eGNOSIS

Rudolf Steiner (1861-1925), twórca antropozofii. 
Biografia

Chrześcijaństwo jako rzeczywistość mistyczna
a misteria dawnych czasów cz.7

Rudolf Steiner

- Przedmowa do drugiego wydania
- Wstęp
- Misteria i wiedza tajemna misteriów
- Mędrcy greccy przed Platonem w świetle misteriów
- Mistyka Platona
- Wiedza tajemna misteriów a mit
- Misteria dawnego Egiptu
- Ewangelie
- Wskrzeszenie Łazarza
- Apokalipsa
- Jezus na tle swojej epoki
- Istota chrześcijaństwa
- Chrześcijaństwo a wiedza mędrców pogańskich
- Św. Augustyn a Kościół
- Uwagi

MISTERIA DAWNEGO EGIPTU

 

Kiedy już wolny od ciała w jasne się wzniesiesz niebiosa, nieśmiertelnym staniesz się bogiem i nigdy nie zaznasz już śmierci.

 

W tych słowach Empedoklesa mamy jakby kwintesencję wszystkiego, co myśleli dawniej Egipcjanie o wiecznym pierwiastku w człowieku i o jego związku z bóstwem. Świadczy o tym egipska Księga zmarłych odcyfrowana w XIX wieku dzięki mozolnej pracy uczonych (por. Lepsius Das Totenbuch dar alten Aegypter, Berlin 1842). Jest to najcenniejszy zabytek literatury jaki się nam zachował po dawnych Egipcjanach. Znajdujemy tam wszelkiego rodzaju pouczenia i modlitwy, które dawno zmarłemu do grobu, aby go prowadziły, skoro się uwolnił od swej doczesnej powłoki. Księga ta zawiera najgłębsze poglądy Egipcjan na rzeczy wieczne i na rozwój świata. Wyczuwamy w niej stosunek do bogów bardzo podobny do poglądów mistyki greckiej. Spośród różnych bogów, którym oddawano cześć w poszczególnych prowincjach Egiptu, Ozyrys stał się z czasem bóstwem najwyższym i czczony był powszechnie. Był on jakby syntezą wszystkich innych bóstw. W szerokich masach mogły zresztą krążyć różne wierzenia dotyczące postaci Ozyrysa, lecz Księga Umarłych oparta jest na poglądach pielęgnowanych przez kapłanów, a dla nich Ozyrys był istotą, którą człowiek może znaleźć we własnej duszy. Świadczą o tym najwyraźniej ówczesne poglądy związane ze śmiercią i z losami zmarłych. Kiedy ciało oddane zostało ziemi, która je przechowuje w swym łonie, wówczas to, co wieczne zaczyna swą wędrówkę w odwieczny świat ducha. Najpierw staje przed sadem Ozyrysa, którego otacza czterdziestu dwu sędziów. Dalszy los wiecznego pierwiastka w człowieku zależy od tego, co orzekną sędziowie. Kiedy już dusza wyzna swoje grzechy, kiedy sędziowie orzekną, że pojednała się już z wieczną sprawiedliwością, wówczas niewidzialne moce wychodzą na jej spotkanie mówiąc tak: „Ozyrys (tu wymieniają imię danego człowieka) został oczyszczony w stawie, który leży na południe od pola Motep i na północ od pola Szarańczy, tam gdzie bóstwa zieleni o czwartej godzinie nocy i o ósmej godzinie dnia obmywają się obrazem serca bogów, przechodząc od nocy do dnia”. Widzimy więc, że w świecie duchowym nazywa się Ozyrysem to, co wieczne w człowieku. Po słowie Ozyrys wymienione jest imię zmarłego. Także i ten, który się pojednał z wiecznym ładem świata nazywa siebie sam Ozyrysem. „Jestem Ozyrys (imię). Pod kwieciem drzewa figowego wyrasta imię Ozyrys (imię zmarłego)”. Tak więc człowiek staje się Ozyrysem. Być Ozyrysem znaczy być w pełni człowiekiem, człowiekiem na wysokim stopniu rozwoju. Jasne jest więc, że również i ten Ozyrys, który zgodnie z wiecznym ładem świata sprawuje sąd nad zmarłym, jest właśnie człowiekiem doskonałym. Różnicą między bytem człowieczym a bytem boskim jest stopień rozwoju: jest liczba. Mamy tutaj pogląd mistyczny na tajemnice liczby. Ozyrys jako istota kosmiczna jest jeden, tym niemniej żyje w każdej duszy jako niepodzielny. Każdy człowiek jest Ozyrysem, a jednak owego jednego Ozyrysa należy sobie wyobrażać jako istotę odrębną. Człowiek przechodzi drogę rozwojową, u kresu której czeka go byt boski. Mówi się tu raczej o przebóstwieniu niż o konkretnej, odrębnej istocie boskiej.

