eGNOSIS

Tarot

Klara Wojant

Klara Wojant - z wykształcenia jest filologiem. Była ateistką. Wydawało jej się, że ma mocno ugruntowany światopogląd, ale ciągnęło ją w stronę psychotroniki, nauk Wschodu... W 1978 roku zainteresowała się Medytacją Transcendentalną, otrzymała inicjację i po 2-3 miesiącach coś się w jej życiu zaczęło zmieniać. Dwa lata później skończyła kurs Doskonalenia Umysłu. Duże znaczenie dla niej miały zajęcia w Akademii Życia – relaks i regresing, docieranie do swego wnętrza poprzez rysunek, malarstwo. Fascynowało ją postrzeganie barw i kształtów pól energetycznych w stanie medytacji. Jest głęboko przekonana, że Tarot to narzędzie szlachetne.

 

 

15. I. 1995 r.

...napiszesz też swój traktat o tarocie, po cóż ci cudze? Przecież tarot jest jak alfabet z samych spółgłosek, czy raczej tekst z samych spółgłosek. Samogłoski uzupełnia każdy własną treścią. I ty wypełnisz go swoją. I nie o to chodzi, żeby była ona lepsza, gorsza, czy też bardziej miarodajna od innych treści na temat tarota. Będzie to twoja prawda, a kto ją zechce przyjąć, to przyjmie. Prawdy o tarocie nie można głosić jako jedynie prawdziwej – z wyżej wspomnianego powodu. Ale też na tym polega wspaniałość tarota jako narzędzia poznania siebie samego i świata poprzez siebie. Twórcy tarota byli genialni w swej intuicji. Że tarot używany jest do wróżenia? Ależ jego twórcy chcieli, by ten, kto umie posługiwać się tarotem, pomagał także innym, nie tak daleko stojącym na ścieżce. A miała i ma to być pomoc w odnalezieniu czy choćby próbie odnajdywania samych siebie, a nie prymitywne wskazywanie, że ten a ten za miesiąc podstawi ci nogę. Że ich czysta intencja doprowadziła do wyrodzenia się w prostackie wróżbiarstwo (do którego można używać byle czego – patyków, fusów, czy czego tam jeszcze), to nie ich wina. Tarot to narzędzie szlachetne. Teraz chyba jest oczywiste, dlaczego twój Przewodnik zabronił ci czerpania korzyści finansowych z tarota. Strasznie głupio czynią ci, którzy tarota rzucają w błoto trywialności. Ktokolwiek medytował nad tarotem, nie posłuży się nim w jarmarcznych celach, choćby bardzo potrzebował pieniędzy. Szanuj karty tarota; kiedyś zrobisz własne, będą miały dużą moc. Ale gdybyś uległa pokusie sprzedawania tarota za pieniądze, nic z tego nie będzie – nie będziesz miała czym tych kart nasycić. Jeśli ktoś, komu postawisz tarota, obdaruje cię czymś za to, przyjmij dar, nie wyznaczaj jednak żadnej ceny, w pieniądzach, czy czymkolwiek innym – co łaska.

 

 

2. II. 1995 r.

(Gwiazda – spontaniczne wejście w XVII arkan tarota podczas sesji pisania inspirowanego)

 

Niebo sklepione nade mną, usiane gwiazdami, głęboko aksamitno-granatowe, a one skrzą się złoto. A tuż nad horyzontem niesłychanej wielkości gwiazda, świecąca błękitnym, różowym i złotym światłem (Gwiazda jest ośmioramienna, jej pionowe promienie są różowe, poziome – błękitne, po przekątnych – złote). środek biały. Jej światło jest łagodne i piękne. Nad falującą łąką o bujnej, krótkiej i soczystej trawie. Na łące klęczy en face do patrzącego dziewczyna o bardzo bladej karnacji i ciężkich, złotych, kręcących się włosach, jej twarz ma wyraz uroczysty. Nie jest piękna. Bardzo szczupła. Szata prosta, koloru perłowoszarego. W uniesionych na wysokość ramion dłoniach trzyma dwa dzbany, z których wylewa wodę. Jeden jest złoty, drugi – srebrny. Jest to woda życia. Wylewanie trwa bez końca. Woda ze złotego naczynia reprezentuje pierwiastek męski, woda ze srebrnego – żeński. Jest to zapowiedź nowego, odrodzonego życia. Woda wsiąknie w ziemię i da życie bujnej roślinności. Jest to obraz pełen nadziei, jedności Wszechświata, zapowiedź powodzenia i wielkiego rozkwitu. Woda w dzbanach nie wyczerpuje się, jak niewyczerpane są dary życia. Światło gwiazdy, niebywale silne jak na gwiazdę, to zapowiedź pełni światła dziennego. Nastrój radosnego spokoju i nadziei. Kim jest dziewczyna? Naturą w jej życiodajnym aspekcie. W aspekcie wiosny, początku. Woda jest chłodna, skrząc się energią spada na ziemię. Chciałoby się jej napić. Klękam koło dziewczyny, koło złotego dzbana, łapię ustami wodę, jest lekko metaliczna w smaku. Jej energia rozchodzi się po moim ciele. Dziewczyna mówi, że ilekroć zechcę, mogę się tej wody napić. ...

 

 

15. II. 1995 r.

Wisielec, arkan XII

 

Wiszę za nogę na gałęzi drzewa. Krew napływa mi do głowy, czekam aż ktoś mnie odetnie. Wiszenie to nie jest straszne, ale stwarza nastrój niemożności, oczekiwania, ale biernego, bez tej kropli radosnej nadziei. Nastrój czechowowski – moja sytuacja jest dla mnie nie do przyjęcia, ale nie potrafię nic zrobić, żeby się od niej uwolnić, liczę, że zrobi to jakiś „czynnik zewnętrzny”, że coś się nagle stanie. Odkładanie decyzji. Sytuacja obiektywnie nie jest taka zła, ale jej odczucie – jak opisano wyżej. Wokół wiszącego – żadnego krajobrazu, tylko szara mgła otulająca wszystko.

 

 

1. III. 1995 r.

 

Uległaś podszeptowi „z góry” biorąc sobie za podpórkę tarot marsylski, ten z XVI wieku, a nie talię Suligi, przepuszczoną, przefiltrowaną przez świadomość Suligi. Nie byłoby to twoje, gdybyś została przy tamtej talii, której generalnie odrzucać nie należy. Tarot marsylski to jakby czysty archetyp, szkielet, na który nakładają się indywidualne odczucia i spostrzeżenia na temat tarota. Wszystkie późniejsze taroty noszą już cechy swoich autorów – i dobrze, i tak ma być. Ale teraz dla ciebie jest czas sięgnięcia do źródeł. A dostępne źródło, także ze względu na prostotę rysunku, to właśnie tarot marsylski. Każdy inny rozpraszałby cię swoją estetyką. Sugerowałby ci obce treści. Wpływałby na nastrój.

 

 

1. III. 1995 r.

Le Mat, GŁUPIEC – arkan 0

 

Głupiec. Ja. Ty. On. My wszyscy. Sed non videmus, manticae quod in tergo est [Lecz nie widzimy, co jest w worku na plecach]. Głupki. Błazny. Idziemy przez życie, słońce świeci, ptaszki śpiewają. My się gapimy. Głupiec idzie i pogwizduje. Ptaszków nie słucha, na słońce nie zwraca uwagi. Nic nie wie i nie chce wiedzieć. Dobrze mu tak, jak jest, a co się będzie obzieleniał. Idzie przez życie – trali, trala, niesie swój węzełek na ramieniu, a co tam w nim ma – nie wie i nic go to nie obchodzi, bo sięgnięcie do węzełka – żeby stwierdzić, czy tam są śmieci, czy coś cennego – wymagałoby wysiłku. Pies gryzie go w łydkę, ale i tym się nie przejmuje. Nie zadaje sobie trudu, żeby go odegnać, chociaż ma kij, który by się do tego świetnie nadał. Idzie dalej, zatopiony w swej pustce. A dokąd droga prowadzi? Nie wiadomo. Po prostu idzie. Może coś na niej spotka, a może nie spotka? Też nie wiadomo. A jak spotka, nie wiadomo, co zrobi i czy w ogóle coś zrobi? Bo może będzie szedł dalej, nie zważając na mijane rzeczy i nie prowadząc żadnych obserwacji. Etap Głupca jest normalny w życiu człowieka, zwłaszcza we wczesnej młodości, nawet do 30–tki, ale bieda w tym, że mnóstwo ludzi pozostaje na tym etapie nawet do końca długiego życia. To brak refleksji nad samym sobą. Nie rozwijanie się. „Może coś z tego będzie, może nie...” Ten Głupiec to także błazen w kolorowym stroju. Jest nieszkodliwy. Ani on nikomu, ani nikt jemu krzywdy nie wyrządzi, bo nikt nie traktuje go poważnie, a i on niczego potraktować poważnie nie potrafi. W nic się nie zagłębia, bo i po co. Głupiec to początek wszelkiej drogi. Bez bagażu wiedzy, z nieokreślonymi możliwościami. Nie oceniajmy głupca źle. Przyjrzyjmy się sobie. Czy nie reprezentujemy takiej postawy? Głupiec nie jest ani dobry, ani zły. Nie zastanawia się nad tym, że jest, czy jest i co w ogóle znaczy „być”. Głupiec to także potencjał. Dla tych, którzy cokolwiek bardziej świadomie idą swoją drogą lub zatrzymują się na ważniejszym przystanku, Głupiec jest ostrzeżeniem, że czasem można niechcący znów popaść w tę jego bezrefleksyjność. Istnienie na poziomie już nie zwierzęcia, ale jeszcze nie człowieka, jeśli człowieczeństwo oznacza dla nas także pewien rodzaj świadomości, a nie tylko biologiczną przynależność do gatunku homo sapiens. Głupiec może być nawet profesorem uniwersytetu. Nieprzewidywalność. Brak wartości. Dlatego głęboko słuszne jest, że arkan ten oznaczony jest zerem.

 

 

4. III. 1995 r.

„Głupiec” odwrócony

 

„Głupiec odwrócony” nie idzie, tylko drepcze w miejscu, będąc przekonanym, że idzie. Jest to marsz taki, jak na przyrządzie treningowym z przesuwającą się taśmą. Idzie się, a jest się wciąż w tym samym miejscu. A więc mamy tu do czynienia z głupotą, z czymś więcej niż bezrefleksyjność – z nieuleczalną głupotą, połączoną z przekonaniem, że się idzie, podczas gdy tak naprawdę jest się wciąż w tym samym miejscu. Inaczej mówiąc, jest to stan opisany w poprzednim punkcie, ale jakby na jałowym biegu, „zabuksowany”. Czyli brak możliwości, brak rozpoznania swojej sytuacji. Może to oznaczać także nałogi i niemożność przyznania się przed samym sobą do uzależnienia.

