działają one w przedmiotach świata. Człowiek w swym złudnym przeżyciu musi je oddzielać od przedmiotów, ale w prawdziwym przeżyciu poznawczym zwraca je przedmiotom z powrotem.

Rozwój świata trzeba zatem rozumieć tak, że owa istniejąca przedtem nie-duchowość, z której rozwinął się później człowiek — miała ducha pierwotnie obok siebie i poza sobą. Późniejsza przeduchowiona forma duchowa, w której pojawił się człowiek — wytworzyła się tak, że duch-prarodzic połączył się z tą niedoskonałą i nie-duchową formą, przetwarzając ją — pojawił się wreszcie w zmysłowo postrzegalnej postaci.

Te idee wywiodły mnie ponad ówczesnych teoretyków poznania, mimo że uznawałem w całej pełni ich bystrość i ich naukowe poczucie odpowiedzialności. Prowadziły mnie one do Goethego.

Myślę dziś o mojej ówczesnej wewnętrznej walce. Nie ułatwiałem jej sobie, by przechodzić do porządku nad myślowymi traktami współczesnej filozofii. Moją gwiazdą przewodnią było jednak zawsze samodzielne stwierdzenie faktu, że człowiek może oglądać wewnętrznie siebie samego jako ducha, żyjącego niezależnie od ciała w czysto duchowym świecie.

Jeszcze przed rozpoczęciem moich prac nad przyrodniczymi pismami Goethego i przed niniejszą teorią poznania, napisałem małą rozprawkę o atomizmie, która nie została nigdy wydrukowana. Praca ta zawierała się już w wyżej wymienionym kierunku. Pamiętam, jaką sprawiło mi radość, gdy Friedrich Theodor Vischer, któremu tę rozprawkę posłałem — przysłał mi w odpowiedzi parę słów zachęty.

W swych studiach nad Goethem dochodziłem do coraz silniejszego przekonania, że myśli prowadzą mnie do takiego właśnie poglądu na istotę poznania, który przejawia się w całej twórczości Goethego i w jego stosunku do świata. Przekonałem się, że z moich punktów widzenia wypływa teoria poznania, która jest jednocześnie teorią światopoglądu Goethego.

W osiemdziesiątych latach ubiegłego stulecia wydawnictwo National — Literatur Kürschnera szukało kogoś, komu można by było zlecić napisanie wstępów do przyrodniczych pism Goethego. Na skutek poparcia Karla Juliusa Schrödera — mojego nauczyciela i przyjaciela o ojcowskich dla mnie uczuciach, któremu wiele zawdzięczam — powierzono mi pracę około wydania tych pism. W jej toku śledziłem poznawcze życie Goethego we wszystkich dziedzinach jego działalności. Coraz jaśniej uświadamiałem sobie, aż do najdrobniejszych szczegółów, że może własne poglądy prowadzą mnie do teorii poznania jego poglądu na świat. Wówczas też pisałem właśnie niniejszą teorię poznania.

Gdy ją dziś znów biorę do ręki okazuje się, że jest teoretyczno-poznawczym uzasadnieniem i wyjaśnieniem wszystkiego, co powiedziałem lub opublikowałem później. Mówi o istocie poznania, które otwiera drogę wiodącą od świata zmysłów do świata ducha.

Mogłoby komuś wydać się dziwnym, że ta młodzieńcza moja książeczka, licząca dziś już bez mała lat czterdzieści, ukazuje się dziś znowu niezmieniona, a jedynie rozszerzona o kilka uwag. W sposobie przedstawiania rzeczywistości ma ona znamiona myślenia, które wżyło się w filozofię sprzed lat czterdziestu. Gdybym ją pisał dzisiaj, niejedno powiedziałbym inaczej. Nie mógłbym jednak napisać niczego innego o istocie poznania. A zresztą to, co bym dziś napisał, nie mogłoby tak wiernie oddać zaczątków mojego duchowego poglądu na świat. W ten sposób można pisać wyłącznie na początku swej poznawczej drogi. Może więc właśnie dlatego wydaję to młodzieńcze dziełko powtórnie w niezmienionej formie. Inne teorie poznania, istniejące w czasie jej powstawania — znalazły potem swój dalszy ciąg w wielu teoriach późniejszych. Rozprawiłem się z nimi w mojej książce Die Rätsel der Philosophie. Książka ta ukazuje się w nowym wydaniu w tym samym nakładzie. Jak przed laty czterdziestu, tak i dziś trzeba głosić to samo, co naszkicowałem niegdyś w tej książeczce jako teorię poznania poglądu na świat Goethego.