Nie ulega wątpliwości, że w myśl takiego poglądu ten tylko może naprawdę stać się Ozyrysem, kto już jako Ozyrys stanął u wrót wieczności. Najwyższa forma bytu, jaka jest człowiekowi dostępna, musi więc polegać na tym, że przeobraża się on w Ozyrysa. Ten, kto jest naprawdę człowiekiem, musi już tutaj, za życia, mieć w sobie jak najbardziej doskonałego Ozyrysa. Człowiek się doskonali, jeżeli żyje jak Ozyrys, jeżeli przechodzi przez to, przez co przeszedł Ozyrys. Mit o Ozyrysie nabiera tu głębszego znaczenia. Staje się wzorem dla człowieka, który chce obudzić w sobie to, co wieczne. Ozyrys został poćwiartowany, zabity przez Tyfona. Małżonka jego — Izyda zabrała i otoczyła opieką rozrzucone po ziemi jego szczątki. Ozyrys zesłał na nią po śmierci promień swojego światła i urodziła mu Horusa. Horus przejmuje ziemskie zadania Ozyrysa. Jest on drugim Ozyrysem, jeszcze niedoskonałym, lecz dąży by się stać prawdziwym Ozyrysem. Prawdziwy Ozyrys żyje w duszy człowieka. Dusza jest zrazu doczesna. Lecz z doczesnej duszy ma się urodzić to, co wieczne. Dlatego człowiek może uważać siebie za grób Ozyrysa. Niższa natura (Tyfon) zabiła w nim wyższą. Miłość w jego duszy (Izyda) musi otoczyć opieką jego poćwiartowane zwłoki, wtedy narodzi się wyższa natura, dusza wieczna (Horus), która może się wznieść do bytu Ozyrysa. Człowiek, który dąży do najwyższej formy bytu, musi jako mikrokosmos powtórzyć w sobie makrokosmiczny proces rozwojowy — życie Ozyrysa. Taki jest sens egipskiego wtajemniczenia. To, co Platon opisuje jako proces kosmiczny mówiąc, iż Stwórca rozpiął duszę świata w kształt krzyża na ciele świata i że rozwój świata polega na tym, by duszę świata wyzwolić, to właśnie przejść musiał w małej skali człowiek, jeżeli chciał się stać Ozyrysem. Ten, kto dążył do wtajemniczenia, musiał się tak doskonalić, aby jego przeżycie wewnętrzne, jego przemiana w Ozyrysa, stopiła się w jedno z kosmicznym dramatem Ozyrysa.

Gdybyśmy mogli sięgnąć wzrokiem do świątyni w dawnym Egipcie, w której ludzie, doznając wtajemniczenia, przechodzili przemianę w Ozyrysa, widzielibyśmy to, co się tam działo z mikrokosmicznym obrazem rozwoju wszechświata. Człowiek, potomek „Ojca” miał zrodzić w sobie syna. To, co rzeczywiście jest w nim ukryte, zaklęty w nim bóg, miało się ujawnić. Przemoc ziemskiej natury tłumi to w człowieku. Tę niższą naturę trzeba najpierw złożyć do grobu, aby wyższa natura mogła w nim zmartwychwstać. Tym sobie można wytłumaczyć niejedno, co się słyszy o obrzędach wtajemniczenia. Poddawano człowieka tajemniczym rytuałom. Jego ziemska natura musiała być zabita, wyższa natura — obudzona. Szczegółowe zaznajomienie się z tymi obrzędami nie jest nam potrzebne, trzeba tylko zrozumieć ich znaczenie. Przebija ono w następujących słowach, w jakich mógł opisać swoje przeżycia ten, kto przeszedł wtajemniczenie; każdy z nich mógł powiedzieć:

 