 

 

2. III. 1995 r.

Le Bateleur, MAG – arkan I

 

Mag? Mistrz? Nie, raczej tylko Kuglarz w krzykliwym stroju. O, patrzcie na mnie! WIEM! Pokażę wam! Wszystkimi rekwizytami, jakie mam do dyspozycji, pokażę wam sztuczki, jakich nie widzieliście! Uwiodę was swoją sztuką, wiedzą. Jestem czarodziejem i znam rzeczy, o których wam się nie śniło. Mój kapelusz o falistym rondzie układającym się w znak nieskończoności zapowiada rzeczy wielkie. Do mnie, do mnie! Ja, ja, ja! Patrzcie na mnie. Tyle wiem, umiem i mam siłę przebicia, jestem pełen energii, rozmachu. Jarmarczny Kuglarz. Głupcowi zaświtało coś w głowie i zachłysnął się sobą. Czegoś się nauczył, ale to tylko sztuczki, pospolite i obliczone na poklask. To MAG lubi, lubi też przewodzić innym, dopóki trwa przedstawienie. Ale nie jest to ktoś o rozwiniętej świadomości, nie ma też wyrobionego poczucia wartości. Do różnych celów może użyć swej wiedzy. Inni obchodzą go tylko o tyle, o ile stanowią skorą do oklasków publiczność. Może być niebezpieczny. Nie jest, ale może być, bo wiele umie, ale brak mu zrozumienia, wyższych uczuć, życzliwości, miłości. Często grozi mu los „ucznia czarnoksiężnika”, kiedy zuchwale uruchamia siły, nie do końca sobie znane. Może być na przykład nieodpowiedzialnym bioenergoterapeutą. Wszelka wiedza, każda umiejętność, są niebezpiecznymi narzędziami, jeśli posługiwaniu się nimi nie towarzyszy odpowiedni poziom rozwoju duchowego i świadomości. Jakże powszechną postacią w naszym współczesnym świecie jest Mag, a dla mnie – Kuglarz. Przez etap Maga przechodzą prawie wszyscy, zwłaszcza u progu życia zawodowego, kiedy następuje olśnienie własnymi umiejętnościami. Ci, którzy na tym etapie pozostają, często bywają świadomi swoich ograniczeń, ale dobrze im z tym.

 

 

4. III. 1995 r.

„Mag” odwrócony

 

Stół Kuglarza przewrócił się i wszystkie rekwizyty rozsypały się lub potłukły. Mag jest bezradny. Znikła jego pewność siebie, bo zabrakło narzędzi i rekwizytów. Bez nich mag jest niczym. Istniał tylko poprzez swoje kuglarskie umiejętności. A że sam przewrócił się razem ze stołem i rekwizytami, więc przygniotły go one. Jest oszołomiony, pokonany przez siły, nad którymi nie w pełni panował. To jest właśnie sytuacja „ucznia czarnoksiężnika”. Jeśli jest to ktoś, kto magią, a może tylko nieczystą grą starał się zaszkodzić innym, to karta „odwrócony Mag” jest dla niego ostrzeżeniem, przypomnieniem, że cokolwiek zasiejesz, wróci do ciebie jako plon dziesięciokrotny. Tak więc „odwrócony Mag” obrazuje stan, kiedy to zabraliśmy się do rzeczy (jakakolwiek by ona była i jakiejkolwiek dotyczyła dziedziny), kierując się wiedzą ludzką, i ponieśliśmy porażkę. Taka wiedza nie uwzględnia bowiem (bo najczęściej nie jest w stanie) wszystkich czynników, my zaś, bez odrobiny pokory, byliśmy całkowicie pewni jej niezawodności i kompletności. A zatem porażka, utrata energii, inwencji (bo i cóż dalej?), spadek sił psychofizycznych, dezorientacja.

„Odwrócony Mag” to stan nie tyle demoniczny, co godny pożałowania. Nie jest to sytuacja całkowitej katastrofy (Wieża), lecz „frycowe”, jakie na różne sposoby przychodzi nam płacić. Niestety, „odwrócony Mag” wskazuje, że z popełnionych błędów nie wyciągniemy konstruktywnych wniosków, ale będziemy trwali w nich jeszcze przez jakiś czas.

 

 

6. III. 1995 r.

La Papesse, PAPIEŻYCA, arkan II (grypa)

 

Osoba, która ma wielką księgę i wie, jak z niej korzystać. Doradzi, obdarzy mądrą przyjaźnią. To już naprawdę piętro wyżej od Maga. Nie tylko wiedzieć, ale odpowiedzialnie przyjmować ograniczenia wiedzy. Łagodność. Mistrzostwo duchowe? Jeszcze nie. Wiedza Papieżycy czy Kapłanki to wiedza ludzka. Rozwój intuicji, ale jeszcze nie są to szczyty możliwości. Wiedza + ludzki porządek świata + intuicja. Może w tym tkwić pewne ostrzeżenie nawet przed tak odpowiedzialnie traktowaną wiedzą, przed przyjmowaniem ludzkiego tylko porządku spraw, bo jakże zwodnicze może się okazać takie założenie. Przecież Papieżyca przy wszystkich swoich zaletach jest oszukańcza. Nie jest tym, za kogo się podaje. Reprezentuje pewien porządek świata, ale sama go łamie. Udaje się jej to, ale do czasu. Sięga wyżej, niż należało. Jest ogólnie szanowana, ale jej pozycja nie opiera się na zdrowych podstawach. Ambiwalencja dwójki. Jej tiara ma dwa piętra, a nie trzy – jej działanie nie jest wsparte kontaktem z wyższą świadomością.

Karta ta wskazuje także na niebezpieczeństwa wiążące się z bezkrytycznym przyjmowaniem tzw. światopoglądu naukowego, bez szerokiej perspektywy rozwoju duchowego i ponadludzkiego porządku rzeczy.

 

 

7. III. 1995 r.

„Papieżyca” odwrócona (grypa)

 

Gdy odwrócić Papieżycę do góry nogami, opadną szaty kryjące dotąd prawdę. Nie jest tym, za kogo się podawała. Nigdy nie należy bezkrytycznie ufać porządkowi ustalonemu przez ludzi, a raczej temu, że ów porządek naprawdę jest taki, jak się wydaje. Za fasadą bogobojności, przyzwoitości, ideologii odwołującej się do tego, co najpiękniejsze w myśli ludzkiej, mogą się kryć brudne interesy, walka o stołki, powiązania z mafią. Ileż tych „odwróconych Papieżyc”, zwłaszcza w polityce. Ale rzecz jasna nie tylko do polityki należy tę kartę odnosić. Oznacza ona fałsz, fałszywe pozory, fałszywą przyjaźń, fałszywą wiedzę, dla mnie także – fakt ujawnienia fałszu. Pozory życzliwości, intrygi.

 

 

8. III. 1995 r.

L’Impératrice, CESARZOWA – arkan III

 

Cesarzowa (choć polskie słowo sugeruje, że jest tylko żoną cesarza) rządzi sama. Jest bez cesarza. Jest matriarchalna. Jej władza wynika z natury, z przyrodzonego porządku. To ona nosi ciążę, to ona wydaje na świat potomstwo. I to jest sprawdzalne, pewne. Sprawa ciąży jest wyraźnie na drugim planie. Władza wynikająca z praw natury jest pełna miłości. Władza macierzyńska, pełna oddania, ale i stanowcza, jak bywa sama natura, kiedy się łamie jej prawa. Z karty emanuje silna żeńska energia, ale nie w aspekcie bierności, oczekiwania gleby na życiodajny deszcz, czy komórki jajowej na plemnik. To natura w całej jej pełni, bogactwie, w aspekcie twórczym – rodzenia i opieki nad potomstwem, także – wychowania. Przyjaznej mu, ale wymagającej, dysponującej prawami, których nie wolno przekraczać bez obawy o konsekwencje. Wśród Arkanów Wielkich są karty wyraźnie męskie, wyraźnie żeńskie i neutralne. Ta jest silnie żeńska i wyraża potężną rolę matki – w odniesieniu do niej samej lub wtedy, gdy mowa o roli matki w czyimś życiu. Jest to jednak rola (czy związek z matką) pozytywna, mądra miłość macierzyńska, która wie, kiedy interweniować, kiedy przyglądać się z boku, kiedy zaś tylko wspierać pozostając w cieniu. I wie, kiedy jej rola się kończy. Umie „abdykować” z uśmiechem zrozumienia.

W Cesarzowej nie ma nic egzaltowanego. Jest spokój, a jej wiedza i mądrość wynikają z samej jej natury.

 

 

9. III. 1995 r.

„Cesarzowa” odwrócona

 

Na łeb na szyję wali się ideał macierzyńskiej władzy pełnej miłości. Władza zostaje, ale uciążliwa, niepożądana, zaborcza. Więzy tak strasznie trudne do zerwania. Tak bolesne! Chcemy je odrzucić, żeby zaistnieć samodzielnie, a tu na wszystko pada cień matki lub teściowej. Jej zwyczaje, jej gesty, jej słowa, jej przedmioty, jej chęć życia naszym życiem, karmienie się nim, a wszystko przecież w imię miłości, tylko że ta, która ją żywi, nie do końca rozumie, że miłość nie może zniewalać.

Tak, L’Impératrice staje się impieratrisoj. Przerost władzy kobiecej, głównie w opisanych wyżej stosunkach rodzinnych. Trudny związek z matką lub kimś znaczącym, kto pełni podobną rolę, może ze zwierzchniczką, może z nauczycielką. Oznacza nie tyle osobę, co sytuację. A więc może dotyczyć tej, która jest podmiotem, jak i tej (lub tego), która (który) jest przedmiotem, choć oczywiście słowa „podmiot” i „przedmiot” użyte są tu nieco umownie, bo chodzi przecież o związki, gdzie rola podmiotu i przedmiotu jest czasem nie do rozdzielenia.

Innymi słowy: przygniatanie lub przygniecenie władzą czy tylko nadmierną miłością, głupią miłością typu macierzyńskiego, hamującą indywidualny rozwój obiektu uczuć. To może się zdarzyć także w małżeństwie.

Jest to ponadto natura w aspekcie przerostu – niszczenia, klęski żywiołowej, któregokolwiek żywiołu by dotyczyła. Najczęściej natura reagująca na łamanie jej praw.

I wreszcie karta ta oznacza przerost ambicji i wszelkie możliwe tego konsekwencje – frustrację, porażkę w zawodzie, zaburzenia psychosomatyczne na tym tle, pozorny sukces, uzyskany nieczystymi środkami i także prowadzący do frustracji.

 

 

10. III. 1995 r.

L’Empereur, CESARZ – arkan IV

 

Władza męska. Władza fallusa. Dynamiczna, pokonująca przeszkody gładko i stanowczo. Bez stosowania przemocy – jednak tę potencjalną przemoc wyczuwa się w podtekście. Ta władza jest przyjazna, niemalże łagodna, ale lepiej z nią nie zadzierać, nie wystawiać jej cierpliwości na próbę. Naturalnie kojarzy się Cesarz z ojcem i jego rolą wprowadzania dziecka w świat norm społecznych. Cesarzowa reprezentuje porządek naturalny, Cesarz – porządek oparty na „umowie społecznej”. Siłę opiekuńczą, ale i potencjalnie karzącą, jednak wedle innych zasad niż L’impératrice. Do tej władzy można mieć zaufanie, poddać się jej bez obawy o nadużycie tego zaufania. Potrafi dać poczucie bezpieczeństwa. Ale jest to jednak dominacja – ojca, męża, kogoś, kto w stosunkach społecznych pełni rolę podobną do ojca. Skądinąd może nam być wygodnie poddać się tej dominacji i korzystać z dobrodziejstw czyjejś opieki. Karta Cesarz przestrzega, że takie wygodnictwo ma cenę – niemożności wyrwania się spod ojcowskiego parasola i wejścia na drogę indywidualnego rozwoju. Generalnie jest to pozytywny związek z ojcem (lub ojciec dający dzieciom poczucie ciepła i bezpieczeństwa) mąż dominujący w małżeństwie (z pełną akceptacją tego stanu przez żonę).

 

 

11/12. III. 1995 r. 

„Cesarz” odwrócony

 

Władza zwyrodniała. Władza, która wyrodziła się w tyranię. O ile Cesarz oglądany normalnie jest władcą oświeconym, o tyle odwrócony – to tyran. Tyrania gniotąca wszelkie przejawy indywidualizmu, nie stroniąca od przemocy. W imię czego? Nawet nie wąsko pojętych własnych interesów ekonomicznych, lecz w imię władzy dla niej samej. Z natury swej oderwana od życia, bo niezdolna, by widzieć cokolwiek prócz siebie samej, odizolowana od wszystkich. Upojenie władzą. Dostrzeganie instytucji, a nie ludzi.