Goetheanum w Dornach koło Bazylei
Listopad 1923

Rudolf Steiner

 

 

 

Uwagi do nowego wydania. 1924
 

Nastrój mojego sądu o charakterze literatury filozoficznej oraz o słabym zainteresowaniu, które ona dziś budzi, powstał z ducha naukowych osiągnięć w 80-tych latach ubiegłego stulecia. Od tego czasu zaszły różne naukowe wydarzenia, wobec których dziś sąd ten wydaje się już niesłusznym. Wystarczy pomyśleć tylko o owych olśniewających światłach, jakie rzuciła choćby myśl Nietzschego na liczne dziedziny życia. W walkach, które się rozgrywały (i rozgrywają po dziś dzień) pomiędzy materialistycznie myślącymi monistami, a obrońcami duchowego poglądu na świat, żyją zarówno dążenia filozoficznego myślenia do osiągnięcia jakiejś żywej treści, jako też daleko idące, ogólne zainteresowanie dla zagadnień bytu. Drogi myślowe Einsteina, wypływające z fizykalnego poglądu na świat, stały się przedmiotem niemal powszechnego zainteresowania i licznych literackich wynurzeń. Jednak motywy, z których wypłynął wtedy mój sąd, mają jeszcze i dziś niesłabnące znaczenie. Gdybym dziś o tym pisał, musiałbym to inaczej sformułować. Ponieważ jednak publikuję to dziś w tej samej, bez mała już starej formie, przeto uważam za wskazane wyjaśnić, o ile sąd ten ma jeszcze dziś słuszność.

Światopogląd Goethego, którego teorię poznania nakreśliłem w tej książce, wychodzi z przeżycia całego człowieka. Myślące rozpatrywanie świata jest tylko jedną stroną tego przeżycia. Myśli wyłaniają się niejako z głębi ludzkiego istnienia na powierzchnię życia duszy. Część tych obrazów myślowych obejmuje odpowiedź na pytanie: czym jest ludzkie poznanie? Odpowiedź ta kształtuje się tak, że widzimy, jak istnienie człowieka wtedy dopiero staje się tym, do czego je powołują jego założenia, gdy człowiek zaczyna być poznawczo czynny. Życie duszy bez czynności poznawczej byłoby jak organizm człowieka bez głowy, to znaczy nie byłoby go wcale. W wewnętrznym życiu duszy wyrasta pewna treść, która tak łaknie postrzeżenia zewnętrznego — jak głodny organizm pożywienia. A w świecie zewnętrznym mamy znów treść postrzeżenia, która nie zawiera swej istoty w sobie, lecz przejawia ją dopiero, gdy w procesie poznawczym zostaje połączona z treścią duszy. Tym sposobem proces poznawczy staje się ogniwem w kształtowaniu rzeczywistości świata. Człowiek współtworzy tę rzeczywistość, gdy poznaje świat. Podobnie jak korzeń rośliny jest nie do pomyślenia bez urzeczywistnienia jej założeń w owocu, tak samo nie tylko człowiek, ale i świat pozostaje tak długo czymś niedokończonym, dopóki nie zostanie poznany. W akcie poznawczym człowiek coś stwarza — nie tylko dla siebie samego, ale współpracuje ze światem nad przejawieniem rzeczywistego bytu. Życie wewnętrzne człowieka jest złudą o charakterze idealnym; to, co istnieje w świecie zewnętrznym jest złudą zmysłów; poznawcze opracowanie i połączenie obu tych czynników — jest dopiero rzeczywistością.

Teoria poznania staje się z tego punktu widzenia integralną częścią życia. Musi ona być oceniana z tego punktu, jeśli nią chcemy nawiązać do rozległych widnokręgów przeżyć Goethego. Bo nawet myślenie i odczuwanie Nietzschego nie nawiązuje do tych widnokręgów, a w jeszcze w mniejszym stopniu czynią to wszystkie inne filozoficznie zorientowane poglądy na świat i życie, które powstały od chwili napisania pierwszego rozdziału tej książki. Wszystkie te poglądy zakładają z góry, że rzeczywistość istnieje gdzieś poza poznaniem, a w poznaniu może dojść (lub i nie dojść) do skutku tylko ludzkie, obrazowe odbicie tej rzeczywistości. Natomiast nikt nie czuje, że poznanie nie może znaleźć tej rzeczywistości, bo ją samo dopiero stwarza. Współcześni myśliciele poszukują życia i bytu poza granicami poznania: Goethe będąc poznawczo czynnym, już tym samym tkwi w twórczym życiu i bycie. Dlatego nawet i najnowsze próby poglądów na świat stoją poza tymi granicami, w których obracają się myśli Goethego. Niniejsza teoria poznania rada by stanąć w ich obrębie, bo filozofia otrzymuje przez to żywą treść, przeto więc zainteresowanie dla niej zaczyna się stawać życiową koniecznością.

