eGNOSIS

Rudolf Steiner (1861-1925), twórca antropozofii. 
Biografia

Chrześcijaństwo jako rzeczywistość mistyczna
a misteria dawnych czasów cz.9

Rudolf Steiner

- Przedmowa do drugiego wydania
- Wstęp
- Misteria i wiedza tajemna misteriów
- Mędrcy greccy przed Platonem w świetle misteriów
- Mistyka Platona
- Wiedza tajemna misteriów a mit
- Misteria dawnego Egiptu
- Ewangelie
- Wskrzeszenie Łazarza
- Apokalipsa
- Jezus na tle swojej epoki
- Istota chrześcijaństwa
- Chrześcijaństwo a wiedza mędrców pogańskich
- Św. Augustyn a Kościół
- Uwagi

WSKRZESZENIE ŁAZARZA

 

Pośród „cudów” przypisywanych Jezusowi, wskrzeszenie Łazarza w Betanii jest niewątpliwie wydarzeniem szczególnej doniosłości. Wszystko wskazuje że to, co tutaj opowiada Ewangelista, ma w Nowym Testamencie wyjątkowe znaczenie. Trzeba pamiętać, że ten spis znajdujemy tylko w Ewangelii św. Jana, a więc ewangelisty, który przez pełne wielkiej wagi słowa wstępu narzuca niejako bardzo specjalne ujmowanie wszystkiego co mówi. Św. Jan zaczyna tak: „Na początku było słowo, a Słowo było u Boga, a Bogiem było Słowo... A Słowo stało się ciałem i mieszkało miedzy nami, i widzieliśmy jego chwałę, chwałę jaką jednorodzony otrzymuje od Ojca, pełne łaski i prawdy”. Kto zaczyna od takich słów, mówi tym samym wyraźnie, że należy go rozumieć w sposób szczególnie głęboki. Gdybyśmy chcieli tutaj zastosować zwykły, czysto rozumowy sposób pojmowania lub inne, bardziej powierzchowne tłumaczenie, to jakbyśmy utrzymywali, że Otello na scenie „naprawdę” zamordował Desdemonę.

Ale co chce powiedzieć św. Jan tymi słowami? Powiada wyraźnie, że mówi o czymś wiecznym, o czymś, co było na początku wszechrzeczy. Opisuje fakty, ale nie należy brać ich jako fakty, które się postrzega za pomocą zmysłów i na których logiczne rozumowanie zasadza swój kunszt. „Słowo”, które żyje w duchowości świata, kryje się poza faktami. Fakty są dla św. Jana środkiem do wyrażenia wyższej treści. I dlatego można przypuszczać, że w opisanym  fakcie wskrzeszenia zmarłego, fakcie który sprawia olbrzymie trudności rozumowi opierającemu się na świadectwie zmysłów i na logice, kryć się musi jakiś niezmiernie głęboki sens.

Ale to nie wszystko. Już Renan w swej książce Życie Jezusa podkreśla, że wskrzeszenie Łazarza miało niewątpliwie decydujący wpływ na wydarzenia które były kresem Jezusowego życia. Myśl taka wydaje się niemożliwa z punktu widzenia, przyjętego przez Renana. Bo i dlaczegoż ten właśnie fakt, że Jezus wskrzesił kogoś z martwych i że wieść o tym szerzyła się miedzy ludem, miałby się wydać jego przeciwnikom czymś tak niebezpiecznym, że stanęli wobec pytania: Czy można pogodzić istnienie Jezusa z judaizmem? Niepodobna się zgodzić z następującymi słowami Renana „Inne cuda Jezusa to były przelotne wydarzenia, w dobrej wierze rozpowiadane i wyolbrzymiane w ustach ludu, a potem nie wracało się już do nich. Ale wskrzeszenie Łazarza było naprawdę wydarzeniem, o którym wszyscy wiedzieli i które miało zamknąć usta Faryzeuszom. Wszyscy wrogowie Jezusa oburzali się na rozgłos, jakiego nabrała ta sprawa. Opowiadano, że usiłowali zabić Łazarza...” Nie sposób pojąć o co im chodziło, jeżeli istotnie, jak twierdzi Renan, w Betanii odegrano jedynie z góry już ułożona scenę, która miała na celu wzmocnienie wiary w Jezusa. „Może Łazarz, jeszcze blady po przebytej chorobie, kazał się spowić w całun jak umarły i złożyć w rodzinnym grobie. Były to wielkie wykute w skale komory, do których wchodziło się przez czworokątny otwór, przywalony olbrzymią kamienną płytą. Marta i Maria wybiegły na spotkanie Jezusa i poprowadziły go do grobu, jeszcze zanim wstąpił do Betanii. Wzruszenie Jezusa, kiedy stanął u grobu przyjaciela, którego uważał za umarłego, mogli zgromadzeni wziąć za drżenie i lęk (Jan, XI,33 i 38), jakie zazwyczaj towarzysza cudom. W opinii ludu bowiem boska siła w człowieku jest czymś podobnym do przeżyć, związanych z padaczką i konwulsjami. Jezus — jeżeli trwamy przy naszym założeniu — chciał jeszcze raz zobaczyć tego, którego miłował i kiedy odwalono kamień grobowy wyszedł Łazarz w całunach z głową spowita w chustę. Oczywiście, wszyscy obecni musieli to uważać za wskrzeszenie. Wiara nie zna innych praw oprócz tego, co jest dla niej prawdą”. Czyż takie tłumaczenie nie jest wprost naiwne, jeżeli się potem mówi — jak Renen: „Wszystko wydaje się przemawiać za tym, że cud w Betanii przyczynił się bardzo do przyspieszenia śmierci Jezusa”. Niemniej jednak te ostatnie słowa płyną z odczucia, które jest słuszne. Tylko że Renan, przy swoich możliwościach, nie mógł odczucia tego wytłumaczyć ani uzasadnić.