Jak w poprzednim ułożeniu, tak i tu wszystko, co powiedziano o władzy, odnosi się tak do sytuacji społecznej, politycznej, jak i rodzinnej. PADRE PADRONE, quid multa? [i tyle].

Upadek takiej władzy, zwykle gwałtowny i bolesny, taki również bywa w stosunkach rodzinnych – uwolnienie się spod władzy i kontroli nadmiernie surowego ojca, uniezależnienie się (znowu może to być aspekt czynny lub bierny tego uniezależnienia).

 

 

20. III. 1995 r.

Le Pape, PAPIEŻ – arkan V

 

Czczony, uwielbiany autorytet. Mistrz duchowy. Reprezentuje porządek boski, jak Cesarz – ludzki. Spośród ludzi sięga najwyżej, bo występuje w imieniu tego, co wykracza poza społeczeństwo mrówek. Organizacja społeczna, jaką jest państwo, mieści się jeszcze w biologiczności człowieka. Papież reprezentuje to, co „nie z tego świata”, w zastosowaniu do funkcjonowania ludzi, ale z aspiracjami wyższymi niż zoo–socjologiczne.

Czyli moralność, ale wyższego rzędu niż ludzka. „Nie kradnij”, „nie cudzołoż” itd. to w gruncie rzeczy normy regulujące tylko sensowne współistnienie ludzi. Jest to moralność wyższa od tej, która głosi: „nie rób tego a tego, bo i sam nie chciałbyś, żeby ci to zrobiono”. To moralność wynikająca z brania pod uwagę rzeczy takich, jak karma, jak – i to przede wszystkim – miłość jako postawa wobec siebie i świata. Postawa wolności od przywiązań materialnych. Skoro postawa miłości – to także i szacunku wobec istot żywych, traktowania całokształtu otaczającego nas świata, wraz z jego czasporzestrzennymi uwarunkowaniami, jak świętości godnej czci.

Papież reprezentuje taką właśnie postawę wobec świata. Jeśli symbolizuje człowieka, to wszelkie prawdziwe autorytety moralne, nauczycieli, mistrzów (np. także zen, czy hinduistycznych guru). Oderwanie od ego. (Odbieram z tej karty wibracje pełne łagodności, ciepła, poczucia, że się jest pod opieką kogoś, kto w zamian niezbyt wiele oczekuje.)

 

 

21. III. 1995 r.

„Papież” odwrócony

 

Nadużycie autorytetu, czyli: autorytet fałszywy, kreujący sam siebie lub podtrzymujący fałszywe wrażenie tego wszystkiego, co reprezentuje Papież w pozycji normalnej. W imię czego? Przede wszystkim w imię schlebiania swojemu ego. Także – świadome, cyniczne wykorzystanie zdobytego autorytetu lub reprezentowanej władzy. Hipokryzja religijna. Nasz kler ma przeważnie naturę „odwróconego Papieża”. Papież odwrócony, podobnie jak odwrócona Papieżyca, oznacza fałsz, jest to jednak fałsz „wyższego rzędu”, dotyczący zafałszowania wartości najwyższych, przeto najbardziej nikczemny. Symbolizuje także nadużycia seksualne wszelkiego rodzaju, a zwłaszcza przedmiotowe traktowanie osoby ludzkiej z zachowaniem pozorów miłości.

 

 

23. III. 1995

Les Amoureux, KOCHANKOWIE – arkan VI

 

Już Eros wziął cię na cel, młodzieńcze. Jużeś stracony. Od tej chwili wszystko podlegać będzie innej logice. Twoje dotychczasowe uwarunkowania chcą cię zatrzymać – może rodzice i związki z nimi, może dawne przyjaźnie, może inne związki miłości, krótko mówiąc – całe dotychczasowe życie. Ale ty już nawet w ich stronę nie spojrzysz, odrzucasz je. I taka jest naturalna kolej rzeczy. Młody człowiek wchodzi w nowy związek. Ten związek jest sam w sobie nową jakością, negującą poprzednie związki i panujące w nich zasady. Logika jest taka: jeśli B, to już nie A. Z pewnością wiele tu różnorakich treści. Bo z jednej strony mamy tu początek samodzielnego życia, pierwszych samodzielnych wyborów, powodujących, że to, w czym tkwiliśmy (na przykład związki z rodzicami i przyjaciółmi), staje się odtąd tylko naszym zapleczem, tłem, a my, nabierając doświadczenia, wchodząc w związek z partnerem życiowym, zaczynamy tworzyć nowych siebie. To wszystko za sprawą energii Erosa, energii nieodpartego przyciągania. Jest też w tej karcie dynamika zmienności – związek A przestaje być związkiem, bo zaistniał związek B, ale on także może ustąpić jakiemuś związkowi C. I za każdym razem będzie to inna jakość, choć jedna z jego części składowych pozostaje ta sama. Odczuwam tę kartę wcale nie tylko w odniesieniu do seksualnych i emocjonalnych związków ludzi, lecz także w odniesieniu do wszelkich silnych zainteresowań i przywiązań intelektualnych, materialnych, zawodowych, politycznych, społecznych (a skoro tak, to i religijnych). Jednostka X staje się wciąż kimś innym wchodząc w nowe związki, bo przecież każdy związek (w szerokim tego słowa znaczeniu) jest wzajemnym przenikaniem. Tak więc człowiek w aspekcie karty KOCHANKOWIE to człowiek bardzo jeszcze daleki od poszukiwania swojej jaźni, swojego wewnętrznego constans. Bardzo powierzchowny, choćby tym drugim elementem w jego związku była NAUKA, czy Sztuka. Jest to ktoś poszukujący, ale jeszcze nie zdający sobie sprawy z celu swych poszukiwań.

 

 

27. III. 1995 r.

„Kochankowie” odwróceni

 

Rozpad związku. Trach, rozleciało się na tysiąc kawałków. Co wzajemnie się przyciągało, teraz wzajemnie się odpycha. I gdzie się podział EROS? Czy już go nie ma? Co z jego potężną, przyciągającą energią? Zamiast przyciągających się są teraz ładunki odpychające się. Otóż Eros jest energią potężną, ale nie łączy na długo, jeśli nie jest wspierany innymi energiami łączącymi, rozmaitymi, ale dającymi się podciągnąć pod wspólne pojęcie – MIŁOŚCI – tej, która jest energią silniejszą niż wszystkie inne i neutralizującą energie jej przeciwne. Eros jest tylko pewnym gatunkiem tej energii, jakby pośledniejszym w stosunku do MIŁOŚCI, o pierwotniejszym, niższym, bardziej zwierzęcym charakterze.

Jeśli nie towarzyszy mu Miłość rozumiana jako postawa wobec siebie i świata, to ulega, tak jak tu – energii Eris. To, co nas pociągało, teraz odpycha. Dawne zainteresowania, dawne przywiązania słabną, związki rozpadają się, żeby dać miejsce nowym. To też dynamika zmian. Ale teraz jesteśmy w punkcie albo wcześniejszym, albo późniejszym niż stan opisany w poprzednim rozdziale.

 

 

28. III. 1995 r.

Le Chariot, RYDWAN – arkan VII

 

Rydwan to nie bylejaki, bo królewski. Słyszę tętent kopyt, turkot kół. Czuję cały ten impet. To jedzie człowiek sukcesu. Ziemski to sukces. Potężna dynamika, wielkie parcie do przodu. Świadomość, a przynajmniej intuicyjne korzystanie z praw działania ludzkiego umysłu. Koncentracja. Pęd do przodu, bez rozglądania się na boki. Bez zbytecznych rozproszeń. Naprzód, naprzód! Koń emocji i koń podświadomości pędzą mocno trzymane w cuglach i ciągną ten rydwan. Kierunek i tempo nadaje tu świadomy Woźnica. Taka jest z pewnością droga do ziemskiego sukcesu. Sukces ma swoje koszta, co sygnalizują na rysunku kwiatki tratowane końskimi kopytami. Zatem Rydwan obrazuje świadome, zdecydowane dążenie do celu, na ogół widzianego w kategoriach tego świata (sukces finansowy, zawodowy), bez uciekania się do nieczystych metod. Oznacza także pomyślną realizację tych celów. Energię tej karty odbieram jako neutralną (ani męską, ani żeńską), bardzo silną, czystą, pozytywną. Pełną wiary. Energia jej jest tak silna, że może mieć działanie transformujące. Oto porzucamy wszystkie przywiązania i uzależnienia od autorytetów reprezentowanych przez karty I – VI, zwłaszcza zaś III – IV, uświadamiamy sobie, że byliśmy od nich zależni, że tkwiły w nas, i bierzemy los w swoje ręce. Sami pokierujemy swoim rydwanem mocno trzymając wodze. I sami bierzemy odpowiedzialność za swój rydwan i jego drogę. Jeśli czujesz przy tym, że jesteś królem, to jesteś nim w istocie, a twój pojazd to nie furmanka, tylko paradny rydwan.

 

 

30. III. 1995 r.

„Rydwan” odwrócony

 

Konie wzięły górę nad woźnicą. Świadoma część umysłu straciła kontrolę nad emocjami i tym, co kryje w sobie podświadomość. Wodze wymknęły się z rąk, konie poniosły. Teraz rydwan pędzi jak oszalały na złamanie karku i wszystko, co złe, może się wydarzyć. Stratowanie kogoś, rozbicie rydwanu, utrata koni, śmierć lub uszkodzenie ciała woźnicy. A więc i tak może być. Harmonia oparta na poddaniu emocji i podświadomości kontroli umysłu świadomego, która wydawała się tak skuteczna w działaniu, też jest zawodna. Wszystko idzie dobrze, dopóki można ją utrzymać, jeśli zaś woźnica popełni drobny błąd lub coś z zewnątrz spowoduje, że ta chwiejna równowaga zostanie zachwiana, okazuje się, że bardzo szybko następuje całkowita utrata kontroli. Sukcesu nie daje się zaplanować w 100%. Odwrócony Rydwan przestrzega – nie pierwszy raz – przed całkowitym zawierzeniem ludzkim możliwościom, rachubom, ludzkiemu porządkowi rzeczy. Gdy konie poniosą, nieważne czyś jechał furmanką, czy królewskim rydwanem, skutek może być ten sam i straty takie same.

 

 

1. IV. 1995 r.

La Justice, SPRAWIEDLIWOŚĆ – arkan VIII

 

Sprawiedliwość na poziomie ludzkim. To ustawiczne ocenianie, nieodłączne od wszystkich naszych ludzkich spraw. To be zrobiłeś, to cacy, dobrze – źle, i tak bez przerwy, tyle że kryteria, choć niby podstawy są od tysiącleci niezmienne, stale ulegają zmianie. Ludzka to sprawiedliwość. Dziś ustawa głosi, że popełniłeś przestępstwo, jutro – że nie. Oceniają wszyscy wszystkich i samych siebie. Sami przed sobą składają samokrytykę, sami dla siebie są „obiektywnymi” sędziami. Ludzki wymiar sprawiedliwości, oblekający się w dostojne szaty, zasiadający wysoko na paradnym fotelu. Wszystko zostaje zważone, a gdy trzeba – ukarane mieczem. Przy Arkanie VIII nadal pozostajemy w kręgu spraw i umów ludzkich. Ta sprawiedliwość jest rzetelna, ale reprezentuje ludzki punkt widzenia. Cokolwiek zrobisz, podlega ocenie. Pamiętaj o tym, jeśli chcesz żyć w społeczeństwie i zależy ci na opinii ludzi. Sprawiedliwość ludzka jest ponad sądzonymi – wskazuje na to także jej korona. Arkan VIII mówi także: cokolwiek robisz w życiu, zatrzymaj się dla dokonania oceny. Przyjrzyj się temu z wysoka, zastanów się, czy droga twojego postępowania jest właściwa (zwłaszcza z punktu widzenia funkcjonowania wśród innych). To dobrze robi.