Rozwarła się przede mną nieskończona perspektywa, u której kresu jest boska doskonałość. Poczułem, że siła tej boskiej doskonałości tkwi we mnie. Złożyłem do grobu wszystko, co hamuje we mnie tę siłę. Obumarło we mnie to, co ziemskie. Byłem nieżywy. Ten niższy człowiek umarł we mnie, byłem w krainie zmarłych. Obcowałem z umarłymi, to znaczy z tymi, którzy są już włączeni w krąg wiecznego ładu świata. Przeszedłszy przez świat umarłych, zmartwychwstałem. Pokonałem śmierć, lecz teraz jestem już inny. Nie jestem już zależny od mojej doczesnej natury. Została ona we mnie przepojona Logosem. Należę teraz do tych, co żyją wiecznie i będą zasiadali po prawicy Ozyrysa. Ja sam, zjednoczony z wiecznym ładem świata, będę prawdziwym Ozyrysem i władza nad życiem i śmiercią będzie złożona w moje ręce.

 

Wtajemniczony musiał poddać się przeżyciom, które go mogły doprowadzić do takiego wyznania. Były to najbardziej wzniosłe przeżycia jakich doznać może człowiek.

Wyobraźmy sobie teraz, że ktoś niewtajemniczony słyszy o takich przeżyciach. Nie wie przecież i nie może wiedzieć, co działo się naprawdę w duszy wtajemniczonego. Dla niego człowiek ów naprawdę umarł, leżał w grobie i powstał z martwych. To, co na wyższym stopniu bytu jest rzeczywistością duchowa, lecz ujęte w obrazy zapożyczone z ziemskiej rzeczywistości, wydaje mu się czymś, co narusza porządek natury. Jest „cudem”. Takim „cudem” było wtajemniczenie. Kto chciał naprawdę je zrozumieć, musiał obudzić w sobie siły, które prowadzą na wyższe stopnie bytu. Musiał być już uprzednio przygotowany przez życie do tych wzniosłych przeżyć. Jakkolwiek kształtowałyby się te przeżycia przygotowawcze w życiu danej jednostki, zawsze można je sprowadzić do pewnych ściśle określonych rysów. Życie wtajemniczonego ma więc pewien typowy przebieg. Można je opisać niezależnie od tej czy innej osobowości wtajemniczonego. Co więcej, o danym człowieku tylko wtedy można powiedzieć, że jest na drodze do boskości, jeżeli w życiu jego występują te właśnie typowe przeżycia. Taką postacią był Budda dla swoich wyznawców, takim objawił się Jezus uczniom swoim. Znany jest dzisiaj paralelizm pomiędzy życiorysem Buddy a życiem Jezusa. Rudolf Seidel w swej książce Buddha und Christus przedstawia przekonująco tę kwestię. Wystarczy wniknąć w szczegóły by zdać sobie sprawę, że wszelkie zarzuty przeciwko tym paralelom są nieistotne.

Narodziny Buddy zwiastuje królowej Maji biały słoń, który spuszcza się z nieba. Jest to zapowiedź, że Maja wyda na świat równego bogom człowieka, który „skłoni wszystkie istoty do miłości”. U Łukasza zaś czytamy:

 

Do dziewicy poślubionej mężowi imieniem Józef, z domu dawidowego, dziewicy zaś imię było Maria, przystąpił Anioł i rzekł: »Bądź pozdrowiona, łaski pełna. Oto poczniesz i porodzisz syna i nadasz mu imię Jezus. Ten będzie wielki, a będzie zwany Synem Najwyższego«...

 

Bramini, hinduscy kapłani, którzy wiedzą, co znaczy, że ma się narodzić Budda, wykładają sen królowej. Znany im jest pewien określony, typowy obraz Buddy. Życie oczekiwanego Buddy musi odpowiadać temu obrazowi. A w Ewangelii według św. Mateusza, II,1 i nast. czytamy: „Herod (...) zebrawszy wszystkich najprzedniejszych kapłanów i uczonych w piśmie wypytywał ich, gdzie ma się Chrystus narodzić”.