Jezus musiał dokonać w Betanii czegoś niezwykle ważnego, jeżeli w związku z tym mają mieć sens następujące słowa Ewangelii: „Zebrali się tedy przedniejsi kapłani i Faryzeusze na naradę i mówili: »Cóż uczynimy mu? albowiem człowiek ten wiele znaków czyni«” (Jan, XI,47). Renan przypuszcza tu również coś szczególnego, bo pisze tak: „Przyznać należy, że ta opowieść św. Jana znacznie się różni od innych opowieści o cudach, które są wytworami fantazji ludowej, a których pełno jest u synoptyków. Dodajmy jeszcze, że św. Jan jest jedynym ewangelistą, który dokładnie zna stosunki, jakie łączyły Jezusa z rodziną z Betanii, a wobec tego trudno sobie wyobrazić, żeby jakiś wytwór fantazji ludowej mógł się przedostać w ramy wspomnień tak osobistych. Prawdopodobnie cud ten nie należał więc do całkiem legendarnych, za które nikt nie ponosi odpowiedzialności. Słowem, jestem przekonany, że w Betanii stało się coś, co ludzie uważać mogli za wskrzeszenie umarłego”. Czyż to w gruncie rzeczy nie znaczy, że zdaniem Renana w Betanii wydarzyło się coś, czego on sam nie umie sobie wytłumaczyć? To też zasłania się następującymi słowami: „Ponieważ chodzi o tak dawne czasy, a opieramy się na jednym tylko tekście, który w dodatku wykazuje wyraźne ślady późniejszych dopisków, nie podobna rozstrzygnąć, czy w tym wypadku wszystko jest zmyślone, czy też naprawdę jakieś wydarzenie w Betanii było podłożem tych pogłosek”. Ale zastanówmy się, czy nie mamy tu do czynienia z czymś, wobec czego należałoby tylko we właściwy sposób odczytać tekst, aby dojść do prawdziwego zrozumienia? Może wtedy nie będzie potrzeby mówić o „zmyśleniu”.