Karta ta reprezentuje też etap życia, kiedy przed dalszą drogą wypada zadać sobie pytanie o ocenę i sens dotychczasowych dokonań.

 

 

4. IV. 1995 r.

„Sprawiedliwość” odwrócona

 

Jest to niesprawiedliwość pod sztandarami sprawiedliwości. Coś gorszego niż zwykła niesprawiedliwość. Majestat prawa sankcjonujący coś, co rażąco kłóci się ze zdroworozsądkowym poczuciem sprawiedliwości. Jakże różnie się to przejawia – czy to przez wprowadzanie przepisów, ustaw, które w imię, a raczej pod szyldem ideologii lub jakiegoś dobra nadrzędnego krzywdzą niewinnych ludzi, czy to przez pokrętną interpretację tego czy innego przepisu, która uniewinni łajdaka lub pogrąży przyzwoitego człowieka. Jest to – dokonywana nie tylko w zorganizowanym formalnie społeczeństwie, ale także w zwykłych, nieformalnych relacjach ludzkich – szeroko pojęta manipulacja kryteriami oceny. Niesprawiedliwa, krzywdząca ocena. Oceniający nie przyjmuje postawy życzliwej wobec ocenianego. Kali komuś zabrać krowę – dobrze, Kalemu ktoś zabrać krowę – źle.

 

 

4–5. IV. 1995 r.

L’Heremite, EREMITA, arkan VIIII

 

Kolejny arkan „drogi”. Wyraża dążenie, poszukiwanie. Samotne poszukiwanie. Wędrowanie drogą ciemną, niepewną, być może niebezpieczną. Światełko, którym Eremita rozświetla ciemność przed sobą, jest wątlutkie. To światełko rozumu i dobrej woli. Będzie ono trochę pomocne w drodze. Porządna laska, reprezentująca uważność i determinację w dążeniu do celu, służy do badania drogi w ciemnościach. Może wesprzeć wędrowca, by nie upadł. Wędrowiec zaś to człowiek w wieku dojrzałym, nie ma dynamiki Woźnicy Rydwanu ani zarozumiałości Maga. Ma właśnie za sobą etap oceny dotychczasowych swoich poczynań (Sprawiedliwość) i oto odkrył, że sukces życiowy, świat pojmowany z punktu widzenia zaspokajania potrzeb materialnych, nie dał mu poczucia sensowności ani spełnienia jego życia. Pojął także, że nic nie wie, choć tak niedawno pewien był wielu rzeczy, a już zwłaszcza tego, że najpewniejszą rzeczą na świecie jest ludzki rozum i racjonalizm. Last but not least – mniej lub bardziej świadomie sformułowana pojawia się kwestia: Kim jestem? lub: Kto to jest „ja”? Gdzie ja (Ja?) jestem? Jak mam znaleźć siebie? W tej podróży nie ma ułatwień. Idzie się pieszo, zostawiając za sobą paradny rydwan i królewskie insygnia. Nie jest to bynajmniej znak pokuty. Eremita ma przy sobie tylko to, co naprawdę potrzebne. Urokami materialności i zmysłowości tego świata już się nasycił, przestały być one dla niego istotne.

Co napotka na drodze poszukiwania sensu i siebie? Nie wiemy. Cokolwiek jednak napotka – czy będzie to oświecenie czy jakiś wgląd, czy przybliży się do zrozumienia głębokich zasad rządzących relacjami między ludźmi, czy będzie to rzetelnie traktowana religia, cierpienie czy miłość do siebie, czy po prostu uważne przyglądanie się temu, co na drodze – cokolwiek to będzie, jeśli tylko utrzyma się pragnienie zrozumienia czegokolwiek – mrok rozproszy się, a Eremita zaspokoi pierwszy głód poznania istoty rzeczy. Ale to na razie perspektywa – nie wiadomo, jak długo trwać będzie Droga, dokąd zaprowadzi i co się w niej wydarzy. Pewne jest tylko to, że – jeśli nie zawrócimy z niej, jeśli nie porzucimy laski i lampy, to u jej celu staniemy bogatsi wewnętrznie, a może nawet znajdziemy własną jaźń. Tu nie może być strat.

 

 

6. IV. 1995 r.

„Eremita” odwrócony

 

Barba non facit philosophum. Ani broda, ani inne zewnętrzne atrybuty (zgrzebny płaszcz i kij wędrowny) nie sprawiają, że jest się naprawdę poszukującym. W tym wypadku owe zewnętrzne atrybuty reprezentują skostniały system przekonań, który miał (może nawet powinien był) służyć poszukiwaniom wewnętrznej prawdy. Uporczywe trzymanie się tego systemu, bez otwartości na coś nowego. Jest to „zakucie” i brak tolerancji dla innych przekonań i innych punktów widzenia – tak zwana jedynie słuszna postawa. Eremita odwrócony nie jest świadomie, cynicznie fałszywy, jak „odwrócony Papież” – jest absolutnie pewny swoich racji i swojego jedynie słusznego systematu, który przytłacza go i nie pozwala podejmować prób spojrzenia świeżego, nowego, wyzwolonego z jego sztywnych ram. Tak, jak w „odwróconym Głupcu” – tu również ma się przekonanie, że się idzie, choć w rzeczywistości stoi się w miejscu.

 

 

10. IV. 1995 r.

La Roue de la Fortune, KOŁO FORTUNY – arkan X

 

I cóż my tu mamy? Jarmarczną, cyrkową zabawkę ku uciesze gawiedzi! Oto po drewnianym kole gonią się dwie wiewiórki. Jak jedna jest na górze, to druga na dole, pędzą w koło, dla samej gonitwy. Tresowane wiewiórki, a króluje im tresowana małpa. Ot i cały sens życia dla niektórych. Goń za czymś, a kiedy to dogonisz, znajdzie się coś nowego, za czym będziesz gonić. Można tu ujrzeć i inną sytuację – gonisz coś, czego nigdy nie dogonisz, bo biegasz w koło. Może gonitwa pierwszego rodzaju, za rzeczami, przeżyciami, nowymi zdarzeniami i ludźmi, przesłania nam ten drugi rodzaj gonitwy – w poszukiwaniu sensu, siebie samego, tego wszystkiego, czego szuka w ciemnościach Eremita. Takiemu przedsięwzięciu patronować może chyba tylko głupkowata i rozwydrzona małpa nosząca królewskie insygnia. Istny małpi cyrk! Dla niektórych jest to stosowna rozrywka i model życia – nowe wideo, nowe filmy, disco Polo, nowa moda itd.

Jest też w tym obrazie pewien tragizm, polegający na tym, że od owej gonitwy trudno się wyzwolić, bo koło wciąż się kręci i wiewiórki chcąc nie chcąc muszą pędzić dalej. Nie wiedzą, jak wyzwolić się od bezsensu krążenia. Raz na wozie, raz pod wozem, znów na wozie... i tak do końca życia. A może nie tylko do końca? Koło narodzin i śmierci. Ten jest szczęśliwy, czyja dusza dozna spokoju, kto znajdzie w sobie tyle siły, żeby oderwać się od niego. A trzeba tu wiele siły, determinacji i dojrzałości.

Taki jest więc świat ludzkich spraw, materialnych wartości i przywiązań – kręcące się bez ustanku Koło, na które jeśli wkroczysz, to zeskoczyć trudno – tak, żeby się nie poturbować. Kiedy kręcisz się wraz z nim, łatwo popaść w ogłupienie, w bezmyślny pęd ku zatraceniu siebie. Ta karta to poważne ostrzeżenie.

Tymczasem tradycyjne znaczenie wróżebne przypisuje jej pomyślny obrót naszych spraw, uśmiechy losu, wszelkiego typu wygrane, przypadkowe spotkanie atrakcyjnego partnera – cały ten blichtr. To wszystko, co na krótką metę wydaje się fajne, co uznajemy za życiową wygraną. Pamiętajmy jednak: Koło stale się kręci. To, co wydaje się nam wygraną, kryje w sobie być może coś, czego wcale nie pragniemy, a co, choć skądinąd niemiłe, może przyczynić się do naszego rozwoju. Nie dzielmy więc pochopnie wydarzeń w naszym życiu na dobre i złe. W tzw. dobrym może tkwić zapowiedź złego i odwrotnie.

 

 

13. IV. 1995 r.

„Koło Fortuny” odwrócone

 

Pęd Koła zamiera, ale pędzące po nim zwierzątka nadal nie mogą uwolnić się od niego. Może gdy oprzytomnieją z szaleńczego, ogłupiającego pędu, zrozumieją, że są wolne, że nic ich nie trzyma. Może to dlatego, kiedy nasze Koło przestanie się kręcić – kiedy nie mamy za czym pędzić, kiedy nie mamy jak zdobywać wszystkich tych rzeczy, wydarzeń i ludzi i mamy poczucie niepowodzenia i niedostatku (bo „interes się nie kręci”), pojawia się szansa spokojnego zastanowienia się, dokąd chcemy iść, jakie są nasze możliwości, jak postąpić, żeby nasze sprawy szły (toczyły się, a nie pędziły) rozsądnie i sensownie. Zatrzymanie się pędzącego Koła Fortuny albo jego zbyt powolny i nierówny, zgrzytliwy obrót nie działa automatycznie jako stymulator rozwoju wewnętrznego, powtórzmy – stwarza tylko taką szansę.

Bo być może zastygniemy na kole bezwolnie, oczekując, że samo zacznie się znowu kręcić, przekonani, iż sens wszystkiego tkwi właśnie w gonitwie po obwodzie koła. Nie zrobimy przy tym niczego, co (skoro już tylko w tym widzimy cel życia) pomogłoby ponownie wprawić koło w sprawny ruch. W sumie – choć odwrócone Koło Fortuny reprezentuje sytuację pozornie niekorzystną – może mieć znaczenie optymistyczne, dawać nadzieję na znalezienie prawdziwego sensu naszego życia, a na pewno stanowi zachętę do zastanowienia się nad swoimi potrzebami i do działania.

 

 

14. IV. 1995 r.

La Force, MOC – arkan XI

 

Kolejny Arkan tarota zwraca uwagę, że niezbędnym warunkiem powodzenia na drodze ku przemianie samego siebie, ku poznaniu siebie, ku odkryciu sensu życia, wreszcie ku realizacji ważnych dla nas zamierzeń – jest MOC. MOC WEWNĘTRZNA, która nie jest w żadnym razie przywilejem nielicznych, a którą możemy z samych siebie wydobyć, jeśli naprawdę zechcemy. Ten pierwszy akt woli jest już krokiem w kierunku odblokowania swojej MOCY, w kierunku odkrycia możliwości stwarzania nowego siebie, czyli NOWEGO ŚWIATA. MOC – skoncentrowana, świadoma siła zapewne nie uczyni atlety z inwalidy na wózku, ale może uczynić znacznie więcej. Może nie uleczy raka w ostatnim stadium (choć to całkiem prawdopodobne), ale – co chyba ważniejsze – pozwoli choremu, umierającemu, przejść do innego wymiaru istnienia tak, że – kiedy to przejście nastąpi – nie będzie zaszokowany i zagubiony. MOC z XI Arkanu to siła konstruktywna, pozytywna, jasna, niosąca Miłość w jej aspekcie wspierania, właśnie – umacniania, umożliwiania rozwoju. Można jej użyć bardzo rozmaicie – tak dla siebie samego, jak dla innych. Używając jej dla innych, nie dąży się do podporządkowania ich sobie, ale do pomocy i wsparcia. Owo pobudzenie w sobie MOCY nie kończy się na jednorazowym impulsie – akcie WOLI, może to być długotrwały i nawet żmudny proces, ale jakże wart realizowania. Za sprawą MOCY sięgniemy zawsze co najmniej o jeden szczebel wyżej, niż nam się wydawało możliwe.