Bramin Asita powiada o Buddzie, „Oto jest dziecię, które stanie się Buddą, wybawicielem, tym który poprowadzi do nieśmiertelności, wolności i światła”. Porównajmy słowa z Ew. św. Łukasza (II i nast.): „Oto był człowiek w Jerozolimie, któremu imię Symeon, a człowiek ten był sprawiedliwy i bogobojny, oczekujący pociechy Izraela, a Duch Święty był w nim. A gdy rodzice wznosili dzieciątko Jezus, aby za nie uczynić według zwyczaju zakonu, on wziąwszy je na ręce swoje chwalił Boga i mówił: »Teraz opuszczasz sługę swego Panie, według słowa swego, w pokoju, gdyż oczy moje oglądały zbawienie twoje, któreś zgotował przed obliczem wszystkich ludów. Światłość ku objawieniu poganom i chwale ludu twego Izraelskiego«”. O Buddzie opowiadają, że jako dwunastoletni chłopiec zgubił się i że odnaleziono go pod drzewem, w otoczeniu śpiewaków i mędrców dawnych czasów, których nauczał. Odpowiada temu Rozdz. II, wiersz 41 i nast. w Ewangelii św. Łukasza:

 

A rodzice jego chodzili każdego roku do Jerozolimy na światło wielkanocne. I gdy już miał lat dwanaście, poszli do Jerozolimy według zwyczaju onego święta. I po skończeniu owych dni gdy wracali, zostało dziecię Jezus w Jerozolimie, a ni wiedzieli o tym Józef i matka jego. A mniemając że jest w towarzystwie podróżnym, uszli dzień drogi i szukali go miedzy krewnymi i znajomymi. I gdy go nie znaleźli, wrócili do Jeruzalem, szukając go. I stało się po trzech dniach, że go znaleźli siedzącego w świątyni pośrodku nauczycieli, a on ich słuchał i pytał ich. A zdumiewali się wszyscy którzy go słuchali, nad rozumem i nad odpowiedziami jego.

 

Kiedy Budda, przeżywszy czas pewien w samotności, wraca do ludzi, wita go dziewica słowami: „Błogosławiony twój ojciec, błogosławiona twoja matka, błogosławiona małżonka do której należysz”. On zaś odpowiedział: „Błogosławieni są tylko ci, którzy znajdują się w Nirwanie”. To znaczy — którzy się włączyli w wieczny byt świata. U św. Łukasza, XI 27 czytamy: „A stało się, gdy on to mówił, że podniósłszy głos pewna niewiasta z ludu rzekła mu: Błogosławiony żywot który cię nosił i piersi któreś ssał! A on rzekł: Owszem, błogosławieni są którzy słuchają słowa Bożego i strzegą go”. W życiu Buddy jest chwila, kiedy przystępuje doń kusiciel obiecując mu wszystkie królestwa ziemi. Budda odrzuca to wszystko mówiąc: „Wiem dobrze, że przeznaczone mi jest królestwo, lecz ja nie pragnę ziemskiego królestwa, zostanę Buddą i sprawię, że radość nadziemska ogarnie cały świat”. Kusiciel musi przyznać: „Skończyło się moje panowanie”. Jezus na podobne kuszenie tak odpowiada: „Pójdź precz ode mnie szatanie. Albowiem napisane jest »Panu Bogu twojemu pokłon oddawać i jemu samemu służyć będziesz«. Tedy opuścił go diabeł”. (Mat. IV.10).

Można by przytoczyć jeszcze wiele podobnych przykładów, wynik będzie taki sam. Wzniosła była śmierć Buddy. Zasłabł podczas wędrówki. Przyszedłszy nad rzekę Hirenja, w pobliżu Kuszinagara, położył się na dywanie, który mu rozesłał ukochany uczeń Ananda. Ciało jego poczęło jaśnieć od wewnątrz. Umierał przemieniony, świetlisty, ze słowami na ustach: „Nic nie trwa bez końca”. Opis śmierci odpowiada temu, co czytamy w Ewangelii o Przemienianiu Jezusa: „I stało się po tych mowach, jakoby po ośmiu dniach, że wziąwszy ze sobą Piotra, Jana i Jakuba wstąpił na górę, aby się modlił. A gdy się modlił, przemieniało się oblicze jego, i szaty jego stały się białe i jaśniejące”. Ziemski żywot Buddy na tym się kończy, lecz w życiu Jezusa zaczyna się teraz to, co najważniejsze — męka, śmierć i zmartwychwstanie. Ziemskie życie Chrystusa Jezusa nie mogło się zakończyć w momencie przemieniania, prześwietlenia, które było kresem życia Buddy. Jeżeli przeprowadzając analogie zacieramy różnice, to nie rozumiemy ani Buddy, ani Chrystusa. (To się okaże w dalszym ciągu książki). Innych opisów śmierci Buddy nie będziemy tu rozważali, jakkolwiek zawierają niejeden głęboki rys.