Trzeba przyznać, że cała ta opowieść w Ewangelii św. Jana otoczona jest mgłą tajemniczości. Żeby zdać sobie z tego sprawę, wystarczy zwrócić uwagę na jeden tylko szczegół. Jaki sens mogą mieć następujące słowa Jezusa, jeżeli je brać dosłownie w sensie fizycznym: „ta choroba nie jest na śmierć, ale na chwałę Bożą, żeby Syn Boży uczczony był przez nią”. Tak się zwykle tłumaczy odnośnie słowa Ewangelii. Jednakże lepiej oddamy właściwą treść, jeżeli będziemy tłumaczyli —  co też odpowiada tekstowi greckiemu — „dla objawienia bożego, aby Syn Boży był przezeń objawiony”. I cóżby miały znaczyć dalsze słowa: „Jam jest zmartwychwstanie i żywot, kto wierzy we mnie, chociażby umarł, żyć będzie” (Jan, XI,4 i 25). Byłaby to prostacka interpretacja, gdybyśmy sądzili, że Jezus chciał tymi słowami powiedzieć: Łazarz zachorował po to tylko, by on sam mógł pokazać, co potrafi. I prostactwem byłoby też przypuszczać, jakoby Jezus twierdził, że wiara weń może wskrzesić człowieka, który umarł w zwykłym sensie tego słowa. Cóż byłoby w tym niezwykłego, że człowiek powstał z martwych, gdyby po zmartwychwstaniu był taki sam jak przed śmiercią? Co więcej: jakiż sens miałoby stosowanie do takiego człowieka słów: „Jam jest zmartwychwstanie i żywot?”. Ale życia i sensu nabierają te słowa Jezusa, jeżeli je rozumiemy jako wyraz czysto duchowego wydarzenia, a wtedy nawet w pewnym sensie dosłownie, tak jak czytamy w tekście. Jezus mówi przecież, że on sam jest tym zmartwychwstaniem, jakiego doznał Łazarz, on sam tym życiem jakie jest udziałem Łazarza. Bierzemy dosłownie to, co Ewangelia św. Jana mówi o Jezusie. Jest on „Słowem, które się stało ciałem”. Jest istotą wieczną, która była „na początku”. A jeżeli jest naprawdę zmartwychwstaniem, w takim razie to „co wieczne, co było na początku”, zmartwychwstało w Łazarzu. Mamy więc tutaj wskrzeszenie odwiecznego „Słowa”. I to „Słowo” jest życiem, do którego Łazarz został obudzony. Mamy tutaj do czynienia z „chorobą”, ale taką, która nie prowadzi do śmierci, lecz do ujawnienia „chwały Bożej”, to znaczy do objawienia się Boga. Jeżeli w Łazarzu zmartwychwstało „wieczne Słowo”, to rzeczywiście wszystko, co się stało w Betanii, stało się po to, by Bóg objawił się w Łazarzu. Bo Łazarz stał się kimś innym przez to, co się stało. Przedtem nie żyło w nim „Słowo”, nie żył duch: teraz duch ten w nim żyje. Narodził się w nim. A każdym narodzinom towarzyszy przecież choroba, choroba matki. Lecz ta choroba nie prowadzi do śmierci, lecz do nowego życia. W Łazarzu „choruje to, z czego ma się narodzić »nowy człowiek«”, człowiek przeniknięty „Słowem”. Gdzież jest ów grób, z którego ma się narodzić „Słowo”? Aby dać odpowiedź na to pytanie, wystarczy przypomnieć sobie Platona, który ciało człowieka nazwał grobem duszy. Wystarczy przypomnieć sobie, że również i Plato mówi o pewnego rodzaju zmartwychwstaniu, kiedy tłumaczy, że świat ducha może ożyć w ciele człowieka. To co Plato nazywa „duszą duchową”, św. Jan określa mianem „Słowa”. A tym Słowem jest dla niego wskrzeszenie czegoś boskiego z grobu swojego ciała. A dla św. Jana to, co dokonało się przez „życie Jezusa”, jest właśnie zmartwychwstaniem. Nic więc dziwnego, że św. Jan wkłada w usta Jezusa słowa: „Jam jest zmartwychwstaniem”.

Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że to, co się dokonało w Betanii było wskrzeszeniem w sensie duchowym. Łazarz stał się kimś innym niż był poprzednio. Powstał z martwych do takiego życia, o którym „odwieczne Słowo”, mogło rzec: „Jam jest tym życiem”. Cóż się więc stało z Łazarzem? Ożył w nim duch. Udziałem jego stało się życie, które jest wieczne. Wystarczy przypomnieć słowa tych, którzy byli wtajemniczeni w misteria, a natychmiast odsłoni się nam głębokie znaczenie tego przeżycia. Co mówi Plutarch o celu misteriów? Mówi, że miały one na celu wyzwalać duszę z więzów cielesnego bytu i jednoczyć z bogami. Schelling tak opisuje uczucia wtajemniczonego: „Wtajemniczony dzięki otrzymanym święceniem stawał się sam ogniwem owego magicznego łańcucha, stawał się sam Kabirem, włączony w ten nierozerwalny krąg i jak mówią starodawne napisy, przyjętym do orszaku niebiańskich bogów”. (Schelling, Philosophie der Offenbarung). Przełom, jaki się dokonał w życiu człowieka przez wtajemniczenie, trudno lepiej określić niż to uczynił Aedesiusz zwracając się do swego ucznia, cesarza Konstantyna w następujących słowach: „Jeżeli kiedyś dostąpisz udziału w misteriach, będziesz się wstydził, że urodziłeś się tylko człowiekiem”.