Kolejnym niezbędnym czynnikiem wspierającym rozwój naszej MOCY jest WIARA – wiara w tę moc. Wiara działa nawet na poziomie fizycznym, biochemicznym. Jest to czynnik trudny, jak trudna w uprawie roślina – wymaga świadomego i stałego podtrzymywania.

 

 

15. IV. 1995 r.

„Moc” odwrócona

 

Już nie tyle Moc, co siła – destrukcyjnie działająca, nie poddająca się świadomemu kierowaniu, potężna, ale tylko niszcząca, nie budująca. Jak potężna, nieuregulowana rzeka. Przemoc, sadyzm, gwałtowność. Przemożne siły zewnętrzne, które nas przerastają. Trzęsienie ziemi, kataklizm, napad, zetknięcie się z brutalnością. Moc, w której zabrakło elementu Miłości, Wiary, degeneruje się, staje się nieokiełznanym żywiołem, niezdolnym do służenia czemuś pożytecznemu.

„Moc odwrócona” w organizmie człowieka to potężny strumień energii, płynący bez świadomej regulacji. W pewnych rejonach systemu energetycznego jest energii za dużo, w innych – za mało. Tworzą się blokady. Dobrze, jeśli jesteśmy w stanie zdać sobie z tego sprawę i próbować świadomymi działaniami – konwencjonalnymi lub nie – zmienić ten stan rzeczy.

 

 

19. IV. 1995 r.

Le Pendu, WISIELEC – arkan XII

 

Zawiesili cię głową na dół. Zdrowo czasem tak powisieć. Napłynie trochę krwi do głowy, to się zmądrzeje. To dobrowolne zawieszenie. Próba dotarcia do sensu i istoty swego życia, do swojego własnego sedna, przez wycofanie się ze zwykłego trybu życia albo (ewentualnie – a także) przez medytację. Czasami, jeśli zbyt szybko pędzimy, jeśli turkot Koła z Arkanu X zagłusza nasz głos wewnętrzny, umysł nieświadomy, by osiągnąć ów niezbędny stan oderwania od natłoku codziennych spraw, wybiera chorobę. Pamiętajmy, że choroba nader często jest wymuszonym przez umysł nieświadomy zawieszeniem aktywności, uważanej dotąd za niezbędną, zawieszeniem potrzebnym dla naszego rozwoju czyli postępu na drodze poszukiwania istoty naszego życia. Wniosek stąd taki, że świadome odrywanie się (na przykład w formie praktyk medytacyjnych) od codzienności może uchronić nas od owego oderwania wymuszonego (np. przez chorobę lub tzw. wypadek – „tak zwany”, bo spowodowany w tym samym celu, co choroba, przez nasz umysł nieświadomy). Z pewnością medytacja nie zabezpiecza przed chorobą całkowicie, ale zdecydowanie sprzyja zdrowiu psychofizycznemu. Dla mnie Wisielec to przede wszystkim zachęta do uwzględnienia medytacji (czyli stanu zawieszenia na kilkanaście minut dziennie gonitwy myśli i monologu wewnętrznego) w naszym planie dnia, jako praktyki dobroczynnej dla wszystkich poziomów naszego życia. Wisielec sugeruje także potrzebę zawieszenia oceny naszych poczynań i nieustannego porównywania – a to z poczynaniami innych, a to z oczekiwaniami względem siebie. Zachęca, abyśmy patrzyli na siebie z pewnym dystansem – to oczywiście wtedy, gdy weszliśmy na drogę Eremity. Wisielec jest więc antytezą Arkanu VIII, Sprawiedliwości, która każe oceniać i wartościować.

Wisielec, którego zawieszono na własne życzenie, ostrzega nas jednak, abyśmy zachowali umiar w tym odrywaniu się od zwyczajnego życia lub w praktykach medytacyjnych. Nie należy tu popadać w przesadę, która, podobnie jak zbyt długo trwające zwisanie głową na dół, może okazać się niekorzystna. Jednak sznur, na którym jesteśmy zawieszeni na Drzewie życia, jest mocny, nie spadniemy, nie rozbijemy się. Na razie życia trzymamy się mocno. I ono mocno nas trzyma.

 

 

25. IV. 1995 r.

„Wisielec” odwrócony

 

Wszystko to chybione. Skutek odwrotny od zamierzonego. Usiłowaliśmy zawiesić nasze sprawy codzienne na kołku, ale to się nie udaje. Nam się nie udaje. Za mocno tkwimy w dybach naszej codzienności, żeby miało nam się udać spojrzenie na nie z innej perspektywy. Ta codzienna perspektywa wciąż powraca. Odwrócony Wisielec działa automatycznie na zasadzie Wańki–wstańki. Nie jest zdolny do zbawiennego zawieszenia swojego ego i jego rekwizytów, wciąż wraca na dawne miejsce. Ściągany jest przez zbyt nisko osadzony punkt ciężkości. Cały skupiony jest na ziemi i ziemskich sprawach oraz sposobie myślenia. Człowiek z karty „Wisielec odwrócony” intuicyjnie czuje, jak cenne i potrzebne byłoby dla niego spojrzenie na swoje życie z innej perspektywy, nie jest jednak do tego zdolny. Próbuje, ale bez skutku. To przykry moment – zwątpienie w możliwość dotarcia do sensu życia, do siebie, w możliwość przemiany. Może nieść ze sobą cierpienie, a nawet załamanie nerwowe. Nastrój czechowowski, niemożności, oczekiwania pozbawionego radości. „Moja sytuacja jest nie do przyjęcia, lecz nie potrafię zrobić nic, żeby się od niej uwolnić, liczę, że zrobi to jakiś «czynnik zewnętrzny», że coś się nagle stanie.” Odkładanie decyzji lub jej wykonania.

Przyczyna tego stanu niezdolności do oderwania się od tego, co trzyma nas, mówiąc bardzo skrótowo, przy ziemi, co nie pozwala nie tylko na rozwinięcie skrzydeł, ale nawet na oderwanie nóg od ziemi, tkwi głęboko w nas. Nasza wola okazuje się zbyt słaba, by przeważyć ów nisko osadzony punkt ciężkości. Cóż na to poradzić? Odwołać się do miłości samego siebie. Przede wszystkim wzbudzić w sobie, czy przypomnieć sobie to uczucie – miłości do siebie samego takiego, jakim się jest, a nie do wyimaginowanego wzorca, którego autorem jest ego. Uczucie to pomoże podciągnąć ów niski punkt ciężkości i umożliwi wszystko to, o czym była mowa w poprzednim punkcie. Wszystko to i jeszcze więcej – pełną miłości akceptację wszystkiego, co niesie życie.

 

 

26. IV. 1995 r.

La Morte, ŚMIERĆ – arkan XIII

 

Idzie oto ta, co budzi grozę. Idzie i kosi, a kosi na oślep. Niczego z nią nie załatwisz po znajomości. I nie ma na nią mocnych. I teraz budzi grozę, jaką budziła wtedy, gdy powstawał rysunek Arkanu XIII (jak paskudnie się szczerzy i jak złe ma oko!) – i chyba zawsze. Ale przecież nie o niej tak naprawdę mówi Arkan XIII. I nie jest to karta złowieszcza. Istotnie, dla niektórych oznacza śmierć fizyczną, mianowicie dla tych, którym ani w głowie był przez całe życie rozwój duchowy, poszukiwanie sensu, poszukiwanie jaźni, św. Graala. Dla tych śmierć fizyczna, zwłaszcza poprzedzona długą chorobą, może być nauczycielką prawd, które przyjmą za swoje w jakimś przyszłym wcieleniu. Ale w tym aktualnym chyba już nie.

Dla tych zaś, którzy próbują iść drogą Eremity, Arkan XIII oznacza konieczność zdecydowanego odrzucenia w sobie dawnego siebie, wyzbycia się ego. Takie odcięcie się od swoich dawnych spraw wymaga dużej odwagi i radykalności – właśnie takiego cięcia kosą. Arkan XIII, zwany także transformacją, nie obrazuje właściwie pełnej przemiany – przemiany A w B – nie pokazuje wyniku przemiany – na to jest jeszcze za wcześnie. To tylko wskazanie konieczności przemiany, konieczności porzucenia dawnego małego „ja” i stworzenia w ten sposób przestrzeni dla ukształtowania się nowego, przebóstwionego człowieka, istoty rozświetlonej miłością, dla ukształtowania nowego JA. Jeśli mielibyśmy zilustrować treść Arkanu XIII zdaniem św. Pawła: „Teraz już nie ja żyję, ale żyje we mnie Chrystus”, to przystawałaby do niej tylko pierwsza połowa tego zdania: „Teraz już nie ja żyję...”. Aby zrealizowała się część druga, trzeba jeszcze wiele pracy nad sobą.

 

 

27. IV. 1995 r.

„Śmierć” odwrócona

 

To brak gotowości, brak energii, brak impulsu do oderwania się od dawnego małego „ja”, przy jednoczesnym pragnieniu, aby coś takiego się dokonało. Marazm, niemożność, na ogół uświadomiona. „Śmierć” macha kosą, ale trafia w próżnię. Stąd wróżebne znaczenie niemożności oderwania się od czegoś, od jakichś przywiązań; niemożności wyrwania się ze stagnacji; niemożności wewnętrznej przemiany.

Idąc śladem znaczenia dobroczynnej dla psychiki choroby, z której się wyzdrowieje (z poprzedniego, normalnego położenia karty), można przy położeniu odwróconym przyjąć znaczenie choroby śmiertelnej, raczej długotrwałej. Choroby jako niewykorzystanej szansy przemiany wewnętrznej. Taka niewykorzystana pod względem duchowym choroba nie przynosi złagodzenia karmy w następnych wcieleniach, ponieważ jest „nieodrobioną lekcją”. Dlatego przyjmowanie choroby w duchu akceptacji (jeśli ma ona charakter karmiczny, a nie jest zmaterializowaniem naszych problemów w przeżywanym aktualnie wcieleniu) jest ważne dla tego i następnych wcieleń.

Karta „odwrócona Śmierć” ostrzega przed traceniem danego nam czasu na marazm i na uchylanie się od przerabiania zadanych nam przez życie lekcji. To do niczego sensownego nie prowadzi.

 

 

9. V. 1995 r.

Temperance, UMIARKOWANIE – arkan XIV

 

Istota nie-ludzka, duchowa przelewa energię z dzbana do dzbana, przy czym wygląda to tak, jakby energia ta przedstawiona w postaci wody, krążyła między jednym a drugim dzbanem, choć to fizycznie niemożliwe, jeśli jeden z dzbanów znajduje się nad drugim. Ale poddajmy się tej rysowniczej licencji. Temperantia oznacza nie tylko „umiarkowanie” – to wyrównanie potencjałów, stały przepływ ładunków i temperatur między dzbanem A a dzbanem B, których zawartość może symbolizować także energię męską i żeńską. Stąd seksualne skojarzenia z tą kartą, ale nie wysuwają się one na plan pierwszy. Ta karta obrazuje coś niezwykle istotnego – stały przepływ energii w świecie i stan pożądanej równowagi, jaka zachodzi, gdy przepływ ten nie jest niczym zakłócony lub blokowany. Karcie „Umiarkowanie” towarzyszy nastrój spokoju i łagodności. Przesłanie tej karty to przede wszystkim mhden agan – nic nad miarę. W pracy nad sobą należy stale utrzymywać się w równowadze, nie popadając w skrajność, w całkowite oderwania się od życia powszedniego, w vita contemplativa.