Zadaniem nauki nie jest narzucanie pytań... „Pytania poznawcze wynikają z tego, że dusza ludzka ogląda świat zewnętrzny. Ale w psychicznym impulsie każdego pytania tkwi pewna siła, z którą podchodzimy do postrzeżenia tak, że dopiero razem z czynnością naszej duszy przejawia ono rzeczywistość tego, co postrzegamy. Ta pierwsza nasza czynność... czystym doświadczeniem”.

Z całej postawy tej teorii poznania widzimy, że tu idzie o odpowiedź na pytanie: „Co to jest poznanie?” Aby osiągnąć ten cel, bierze ona pod uwagą początkowo z jednej strony świat zmysłów, a z drugiej nasze usiłowania przeniknięcia go myśleniem. Następnie wykazuje, że we wzajemnym przenikaniu się obu tych czynników przejawia się prawdziwa rzeczywistość świata zmysłów. Tym samym mamy już zasadniczą odpowiedź na pytanie: „Co to jest poznanie?” Jednakże odpowiedź ta nie zmieni się przez to, że pytanie rozszerzymy na dziedzinę oglądu duchowego. Co powiedziałem w tej książce o istocie poznania, dotyczy również i poznania wyższych światów, którymi zajmują się moje późniejsze książki. Świat zmysłów przejawiający się ludzkiemu postrzeganiu — nie jest rzeczywistością. Znajduje ją dopiero w związku z tym, co się z niego przejawia ludzkiej myśli. Myśli są częścią tej rzeczywistości, którą oglądamy zmysłami, lecz to, co jest myślą w świecie zmysłów, nie przejawia się zewnętrznie w tym świecie, a wewnątrz — w człowieku. Ale myśl i postrzeżenie zmysłowe są jednym bytem. Człowiek postrzegając świat zmysłów oddziela myśl od rzeczywistości fizycznej, przez co myśl przejawia się tylko niejako na innym miejscu, to znaczy wewnątrz naszej duszy. Ten rozdział obiektywnego świata pomiędzy myślą a postrzeżeniem nie ma jednak żadnego znaczenia dla świata obiektywnego. Występuje on tylko dlatego, że wśród istniejącego świata pojawia się człowiek. Przez to powstaje dla niego złudzenie, jakoby myśl i postrzeżenie zmysłowe były dwoistością. Nie inaczej jest jednak z oglądem duchowym. Ogląd ten umożliwiony prze pewne procesy duszne, które opisałem w późniejszej mojej książce Wie erlangt man Erkenntnisse der höheren Welten? — co stanowi znów zaledwie jedną stronę duchowego bytu; drugą jego stronę stanowią myśli człowieka o duchowości. Różnica polega na tym jedynie, że myśl uzupełnia postrzeżenie zmysłowe i przemienia je w rzeczywistość, podnosząc niejako w górę aż ku granicom duchowości, podczas gdy ogląd duchowy przeżywamy w jego prawdziwej istocie w kierunku odwrotnym: od tych granic w dół — aż do postrzeżenia zmysłowego. Wprawdzie przeżywanie postrzeżenia zmysłowego odbywa się za pomocą zmysłów ukształtowanych przez przyrodę, a ogląd duchowy jest możliwy dzięki duchowym narządom postrzegania, które trzeba dopiero wytworzyć w duszy: nie stanowi to jednak żadnej zasadniczej różnicy. Jeśli idzie o prawdę, to moje późniejsze książki nie są bynajmniej sprzeniewierzeniem się tej idei poznania, którą rozwinąłem w tej książce, tylko po prostu jej zastosowaniem w dziedzinie duchowego doświadczenia.