Jeżeli takie uczucia przenika naszą duszę do głębi, uzyskamy właściwy stosunek do tego, co się dokonało w Betanii. Wówczas relacja św. Jana będzie dla nas przeżyciem szczególnym. Zacznie nam świtać jakaś pewność, której nie dałoby nam żadne logiczne tłumaczenie, żadna próba racjonalistycznego wyjaśnienia. Staniemy wobec misterium, w prawdziwym znaczeniu tego słowa. W Łazarza wstąpiło „Wieczne Słowo”. Mówiąc językiem misteriów, stał się on wtajemniczonym. To co opisuje św. Jan było niewątpliwie obrzędem inicjacji.

Spróbujmy teraz zrozumieć całe to wydarzenie jako obrzęd wtajemniczenia. Jezus miłował Łazarza (Jan, XI-36). Nie może tu być mowy o miłowaniu czy też przyjaźni w zwykłym znaczeniu. To byłoby sprzeczne z duchem Ewangelii św. Jana, która uczy, że Jezus jest „Słowem”. Jezus miłował Łazarza, ponieważ wiedział, że Łazarz dorósł duchem do tego, by w nim obudzić „Słowo”. Jezus był częstym gościem w domu Łazarza. To znaczy, że przygotował w tej rodzinie wszystko, co miało doprowadzić do wielkiego wydarzenia jakim było wskrzeszenie Łazarza. Łazarz był uczniem Jezusa. Takim uczniem, że Jezus mógł być pewien, iż kiedyś obudzi się w nim to, co boskie. Końcowy akt takiego wskrzeszenia polegał na symbolicznym obrzędzie, który był wyrazem przemiany duchowej. Człowiek musiał nie tylko zrozumieć, co znaczy: „umrzyj — i stan się!” ale musiał sam tego dokonać w realnym akcie duchowym. Wszystko, co ziemskie, czego zgodnie z duchem misteriów, człowiek wyższy w nas wstydzić się musi, należało odrzucić. Ziemski człowiek musiał umrzeć śmiercią symboliczna zarazem i realną. Wówczas pogrążono ciało ucznia na przeciąg trzech dni w głęboki letarg, ale wobec istotnego przełomu, jaki przeżył ten człowiek, był to już tylko znak widzialny, zewnętrzny wyraz nieporównanie donioślejszego wydarzenia duchowego. Niemniej jednak obrzęd ten był przeżyciem, które przecinało życie ucznia na dwie części. Kto nie zna głębszej treści tych obrzędów z bezpośredniego, osobistego przeżycia, ten nie jest w stanie ich zrozumieć. Można mu dąć tylko przybliżone pojęcie przez jakieś porównanie. Podobnie można ująć w kilku słowach całą treść szekspirowskiego Hamleta i kto przyswoi sobie te słowa, może w pewnym sensie powiedzieć, że zna treść Hamleta. Bo też, logicznie biorąc, zna. Ale inaczej pozna ją też, kto przeżyje całe bogactwo tego dramatu. Przez jego duszę przesunęła się taka pełnia życia, której nie zastąpi żadne streszczenie. Idea Hamleta stała się dla niego osobistym przeżyciem artystycznym. Otóż coś podobnego, tylko na wyższym szczeblu, dzieje się z człowiekiem, który przeżywa obrzędy związane z inicjacją w całej ich wzniosłej potędze. Przeżywa symbolicznie to, co osiąga w duchu. Określenie „symbolicznie” należy tak rozumieć, że wprawdzie dany fakt dostępny zmysłami rzeczywiście ma miejsce, ale jest tym niemniej symbolem, obrazem. Nie jest to symbol nierealny, jest on rzeczywistością. Ziemskie ciało było przez trzy dni naprawdę martwe. Ze śmierci powstaje nowe życie, życie, które przetrwało śmierć. Człowiek zdobył wiarę w to nowe życie. Tak właśnie było z Łazarzem. Jezus przygotował go do wskrzeszenia. Mamy tu do czynienia z chorobą zarazem rzeczywistą i symboliczną. Z taką chorobą, która jest wtajemniczeniem i która po trzech dniach doprowadza do prawdziwie nowego życia. Łazarz dorósł duchem do tej przemiany. Oblókł się w szatę ucznia, który ma dostąpić wtajemniczenia. Pogrążył się w stan odrętwienia, który jest symboliczną śmiercią. A kiedy upłynęły już owe trzy dni, przybył Jezus. „Odjęli tedy kamień, gdzie był umarły położony. A Jezus, wzniósłszy oczy swoje w górę, rzekł: »Ojciec? dziękuję tobie, żeś mnie wysłuchał«” (Jan, XI.44). Ojciec wysłuchał Jezusa: Łazarz osiągnął ostatni szczebel poznania. Doświadczył, jak się osiąga zmartwychwstanie. Dokonane zostało wtajemniczenie w misteria. Dokonało się to, co przez całą starożytność znane było jako wtajemniczenie, a hierofantą był Jezus. Tak wyobrażano sobie zawsze połączenie człowieka z bóstwem.