Tak jest „najzdrowiej” – łączyć troskę o materialia z duchowością, dbałość o dobrą formę fizyczną z medytacją, odrzucać skrajności emocjonalne. Anioł Temperancji zaleca nam taką właśnie postawę w naszej drodze do SIEBIE – wyważenia i zrównoważenia yin i yang, myśli Wschodu i Zachodu, aktywnego utrzymywania równowagi w swoim życiu, by nie dopuścić do powstania przerostów w jakiejś dziedzinie – są one niepożądane. Umiarkowanie jest też wskazaniem co do praktyk nakierowanych na rozwój duchowy. Zaleca wszechstronność spojrzenia na naszą psychofizyczną całość. Obserwowanie reakcji fizycznych, wizji, snów, tego, co przychodzi do nas w medytacji, co wyraża się w naszych rysunkach, ruchach ciała. Korzystanie z tego wszystkiego, obserwowanie z pozycji bezstronnego koordynatora, w wyważony sposób, rozpoznawanie znaczenia występujących symptomów i świadomość tego, co wyniknie z dalszego pozostawania przy jakimś aspekcie lub z przejścia do innego. Także pragnienie zaktywizowania przepływu energii między mężczyzną a kobietą, czyli ta – mocniej akcentowana przez niektórych interpretatorów tarota – CHUĆ, perspektywa związku seksualnego.

 

10. V. 1995 r.

„Umiarkowanie” odwrócone

 

To, oczywiście, zachwianie tej pożądanej równowagi, zakłócenie swobodnego przepływu energii, przewaga jednego elementu i niedobór drugiego. Na razie nie powoduje to katastrofy, ale niesie z sobą ostrzeżenie. I możemy to interpretować, jak tylko chcemy, i przykładać do jakiej tylko chcemy dziedziny, bo w jakiejkolwiek wystąpi przewaga yin nad yang lub odwrotnie, skutki będą niepożądane. Nie przyczyniajmy się więc, nawet jako jednostki, do pogłębiania nierównowagi w skali planety, która przecież istnieje w obecnej postaci dzięki równoważeniu się pierwiastków yin yang, + i –. Dobrze byłoby medytacyjnie wsłuchać się w Gaję – energię naszej planety, aby odczuć, czego od nas potrzebuje, co każdy z nas – jako, wydawałoby się, zupełnie nic nie znacząca w skali problemów globalnych jednostka – mógłby zrobić dla podtrzymania jej równowagi i uczynienia jej bardziej stabilną.

Poważniejsze objawy zachwiania równowagi w życiu to konflikty, kłótnie, choroby –bezpośrednio wywołane stresem, nieprawidłowym przepływem energii w naszym ciele. Nadmierne zainteresowanie seksem, takie, które utrudnia lub uniemożliwia normalne funkcjonowanie w innych dziedzinach.

 

 

16. V. 1995 r.

Le Diable, DIABEŁ – arkan XV

 

Odrażająca i groźna figura. Ohydnie androgyniczna, stanowiąca zaprzeczenie tego, co człowiek od stuleci uważał za piękne i harmonijne. Ta szpetota jest wizualnym ukazaniem zła. Tarotowy Diabeł króluje nad dwiema pomniejszymi istotami tego samego co on rodzaju. Nie są to istoty ludzkie, lecz zwierzęco–ludzkie, jedna męska, druga żeńska. Są wyraźnie w niewoli Diabelskiego Władcy, przykute łańcuchami do podestu, na którym stoi, a ręce mają związane z tyłu. Niewola ich jest zupełna, nie widać w nich buntu. Są uległe wobec Króla. Tak więc to, co w naszej naturze biologiczne, zwierzęce, jest szczególnie podatne na uzależnienie od Sił Zła. Ta część naszej natury, jeśli nie jesteśmy dość uważni, narażona jest na przywiązania. Wszelkie przywiązania prowadzą do wejścia w obszar działania Diabła, a kiedy to nastąpi, nasze działania przestają być działaniami ludzi wolnych. Możemy poruszać się tylko na tyle, na ile pozwoli smycz, na której chodzimy. Dziedziny narażone na szczególnie silne przywiązania to te, które związane są z trzema dolnymi czakramami – seks, żądza posiadania przedmiotów materialnych, żądza władzy lub dominacji w zwykłych stosunkach międzyludzkich, przerost ambicji zawodowych lub inne przejawy rozdęcia ego. Uległość zniewolonych postaci z karty Diabeł oznacza akceptację lub też całkowitą nieświadomość stanu zniewolenia. Przesłanie tej karty jest aż nadto jasne – wzywa, abyśmy starali się być wolni od przywiązań, nie tylko tych najbardziej jaskrawych, ale także od zaborczej miłości, niewybaczonych urazów, nienawiści, wieloletniej żałoby po ukochanym zmarłym. Te przywiązania pochłaniają mnóstwo energii i są całkowicie bezużyteczne tak dla naszego życia, jak i dla rozwoju duchowego – na tym i na tamtym świecie. Przywiązania nasze zabieramy ze sobą na tamten świat i nie umiejąc się od nich uwolnić (a „tam” jest trudniej to zrobić niż tu, za życia), nie potrafimy przejść do światła i stanu wolnego bytowania.

Diabeł oznacza więc wszelkie uzależnienia, nałogi, „złą” miłość, czyli taką, która brutalnie wkracza w cudzy związek, albo zbyt zaborczą, dążącą do podporządkowania sobie partnera; przemoc, głównie psychiczną, niezdolność do wyższych uczuć, ograniczenie bytowania do spraw biologiczno–materialnych.

 

 

18. V. 1995 r.

„Diabeł” odwrócony

 

Wszystko, co przez ludzi uważane jest za najgorsze. Potęga zła. Preponderancja. Miałeś, chamie, złoty róg, ostał ci się ino sznur. Sznur, na którym brak nadziei każe się obwiesić. Lasciate ogni speranza... To dopiero prawdziwe piekło. O ile Diabeł z poprzedniego rozdziału ukazuje pewną sytuację – przywiązania, z których można się wyzwolić poprzez akt woli, jeśli się je dostrzeże – i stanowi przede wszystkim ostrzeżenie, o tyle tu zrobiono o jeden krok za daleko. Nie ma nadziei na uwolnienie, a zatem tym bardziej nie ma zapłonu do aktu woli. Tu pogrążenie w Złu – wszelkim złu i cierpieniu – jest bardzo głębokie, tym głębsze, że uważa się je za sytuację bez wyjścia, za stan nieodłączny od własnej osoby, i nie ma nadziei na zmianę. Siły zła mają władzę przede wszystkim nad tymi, którzy nie potrafią wzbudzić w sobie nadziei i pokory. A więc: zdominowanie przez siły zła i przez cierpienie następuje wtedy, gdy poddajemy się im wewnętrznie. Zresztą to siły zła każą ludziom stawiać znak równości między cierpieniem a złem. Cierpienie (to już truizm), jeśli zachowamy wobec niego właściwą postawę, może przyczynić się do wzrostu duchowego. Karcie tej towarzyszy aura ponurej nienawiści. Upartego odrzucania postawy miłości wobec siebie i innych. Czyli ogólnie jest to stan negacji wiary, nadziei i miłości. Brzmi to demonicznie, a w przełożeniu na zupełnie zwykłe sytuacje i postawy oznacza na przykład cynizm.

 

 

24. V. 1995 r.

La Maison de Dieu, WIEŻA – arkan XVI

 

Wali się monumentalny gmach pychy tknięty palcem Boga, a ci, którzy na szczycie tego gmachu, pewni swego bezpieczeństwa i pozycji patrzyli z góry na ten świat, walą się wraz z nim. To wyniosła wieża, którą zbudowało nasze ego, a czy jest to wieża zbudowana z bogatych przedmiotów, z zaszczytów, czy też tylko z zarozumialstwa i pychy, to rzecz mniej istotna. Dopóki królujemy w wyniosłej wieży, nie mamy kontaktu z rzeczywistością i nie jesteśmy w stanie stworzyć owocnych, bogatych związków z innymi ludźmi, bo znajdujemy się zbyt wysoko ponad nimi. I oto karta XVI, Wieża, przedstawia sytuację, kiedy potężny gmach zostaje zburzony przez czynnik niezależny od nas. Spadający sięgają ziemi. Katastrofa życiowa, która jednak ma służyć wewnętrznej odnowie i pozwolić stanąć znowu obiema nogami na ziemi, poczuć kontakt z nią i zobaczyć otaczający świat z właściwej perspektywy. Tak, katastrofy życiowe kończące pewien etap w naszym życiu są celowe, jako terapia wstrząsowa. Przykra, ale pożyteczna, choć to trudno przyznać. Wieża przypomina po raz kolejny w wielkich arkanach, że życiowych niepowodzeń nie należy jednoznacznie określać mianem zła, ponieważ niosą one w sobie zalążek bogatszego, lepszego życia. Arkan XVI mówi też raz jeszcze o konieczności oderwania się od przywiązań – materialnych, emocjonalnych i mentalnych. Pokazuje, że także wtedy, gdy dobrowolnie wyzbywamy się owych przywiązań, coś się w naszym życiu wali i odtąd nic nie będzie już takie samo jak dawniej. Ale spadamy na ziemię przyjazną nam, na której rośnie zielona trawa nadziei, przetykana kwiatami radości. Wieża zatem, choć po ludzku rzecz biorąc przedstawia nieszczęście, rozpad tego, co się budowało, niesie z sobą mocną nadzieję, że odtąd żyć będziemy sensowniej i uważniej, bogatsi wewnętrznie, dzięki trudnym doświadczeniom, które nie muszą niszczyć człowieka....and the life goes on... Cóż za piękna katastrofa – chciałoby się powiedzieć za Zorbą.

 

 

25. V. 1995 r.

„Wieża” odwrócona

 

Katastrofa, której siła jest wyłącznie niszcząca, która pogrąża w zupełnym chaosie, pozbawiona sensu i celu. Jak to możliwe, skoro powiedziane zostało, że każda katastrofa jest celowa? Otóż wtedy tylko jest celowa, gdy przeżywając ją zachowamy się zgodnie z prawami natury. Skoro spadamy, to podlegamy sile grawitacji i sile przyspieszenia, walimy o ziemię i próbujemy się podnieść, choć poturbowani. Innymi słowy pozwalamy nieść się nurtowi wydarzeń. To podleganie prawom natury dotyczy tu, oczywiście, naszego wnętrza. Wieża odwrócona przedstawia zatem sytuację, w której, doznając katastrofy, złorzeczymy losowi, jesteśmy pełni nienawiści, miotamy się, nie potrafimy lub nie chcemy zastanowić się, co w naszym postępowaniu mogło tę katastrofę przyspieszyć lub stworzyć dla niej dogodne warunki. Utrzymując taką postawę, wykluczamy pozyskanie jakiejkolwiek nauki na przyszłość i zrobienie choćby kroku na drodze rozwoju wewnętrznego. Trwanie po doznanych nieszczęściach w nienawiści do świata, do losu, do Boga to także jedno z przywiązań, i to najbardziej zgubnych dla duszy i ciała.