Analogie w życiorysach tych dwu dobroczyńców ludzkości nasuwają wyraźny wniosek. Wynika on siłą rzeczy z przekazanych opowiadań. Kiedy kapłani — dawni mędrcy — usłyszeli wieść o narodzinach, wiedzieli już o co chodzi. Wiedzieli, że przychodzi na świat człowiek boży. Wiedzieli z góry, jaka duchowość zstępuje na świat w człowieku bożym. Wiedzieli z góry, jaka duchowość zstępuje na ziemię i że ziemskie jej życie może być tylko takie, jakie odpowiada życiorysowi Boga-Człowieka. Wzór takiego życiorysu znany był od wieków w misteriach. Życie człowieka bożego może być tylko takie, jakie być musi. Ma ono w sobie coś z odwiecznych praw przyrody. Jak dana substancja chemiczna może zachowywać się tylko tak, a nie inaczej, tak też istota, która jest Buddą, duch który jest Chrystusem może żyć na ziemi tylko tak, a nie inaczej. Nie pisze się takiego życiorysu podając zewnętrzne, przypadkowe wydarzenia, można je raczej ująć opisując typowe rysy, jakie podaje dla wszystkich czasów dawna wiedza pielęgnowana w misteriach. Legenda Buddy nie jest bynajmniej biografią w zwykłym znaczeniu, tak jak w Ewangeliach nie chodzi również o zwykłą biografię Chrystusa Jezusa. Ani tu, ani tam nie mamy wydarzeń przypadkowych, i tu i tam podany jest odwieczny życiorys, wytyczony dla zbawców ludzkości. W pradawnych tradycjach szukać należy ich wzorów, nie zaś w ziemskich wydarzeniach. Budda i Jezus są wtajemniczonymi w najwyższym znaczeniu tego słowa dla tych, którzy poznali ich boska naturę. (Jezus jest wtajemniczonym przez to, że zamieszkał w nim duch Chrystusowy). Dlatego życie ich jest wyniesione ponad wszelka doczesność. Dlatego stosować do nich można to, co wiemy o wtajemniczonych. Nie opowiada się już o drugorzędnych, przypadkowych zdarzeniach z ich życia. Mówi się o nich: „Na początku było słowo, a Słowo było u Boga, i Bogiem było Słowo. A Słowo stało się ciałem i mieszkało miedzy nami”. (Jan,I,14).

Ale w życiu Jezusa zawiera się więcej niż w życiu Buddy. Życie Buddy kończy się na przemienianiu. To, co najdonioślejsze w życiu Jezusa zaczyna się po przemienieniu. Przetłumaczmy to na język wtajemniczonych: Budda doszedł do tego stanu, kiedy boskie światło zaczyna jaśnieć w człowieku. Stanął wobec śmierci wszystkiego, co ziemskie. Stał się światłością świata. Jezus idzie dalej. W chwili, kiedy prześwietliła go światłość wszechświata, nie umiera. W chwili tej staje się Buddą. Ale też wznosi się w tym momencie na takie wyżyny, których wyrazem jest jeszcze wyższy stopień wtajemniczenia. Cierpi i umiera. To co ziemskie znika. Lecz nie znika to, co duchowe, nie ginie światłość świata. Tu następuje zmartwychwstanie. Jezus objawia się swoim jako Chrystus. Budda w chwili swego przemieniania pogrąża się w najwyższej szczęśliwości, łączy się z duchem wszechświata. Chrystus Jezus raz jeszcze budzi duchowość świata do życia w teraźniejszości, w postaci człowieka. Dawni wtajemniczeni przechodzili coś podobnego przy wyższych święceniach, lecz w sposób który można by nazwać obrazowym. Ci, których wtajemniczono w misteria Ozyrysa osiągali przeżycia obrazowe takiego zmartwychwstania. Takie „wielkie” wtajemniczenie, lecz jako przeżycie rzeczywiste, nie obrazowo, przeszedł Jezus, a nie mamy tego w życiu Buddy. Budda wykazał swoim życiem, że człowiek jest logosem i że umierając wraca do logosu, do światła. W Jezusie logos sam stał się człowiekiem. Słowo stało się ciałem.