Jezus spełnił na osobie Łazarza wielki cud przemiany życia w duchu pradawnych tradycji. Chrześcijaństwo nawiązuje w ten sposób do dawnych misteriów. Łazarz został wtajemniczony przez samego Chrystusa Jezusa. Dzięki temu zdolny był teraz wznieść się w wyższe światy. Ale był zarazem pierwszym wtajemniczonym chrześcijańskim, pierwszym, którego Chrystus sam wtajemniczył. Przez wtajemniczenie zdolny był teraz poznać, że „Słowo”, które w nim ożyło, w Chrystusie Jezusie stało się człowiekiem, że więc miał przed sobą w Tym, który go wskrzesił, wcielenie siły, która w nim samym, w Łazarzu, objawiła się duchowo. Z tego punktu widzenia wielką doniosłość mają słowa Jezusa (Jan, XI.42): „A jam wiedział, że mnie zawsze wysłuchiwasz, alem to rzekł dla ludu wokół stojącego, aby wierzyli, żeś ty mnie posłał”. Chodziło więc o to, żeby wszystkim stało się jawne, iż w Jezusie żyje „Syn Ojca”, jeżeli więc Jezus obudzi w człowieku do życia swoją własną istotę, człowiek ten staje się „uczniem”. Jezus daje przez to do zrozumienia, że w misteriach ukryty był sens życia i że były one drogą do poznania tego sensu. On sam jest żyjącym Słowem — w nim stało się człowiekiem to, co było pradawną tradycją. Ewangelista mógł więc słusznie powiedzieć, że w nim „Słowo stało się ciąłem”. Słusznie widział w Jezusie samym wcielone misterium. I dlatego Ewangelia św. Jana stanowi też misterium. Należy ją czytać ze świadomością, że chodzi tu o wydarzenia duchowe, wtedy będziemy ją rozumieli właściwie. Gdyby ją był napisał kapłan dawnych czasów, dałby nam opis tradycyjnego obrzędu. Dla św. Jana obrzęd ten stał się człowiekiem. Stał się „życiem Jezusa”. Wybitny uczony naszych czasów, Bruckhardt, w dziele pt. Czasy Konstantyna Wielkiego, mówi pisząc o misteriach, że to są sprawy, które nigdy nie będą wyjaśnione. Burckhardt bowiem nie zna drogi prowadzącej do ich wyjaśnienia. Weźmy do ręki Ewangelię św. Jana i obejrzyjmy okiem ducha w jej rzeczywistych, a jednocześnie symbolicznych wydarzeniach ten wielki dramat poznania, jaki rozgrywał się przez całą starożytność, a będziemy mieli przed sobą misterium.

W słowach: „Łazarzu! wynijdzi z grobu!” poznajmy wezwanie, jakim egipscy hierofanci przywoływali z powrotem do życia tych, którzy w oderwaniu od świata przeszli proces inicjacji, aby zabić w sobie to, co ziemskie, a zdobyć pewność rzeczy wiecznych. Ale Jezus odsłonił tymi słowami tajemnice misteriów. Nietrudno pojąć, że Żydzi nie mogli przepuścić tego Jezusowi bez kary, tak jak i Grecy nie byliby mogli przepuścić Ajschylosowi, gdyby zdradził tajemnice misteriów.

Jezusowi chodziło o to, by przed oczyma zgromadzonych dokonało się wtajemniczenie Łazarza, to, co według dawnej tradycji kapłańskiej mogło być dokonane tylko w największej tajemnicy, w świątyni. Ta inicjacja miała przygotować do zrozumienia „Misterium Golgoty”. Dawniej tylko jasnowidzący, tylko wtajemniczeni mogli wiedzieć o tym, co się dokonywało w takim obrzędzie; teraz jednak i dla tych, którzy „wierzą, chociaż sami nie widzą”, otworzyła się droga, na której można się przekonać o realności wielkich tajemnic ducha.

dalszy ciag

powrót do poprzedniej czesci     powrót do strony głównej eGNOSIS