 

 

30. V. 1995 r.

L’Estoile, GWIAZDA – arkan XVII

 

Niebo sklepione, usiane gwiazdami, głęboko aksamitno–granatowe, a one skrzą się złoto. A tuż nad horyzontem niesłychanej wielkości gwiazda, świecąca błękitnym, różowym i złotym światłem (Gwiazda jest ośmioramienna, jej pionowe promienie są różowe, poziome – błękitne, po przekątnych – złote, środek jest biały). Jej światło jest łagodne i piękne. Nad falującą łąką o bujnej, krótkiej i soczystej trawie. Na łące klęczy en face do patrzącego dziewczyna o bardzo bladej karnacji i ciężkich, złotych, kręcących się włosach, jej twarz ma wyraz uroczysty. Nie jest piękna. Bardzo szczupła. Szata prosta, koloru perłowoszarego. W uniesionych na wysokość ramion dłoniach trzyma dwa dzbany, z których wylewa wodę. Jeden jest złoty, drugi – srebrny. Jest to woda życia. Wylewanie trwa bez końca. Woda ze złotego naczynia reprezentuje pierwiastek męski, woda ze srebrnego – żeński. To zapowiedź nowego, odrodzonego życia. Woda wsiąknie w ziemię i da życie bujnej roślinności. Jest to obraz pełen nadziei, obraz jedności Wszechświata, zapowiedź powodzenia i wielkiego rozkwitu. Woda w dzbanach nie wyczerpuje się, jak niewyczerpane są dary życia. Światło gwiazdy, niebywale silne jak na gwiazdę, to zapowiedź pełni światła dziennego. Nastrój radosnego spokoju i nadziei. Kim jest dziewczyna? Naturą w jej życiodajnym aspekcie. W aspekcie wiosny, początku. Znów wracamy do kwestii Natury. Była już o niej mowa przy Arkanie III – Cesarzowej. Tamten arkan wskazywał na jej aspekt macierzyństwa, rodzenia, tu – w odniesieniu do drogi samorealizacji – wskazuje się na potrzebę życia w harmonii z naturalnym porządkiem świata, z przyrodą i jej rytmem. Arkan XVII reprezentuje piękno natury, jej głęboką mądrość i odwieczny ład. Zaprasza, byśmy spróbowali poczuć się jej częścią, albo raczej, byśmy poczuli się wtopieni w nią i uznali, że nie jesteśmy ponad nią, lecz że to ona, że cały wszechświat oddziałują na nas. Jakże cudownie mogą nas wzmocnić i odświeżyć – tak psychicznie, jak fizycznie – medytacje drzew lub innych roślin, nieba nocą, czy słońca o wschodzie i zachodzie. Także czerpanie życiodajnej energii – prany – z czystej wody i powietrza. Tak, zwracając się do swego wnętrza, nie zapominajmy o darach przyrody i, zrzucając z serca ludzką pychę, poczujmy się jej częścią. To nas ogromnie wzbogaci na drodze do pełni i wprowadzi w stan spokoju i harmonii z wszechświatem. Bycie częścią natury wiąże się z pewnymi ograniczeniami. Jakkolwiek umysł ludzki skonstruowany jest na obraz i podobieństwo Boże, ciało jednak ma naturę zwierzęcą, śmiertelną, zniszczalną. Arkan XVII zachęca nas nie tylko do uznania, że podlegamy prawom natury, ale i do przestrzegania ich. Symbolizuje życie w harmonii z Naturą, w zgodzie ze swoją własną naturą, życie na łonie natury, odczucie energii wszechświata. Towarzyszy mu nastrój uśmiechniętej życzliwości wobec ludzi i reszty przyrody.

 

 

1. VI. 1995 r.

„Gwiazda” odwrócona

 

Piękne światło gwiazd powinno oświetlać nas z góry. Niektórych jego frakcji potrzebuje nasza sahasrara. Kiedy świeci na dole, nie ma to żadnego sensu. Harmonia przyrody jest zakłócona. Odwrócona Gwiazda to stan dysharmonii, dotyczący zarówno natury zewnętrznej jak i własnej fizycznej natury. Najogólniej mówiąc jest to karta zakłóceń ekologicznych na każdym poziomie. Pełnia nadziei i dobrych perspektyw w poprzednim rozdziale wynikała z życia zgodnego z prawami natury, czyli z prawami boskimi. Właśnie przestrzeganie tych praw i prawidłowe korzystanie z nich zapewniało ową radość i spokojną pewność (czyli właśnie pełnię nadziei) co do własnego rozwoju i sytuacji życiowej. Tu porządek naturalny jest zaburzony. Stan wewnętrzny reprezentowany przez tę kartę to niepokój, stres spowodowany nie akceptowaniem faktu, że podlega się prawom natury. Uznawanie mniej lub bardziej świadome, że nie ma znaczenia to, w jaki sposób traktujemy nasz organizm – że nie jest istotny sposób odżywiania, nałogi, złe emocje, niehigieniczny tryb życia, bo jak kto ma być zdrowy, to będzie, a jak nie ma być zdrowy, to nie będzie. Gwiazda odwrócona to nic innego jak obraz ludzkiej pychy, mylnie interpretującej biblijny nakaz „czyńcie sobie Ziemię poddaną”. To brak szacunku dla natury, brak poczucia jedności z naturą, brak nadziei. Brak wypoczynku lub wypoczynek pozorny w zgiełkliwym miejscu, z piciem alkoholu i opychaniem się fastfoodem. Nieżyczliwość wobec ludzi, brak szacunku dla przyrody, brak wrażliwości na jej piękno.

 

 

7. VI. 1995 r.

La Lune, KSIĘŻYC – arkan XVIII

 

Za murami miasta psy wyją do księżyca, jest noc, księżyc odbija się w jeziorze czy stawie, w którym siedzi samotny rak. Nastrój nerwowości, niepokoju, zwątpienia, lęku. Jesteśmy jak ten rak, opancerzeni i samotni. Podobno taki stan wewnętrzny jest zupełnie normalnym etapem człowieka, który dąży do osiągnięcia pełni rozwoju. Ma on silne poczucie samotności – tak, ale jest samotny także w chwilach wiary i blasku. Tu towarzyszy mu też poczucie lęku i niepewności. Zadaje sobie mnóstwo pytań, wśród których pierwszym jest: czy postępuję prawidłowo, aby dowiedzieć się, kim jestem, skąd idę i dokąd zdążam. Czy moja droga jest dobra i czy towarzyszą mi dobrzy przewodnicy? Czy to w ogóle nie złudzenie, że coś robię dla rozwoju, czy sam rozwój nie jest złudzeniem. Takie myśli nasuwa księżyc zwany „tkaczem iluzji”, a opisany stan ducha niektórzy nazywają „nocą ciemną duszy”. Cóż można poradzić na tę nerwowość, niepewność, rozedrganie wewnętrzne, poczucie wyobcowania, samotność i zwątpienie w sens wszystkiego? Zapewne niewiele, bo gdy nas taki stan napadnie, trudno zdobyć się na akt woli, choć to jedyny sposób szybkiego wyzwolenia się z tego stanu. Jeśli zaś nie stać nas na narzucenie sobie innego nastroju, to musimy czekać, aż sam przeminie. Bo przeminie na pewno, jak przemijają fazy księżyca. Dziwne to ciało niebieskie ma wpływ na zachowanie się wody w morzach i oceanach a także w naszych organizmach. Bierzmy to pod uwagę, należymy przecież do przyrody, czemu więc nie mielibyśmy podlegać jej prawom. Karta „Księżyc” przypomina, że na drodze Rozwoju zdarzają się także chwile zwątpienia i lęku, że są one czymś normalnym i że trzeba im pozwolić zmienić się, jak zmienia się oblicze księżyca.

 

 

9. VI. 1995 r.

„Księżyc” odwrócony

 

Dominacja żywiołu wody w organizmie. Histeria, lęki, fobie, trwałe rozregulowanie psychiczne (właściwie zawsze psychofizyczne, z akcentem na psyche). Niemożliwość zapanowania nad tym. Jak gdyby księżyc spowodował przypływ, zapominając o odpływie, i stan tego przypływu – nabrzmienia wodą wszystkich komórek, zwłaszcza nerwowych, utrzymywał się w nieznośny sposób. W nastroju księżyca odwróconego mieszczą się wszelkie depresje nie do samodzielnego opanowania, koszmary, rozszalała nerwica, znaczna desynchronizacja półkul mózgowych. Ciągłe bezpodstawne obawy o coś. Ta karta nie niesie z sobą żadnego realnego zagrożenia dla naszego życia lub naszych spraw, które pochodziłoby z zewnątrz. Fatalny nastrój, strach, roztrzęsienie mają źródło tylko wewnętrzne, a my nie jesteśmy zdolni do spojrzenia na to z dystansem. Sytuacja przedstawiona na tej karcie to stan kwalifikujący się do szukania pomocy z zewnątrz, np. u psychoterapeuty.

 

 

12. VI. 1995 r.

Le Soleil, SŁOŃCE – arkan XVIII

 

Żar słońca, słońca żar, dobroczynny, życiodajny. Spokojne gorąco. Święte, oświecające. Gorące i złote, utrzymujące przy życiu cała planetę i nas razem z nią. Słońce z arkanu XVIII to słońce fizyczne i słońce duchowe. To, które daje nam światło, wspierające radosny nastrój. Jesteśmy jak rośliny. Lepiej funkcjonujemy w słońcu, choć nie ma w nas chlorofilu. Dzięki obfitości promieni słonecznych owoce stają się słodsze, a ludzie pogodniejsi, swobodniejsi. Ale to także słońce duchowe, słońce, którym jest miłość, spełniająca w naszym życiu wewnętrznym tę samą rolę, co promieniowanie słońca fizycznego w funkcjonowaniu organizmów żywych. Światło miłości jest równie niezbędne. Nie ma oświecenia, nie może być mowy o doświadczeniu wewnętrznej pełni, samorealizacji bez postawy miłości wobec siebie i świata. Dwie postaci przedstawione na rycinie, których płeć jest zupełnie nieistotna, połączone są miłością, wynikającą przede wszystkim z głębokiej akceptacji samego siebie – ponieważ akceptuję, szanuję i kocham siebie, taki sam stosunek mam do ciebie. Skoro jestem dobrotliwy i wyrozumiały wobec własnych niedostatków, winienem patrzeć z łagodnością także na twoje. Wybaczam i proszę o wybaczenie. Skoro uznaję, że mam prawo decydować o sobie, daję to prawo również tobie. Mam prawo do szczęścia i przyznaję, że ty masz je również. Ważny jestem ja i drugi człowiek, pozostawanie we wzajemnej relacji dwóch wolnych osób. Taka postawa wolna jest od przywiązań. Przywiązania zostały za murem. Mur to tutaj także siła miłości. W obrębie tego muru jest bezpiecznie. Nikt nie może nas skrzywdzić, jesteśmy nim odgrodzeni od złych energii. Karta „Słońce” dotyczy więc przede wszystkim związków między ludźmi w całej ich różnorodności, włączając w to związki miłosne (o ileż bogatsze duchowo niż te z karty „Kochankowie”). Inny aspekt tej karty to jedność wewnętrzna człowieka, harmonijne współistnienie świadomości i nieświadomości, lewej i prawej półkuli mózgu. A taka harmonia możliwa jest wtedy i tylko wtedy, gdy człowiek kocha sam siebie. Karta przedstawiająca miłość jako zasadę istnienia, radości i dobra w świecie pojawia się w wielkich arkanach dość późno, ale nie ma w tym nic dziwnego, bo osiągnięcie zgodnej z tą kosmiczną czy Bożą zasadą postawy wymaga dojrzałości i pracy nad sobą.

 

 

24 lipca 1995 r.