Odnośnie utworu Die Natur. W publikacjach „Goethe — Geselschaft” starałem się wykazać powstanie tego utworu tak, że Tobler, który wtedy obcował z Goethem w Weimarze, spisywał różne jego myśli wedle prowadzonych z nim rozmów, po czym zapiski te pojawiały się „Tiefurter Jurnal”, wychodzącym wtedy tylko w rękopisie. W późniejszych pismach Goethego znajdujemy wzmiankę o ukazaniu się tego utworu. Pisze on tam wyraźnie, że nie przypomina sobie, czy jest jego autorem, ale że Die Natur zawiera niewątpliwie jego myśli, które go zaprzątały właśnie w chwili ukazania się tego utworu w „Tiefurter Journal”. W mojej rozprawce w pismach „Goethe — Gesellecheft” starałem się wykazać, że te myśli wniknęły w swym dalszym rozwoju w cały pogląd Goethego na przyrodę. Niedawno ukazały się traktaty przypisujące Toblerowi pełne autorstwo Die Natur. Nie chciałbym mieszać się w spór o to zagadnienie. Jeśli nawet przyjmiemy, że Die Natur jest zupełnie oryginalnym utworem Toblera, jednak zawsze pozostaje faktem, że owe myśli żyły w duszy Goethego na początku 80-tych lat XVIII stulecia i to w ten sposób, że wedle jego własnego wyznania, stanowiły zaczątek jego rozległych poglądów na przyrodę. Nie mam osobiście żadnego powodu do zmiany swego pierwotnego przekonania, że myśli te są oryginalną własnością Goethego. Ale gdyby nawet tak nie było, w każdym razie przeżyły one swoje istnienie w jego duchu i to dopiero okazało się czymś niezmiernie płodnym. Dla kogoś, kto się zajmuje światopoglądem Goethego, mają one znaczenie nie same dla siebie, tylko w stosunku do tego, co zrodziło się z nich później.

Zjawisko dla zmysłów... — Wywody te zawierają już aluzję do postrzegania duchowego, o którym mówią moje późniejsze pisma.

Sprawa ma się zupełnie inaczej... — Powyższa myśl nie przeczy postrzeganiu duchowemu, tylko odnosi się do tego, że aby dojść do istoty postrzeżenia zmysłowego, nie można przebijać się przez nie do jakiegoś ukrywającego się poznania bytu, trzeba się zaś zwrócić do myślenia, które się przejawia w człowieku.

Żaden badacz nie uwydatnił tej różnicy (...) da się coś zrobić metodami nauk przyrodniczych. — W moich pismach można znaleźć różne sposoby ujmowania „mistycyzmu i mistyki”. Jednakże ze związku w tekście zawsze się można przekonać, że pomiędzy tymi sposobami nie ma wcale sprzeczności. Mimo to moi przeciwnicy wielokrotnie ponawiali fantastyczne przypuszczenia na ten temat. Można utworzyć ogólne pojęcie „mistyki”. Obejmuje ono wszystko to, czego można doświadczyć w świecie drogą wewnętrznych duchowych przeżyć. Pojęcia tego nie powinno by się od razu atakować, bo jednak takie doświadczenie istnieje. Objawia nam ono nie tylko coś z naszego wnętrza, ale coś ze świata. Aby móc doznawać wrażeń barwnych — trzeba posiadać oko, w którym rozgrywają się pewne procesy. Przez to dowiadujemy się czegoś nie tylko o oku, ale właśnie i o świecie. Tak samo, kto się chce czegoś dowiedzieć o pewnych innych rzeczach świata, ten musi posiadać wewnętrzne duchowne narządy. Trzeba jednak wnieść pełną pojęciową jasność w doświadczenia tych mistycznych narządów, jeżeli ma z tego wyłaniać się poznanie. Niestety istnieją ludzie, którzy po to chcą chronić się w swym wnętrzu, by uciec przed jasnością pojęć. Przez „mistykę” rozumieją oni coś, co ściąga poznanie z jasnego światła idei w ciemność świata uczuć, nie rozjaśnionego blaskiem idei. Moje prawa wszędzie przeciwstawiają się takiej mistyce; natomiast każda ich stronnica przemawia za taką mistyką, która w myśli chwyta światło idei, a ten mistyczny zmysł, czynny w tej samej sferze ludzkiej istoty, w której poza tym władają ciemne uczucia — podnosi do roli duchowego narządu postrzegania. Zmysł ten odgrywa wtedy zupełnie tę samą rolę w duchowości, co oko lub ucho w świecie fizycznym.
Filozofia wolności... — Idee tej filozofii rozwinąłem później w mojej Philosophie der Freiheit.