Tak więc to, co w dawnych obrzędach misteriów rozgrywało się w zaciszu świątyń, jest dla chrześcijaństwa wydarzeniem dziejowym, wszechświatowym. Wyznawcy Chrystusa Jezusa czcili w nim tego, który jako jeden jedyny wtajemniczony był w najwyższe misteria. Przekonał on ich, że świat jest boski. Wiedza misteriów związała się dla chrześcijan nierozerwalnie z postacią Chrystusa Jezusa. Że Chrystus żył na ziemi, że jest związany z tymi, którzy go wyznają: ta wiara zastąpiła to, czym dawniej były dla ludzi misteria.

To, co dawniej można było osiągnąć jedynie na drogach mistyki, było teraz częściowo dostępne wiernym, skoro byli przekonani, że w Słowie obecnym pośród nich żyje pierwiastek boski. Teraz już nie to, czego każdy człowiek z osobna musiałby się długo przygotowywać było jedynie miarodajne, lecz to, co widzieli i słyszeli zwykli ludzie w zetknięciu z Jezusem i co mogli przekazać innym. „Co było od początku, cośmy słyszeli, cośmy oczyma naszymi widzieli i na cośmy sami patrzyli, czego się ręce nasze dotykały, cośmy widzieli i słyszeli o Słowie Żywota, to wam zwiastujemy, abyście i wy z nami społeczności mieli”. Są to słowa z I. listu św. Jana. Ta właśnie bezpośrednia rzeczywistość ogarniać ma, jak żywa więź, wszystkie pokolenia, ma być tym Kościołem, który się mistycznie krzewi z pokolenia w pokolenie. Tak należy rozumieć słowa św. Augustyna: „Nie wierzyłbym Ewangeliom, gdyby nie skłaniał mnie do tego autorytet Kościoła katolickiego”. A więc Ewangelie nie mają same w sobie znamienia prawdziwości, ale dlatego trzeba im wierzyć, że ich oparciem jest osoba Jezusa, i Kościół w tajemniczy sposób czerpie stąd moc, która pozwala mu świadczyć o prawdziwości Ewangelii. Tradycja misteriów przekazała drogę prowadzącą do prawdy. W chrześcijaństwie żyje i przechodzi z pokolenia na pokolenie prawda sama. Misteria budziły zaufanie do sił mistycznych w duszy wtajemniczonego, teraz chodzi ponadto o zaufanie do tego jedynego, który wtajemnicza. Uczniowie misteriów szukali przebóstwienia, chcieli je przeżyć. Jezus był przebóstwiony, trzeba z nim utrzymywać łączność, wówczas człowiek żyjąc w łonie stworzonej przezeń społeczności może mieć udział w jego przebóstwieniu — takie było przekonanie chrześcijan. Co było przebóstwieniem w Jezusie, jest przebóstwione dla wszystkich jego wyznawców. „Oto jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata” (Mat. 28.20). Ten, który się narodził w Betlejem, ma charakter wiekuisty, jest poza czasem. Nie darmo słowa antyfony brzmią tak, jak gdyby Jezus rodził się na nowo w każde święto Bożego Narodzenia:

 

Dzisiaj się nam Chrystus narodził, dzisiaj pojawił się Zbawiciel, dzisiaj śpiewają Aniołowie na ziemi.

 

Przeżycie Chrystusa uważać należy za pewien określony stopień wtajemniczenia. Kiedy wtajemniczony czasów przed-chrystusowych przeżywał Chrystusa, osiągał przez to stan, który mu dawał możność postrzegania — w wyższych światach — czegoś, co nie miało odpowiednika w świecie zmysłowym. Przeżywał to, co w wyższym świecie obejmuje Misterium Golgoty. Gdy teraz chrześcijański wtajemniczony przeżywa to samo dzięki inicjacji, widzi okiem ducha historyczne wydarzenie na Golgocie a jednocześnie wie, że w tym wydarzeniu, które miało miejsce na ziemi, zawarta jest ta sama treść, jaka poprzednio żyła jedynie w rzeczywistości duchowej misteriów. Tak więc przez Misterium Golgoty przelało się na społeczność chrześcijańską to, co poprzednio spływało na wtajemniczonych w zaciszu świątyń. Inicjacja daje chrześcijańskim wtajemniczonym możność uświadomienia sobie, co jest istotą Misterium Golgoty, natomiast wiara pozwala człowiekowi nieświadomie uczestniczyć w mistycznym prądzie, którego źródłem są wydarzenia opisane w Nowym Testamencie i który od tego czasu przenika życie duchowe ludzkości.

 

dalszy ciag

powrót do poprzedniej czesci     powrót do strony głównej eGNOSIS