Psychologia, socjologia i historia — to najważniejsze formy nauk duchowych — Gdybym dziś pisał tę książkę, musiałbym tu zaliczyć to, co nazywam Antropozofią. W późniejszych latach opracowałem najrozmaitsze jej dziedziny. Przed laty 40-tu marzyła mi się pod naszą „psychologia” nauka, która by zawierała w sobie całość oglądu świata ducha (pneumatologia). Z tego jednak nie powinno się wyciągać wniosków, że wtedy chciałem wyłączyć ten „świat ducha” z ludzkiego poznania. Trzeba tu dodać, że hipotetyczny utwór (przypuszczałem go tylko) odnalazł się później rzeczywiście w archiwum Goethego i został włączony do zbiorowego weimarskiego wydania jego dzieł.


 

Przedmowa do pierwszego wydania
 

Gdy prof.. Kürschner zaszczycił mnie swym zleceniem, powierzając mi wydanie przyrodniczych pism Goethego dla „Deutsch National—Literatur” — doskonale uświadamiałem sobie związane z tą pracą trudności. Musiałem się przeciwstawić niemal powszechnie zakorzenionym poglądom.

Podczas gdy dziś coraz to bardziej szerzy się przekonanie, że poetyckie utwory Goethego stanowią podstawę całej naszej kultury, to nawet ci, którzy nawet najdalej idą w uznaniu dla naukowych jego usiłowań — nie widzą w nich nic więcej, jak tylko przeczucie pewnych prawd, które dopiero w późniejszym rozwoju nauki znalazły pewne swoje potwierdzenie. Genialnej spostrzegawczości Goethego udało się — ich zdaniem — wyczucie pewnych prawd przyrody, które później — niezależnie od niego — ponownie odkryto w ścisłej nauce. Co przyznano w całej pełni poetyckiej działalności Goethego, że mianowicie każdy kulturalny człowiek musi wobec niej zająć pewne stanowisko — tego odmówiono naukowym jego poglądom. Powszechnie słyszy się zdanie, że z wgłębiania się w prace poety nie da się uzyskać niczego, czego by dzisiejsza nauka nie mogła dać już i bez niego.

Gdy mój ukochany nauczyciel K.J. Schröer wprowadzał mnie w światopogląd Goethego — myśl moja rozwijała się już w kierunku, umożliwiającym mi wyjście ponad poszczególne odkrycia poety i zwrócenie się ku rzeczy głównej. Był nią sposób, w jaki Goethe włączył każdy poszczególny fakt w całość swojego ujęcia przyrody oraz jak go zużytkował do zrozumienia związku pomiędzy jestestwami przyrody, ażeby jak to sam trafnie określił (w swojej Anschauende Urteilskraft) — uczestniczyć duchowo w twórczości przyrody. Przekonałem się wkrótce, że dzisiejsza nauka przyznaje Goethemu rzeczy nieistotne, a przeocza właśnie rzeczy największej wagi. Poszczególne jego odkrycia zostałyby rzeczywiście dokonane i bez jego badań; jednakże naszej nauce będzie dopóty brakowało tego wspaniałego ujęcia przyrody, dopóki go nie zaczerpnie bezpośrednio od niego samego. Przekonanie to było linią wytyczną, po której poruszały się moje wstępy do jego przyrodniczych pism. Powinny one wykazać, jak każdy pogląd Goethego trzeba umieć wyprowadzić z całości jego geniuszu.

Zasady zastosowania tego są przedmiotem niniejszej książki. Ma ona wykazać, że to, co rozumiemy przez naukowe poglądy Goethego — da się również i samoistnie uzasadnić.

Na tym kończę niezbędne wstępne uwagi. Pozostaje mi jeszcze tylko spełnić jeden miły obowiązek, a mianowicie złożyć moje najserdeczniejsze podziękowanie prof. Kürschnerowi, który zawsze odnosił się przychylnie do wszystkich moich naukowych usiłowań, a i tej książce nie poskąpił najprzyjaźniejszego wsparcia.


Koniec kwietnia 1886 r.

Rudolf Steiner

nastepna czesc eseju Zarys teorii poznania.

powrót do strony wstepnej Z.T.P.W.S.G.     powrót do strony Antropos i Sophia