„Słońce” odwrócone

 

Stara to prawda, doświadczenie i kara, że nadmierne zbliżanie się do słońca bywa niebezpieczne. Tak już jest, że człowiek musi pozostawać wobec niego w odpowiedniej odległości i pobierać jego energię z umiarem. Nadmiar słońca wysuszy owoce – będą tak samo niesmaczne jak niedojrzałe. Od nadmiaru słonecznej energii, nie zrównoważonej deszczem, przedwcześnie uschną kwiaty i nie dojdzie do zawiązania owocu. Odrobina słońca daje piękny i zdrowy wygląd, nadmiar – skórę wyschniętą jak u żółwia, albo i raka skóry. Czy miłości może być za wiele? Nie, jeśli jest zrównoważona spokojem myśli i rozsądkiem, tak – jeśli jej one nie towarzyszą, a miłość staje się zaprzeczeniem siebie samej: nadmiernie piecze swój obiekt, staje się zaborcza lub tak żywiołowa, że spala wszystko wokół i siebie samą – jak gdyby postacie z karty „odwrócone Słońce” spadły głową na dół w sam środek ognistej kuli. Taka miłość traci właściwie prawo do tego miana, bo staje się zaborcza, a zaborczość to przywiązanie, to funkcja ego. W prawdziwej miłości nie może być mowy o przeroście ego, wręcz przeciwnie, mamy do czynienia z tendencją do zapominania o swym małym „ja” na rzecz JAŹNI, która nie boi się ponosić ofiar (ba, są one dla niej źródłem radości), która pragnie raczej rozdawać niż brać, która nie stoi w napięciu na straży swoich bezcennych granic. Zatem „odwrócone Słońce” oznacza radość, miłość, związek, sukces krótkotrwały, który szybko się wypala, bo zbyt wielki towarzyszył mu żar, może zbyt wielka ambicja, pragnienie, pożądanie – choć nie wynikające z nieczystych intencji. Jest to sytuacja, w której zapomniano, że nawet w gorących uczuciach czy pragnieniach nie należy się zatracać, że trzeba spoglądać na nie z dystansem i że żywiołowe ich traktowanie może być dla związku, dla przyjaźni, dla sukcesu zawodowego, dla nas samych równie zgubne jak dla kwiatów i owoców nadmiar słońca.

 

 

26 lipca 1995 r.

Le Jugement, SĄD OSTATECZNY – XX

 

Oto Anioł Boży dźwiękiem trąby ogłasza żywym i umarłym czas sądu ostatecznego przy końcu świata. Nie jest to chwila pełna grozy, lecz radosna, bo będzie to SĄD MIŁOŚCI a nie BEZDUSZNEJ SPRAWIEDLIWOŚCI i Miłość wystarczy tu za całe Prawo świata. Scenariusz i terminarz KOŃCA ŚWIATA pozostaje dla ludzi wielką tajemnicą, ale SĄD odbywa się każdorazowo z końcem świata poszczególnych jednostek, czyli ze śmiercią fizyczną. Ale i do tego końca nie musimy czekać, aby poddać się z całą ufnością SĄDOWI. Możemy przyjąć za pewne, że wszystkie nasze myśli i czyny podyktowane MIŁOŚCIĄ (nie pychą ego i jego nieustannym pragnieniem dowartościowania, lecz bezwarunkową i bezinteresowną miłością, która pozwala patrzeć życzliwym okiem na pijaka wtulającego twarz w krawężnik, z uśmiechem lecz bez czołobitności zwracać się do możnych tego świata, a z wielką troską myśleć o tych, którzy ulegają nienawiści) są takie, jak trzeba, po prostu w porządku, i tak winniśmy o nich myśleć, a w razie trudności w podjęciu decyzji co do naszego postępowania – przemedytować sprawę w duchu MIŁOŚCI lub, jeśli ktoś woli, pomodlić się i wypełnić to, co z medytacji lub modlitwy wyniknie, nie niepokojąc się już o nic więcej. Postępowanie wbrew zasadzie Miłości prędzej czy później, za życia czy po śmierci, prowadzi do smutku. Kiedy jest już za późno, abyśmy cokolwiek zmienili (a więc po śmierci), przychodzi właśnie ów „płacz i zgrzytanie zębów”, czyli nie tyle ogień piekielny, co wielki nieutulony żal, że zrobiliśmy coś, czego już w żaden sposób nie można naprawić – nawet prośbą o wybaczenie. Radujmy się więc, że w każdej chwili możemy podjąć ów SĄD nad swoimi poczynaniami w duchu Miłości dla siebie, z miłością jako jedynym kryterium i prawem. Bo w przykazaniu Miłości zawiera się przecież całe Prawo Moralne. Jest się z czego radować, bo póki żyjemy, możemy zmienić lub na wiele sposobów złagodzić skutki nieprawidłowego postępowania. Taką możliwość daje nam fakt, że mamy do dyspozycji ciało, umysł i zmysły. Później może być już tylko żal pogłębiony przez całkowity brak możliwości zmiany czegokolwiek.

 

 

3 września 1995 r.

„Sąd” odwrócony

 

Nadziejesz się na rozpalone do czerwoności kolce krytyki, które dręczyć będą twoje wnętrze. To krytyka traktująca ludzi powierzchownie, bez uwzględniania wszystkich wielorakich, splątanych czynników wpływających na zachowania, słowa i czyny. Powodujących, że są one takie a nie inne. To jest to, co robimy wszyscy na co dzień, a czego w odniesieniu do siebie samych tak bardzo nie lubimy i co uważamy za głęboko niesprawiedliwe. Krytykując, odrzucając ludzi za ich zachowania – nie tyle złe, co niezręczne, nie do końca świadome, oparte na odruchach wytworzonych wiele lat wcześniej – popełniamy wielki błąd. Nie znaczy to, oczywiście, że ze wszystkimi mamy przestawać jednakowo chętnie, nie musimy przestawać z tymi, których zachowanie nam nie odpowiada, lub też możemy bronić się przed tymi zachowaniami, nie popadając w krytykanctwo i mając świadomość, że również nasze zachowania, słowa i czyny mogą być dla innych trudne do wytrzymania, nawet jeśli nie było w nich ani kropli złej woli. Krytykanctwo, ocena powierzchowna, ocena wywyższającego się nad innych, pewnego, że on sam zawsze postępuje i mówi w sposób właściwy (ponieważ zna od środka przyczyny i motywy tych zachowań), postawa przemądrzałego i pochopnego oddzielacza ziarna od plew, pozbawiona współczucia i wyrozumiałości – to przesłanie karty „Sąd odwrócony”. Dzielenie wszystkiego – bez cienia wątpliwości – na „czarne i białe”. Również ocena pochopna, powierzchowna, nie próbująca dotrzeć do sedna sprawy, ocena, która może być zresztą pozytywna, a nawet entuzjastyczna. To tak, jakby wypowiadało się o ludziach sądy na podstawie ich stroju, makijażu, uczesania. Coś, czego jest pełno w naszym świecie krzykliwych reklam, kolorowych pism dla gawiedzi, filmu kreującego nieprawdziwe, jednowymiarowe postacie z aktorów, których prawdziwe wnętrze może być skomplikowane, pełne niepokoju i wątpliwości, albo równie dobrze – zupełnie puste.

 

 

6 września 1995 r.

Le Monde, ŚWIAT – arkan XXI

 

ŚWIĘTO ŻYCIA, CUDOWNA PEŁNIA. Jesteś w harmonii z otaczającym światem, WSZECHŚWIATEM i sam stanowisz ŚWIAT. Sam jesteś centrum swojego świata, ale nie ma w tym nic z egocentryzmu. „ŚWIAT” przedstawia ŚWIĘTO JAŹNI, bycie zawsze w stanie ŚWIĘTA ŻYCIA, dzień po dniu, chwila po chwili. Bycie osadzonym w ŚWIECIE zewnętrznym, będąc zarazem mocno osadzonym w sobie. Taki stan wewnętrzny nie jest w żaden sposób uwarunkowany. Nie towarzyszą mu też w sposób konieczny dobra materialne i sukcesy w potocznym rozumieniu tego słowa. Harmonia i radość wewnętrzna wspiera nasze zdrowie fizyczne. Człowiek przeżywający stan karty „ŚWIAT” ma często poczucie jedności psychofizycznej, nie zaś rozdzielenia przejawiającego się w określeniu „ja (sc. mój umysł) i moje ciało”. Wewnętrzna integracja dotyczy zarówno umysłu świadomego i nieświadomego, co otwiera dostęp do bogactw intuicji oferowanych przez nieświadomość, jak również postawy wobec płci. Sprawy zaspokajania popędu płciowego tracą na znaczeniu, jak również uporczywe dzielenie istot ludzkich na męskie i żeńskie i traktowanie ich zgodnie z przypisanymi im stereotypami. ŚWIAT to miłość do siebie samego, bliźnich i NATURY, prawdziwa akceptacja siebie samego takim, jakim się w danej chwili jest, wyzbycie się wewnętrznych blokad i kompleksów. PO PROSTU RADOSNE BYTOWANIE, któremu towarzyszy poczucie, że nikt nie może wyrządzić nam krzywdy, bo jesteśmy istotą boską obdarzoną duszą nieśmiertelną, której stan istnienia „zmienia się, ale się nie kończy”. Nie musi być to jednak stan wolności od cierpienia, zwłaszcza zaś od cierpienia fizycznego. CIERPIENIE, jeśli przydarza się komuś, kto osiągnął stan ducha przedstawiony na karcie ŚWIAT, może być twórczo wykorzystane, czy to jako lekcja, której owoce można zabrać z sobą na tamten świat, czy też jako dar miłości dla innych – to, co w kościele katolickim nazywa się ofiarą za grzechy. Mentalne, duchowe ofiarowanie swojego cierpienia dla kogoś lub za kogoś (nawet niekoniecznie za jego grzechy) nie wymaga w najmniejszym stopniu jakiejkolwiek przynależności religijnej, ponieważ jest to akt miłości, a ta jest energią niezależną od etykietek religijnych, tak jak niezależna jest od nich cała przyroda. Karta ŚWIAT jest zwieńczeniem, ukoronowaniem drogi, która zaczyna się w sposób naturalny etapem GŁUPCA, a w sposób świadomy etapem EREMITY. Obrazuje stan idealny, do którego z jednej strony nie każdy dochodzi w aktualnie przeżywanym wcieleniu, z drugiej zaś czas dochodzenia do niego może być znacznie skrócony błyskiem OŚWIECENIA.

 

 

10 września 1995 r.

„Świat” odwrócony

 

To jeszcze nie TO. Jesteś blisko celu, blisko osiągnięcia pełni samorealizacji, ale coś jakby zawiodło, już prawie osiągnąłeś to, do czego dążyłeś świadomie, i miałeś przez krótką chwilę poczucie, że już nic nie poruszy i nie zmieni TWEGO DOBROSTANU, WEWNĘTRZEJ PEWNOŚCI, że jesteś odporny na zakłócenia płynące z zewnątrz, gdy tymczasem coś błahego doprowadziło do wytrącenia cię ze stanu owej ataraksji – „niezmąconości”, „niewzruszoności”. A zatem jeszcze trzeba pracować nad sobą. Wszak stan przedstawiony na karcie ŚWIAT to więcej niż ataraksja i jest to stan jakby naturalny – w kimś, kto reprezentuje ten stan, jest on zupełnie niewymuszony i swobodny. Ten człowiek TAKI JEST, podczas gdy w karcie ŚWIAT odwrócony okazuje się, że przyjęte w wyniku świadomej pracy nad sobą postawy, nawyki, wartości nie przeniknęły jeszcze do głębi. Być może nadal pozostaje w nas jeszcze coś – jakieś bolesne miejsce, blokada, blizna psychiczna, której nie usunęliśmy. A może w pracy nad sobą popełniliśmy jakiś błąd. To nic, nie jest to powód do odrzucenia dotychczasowych dążeń i osiągnięć, lecz zachęta do skorygowania ewentualnych błędów i wytrwania na drodze ku stanowi ducha ukazanemu na karcie ŚWIAT, którego osiągnięcie na ogół wymaga świadomego działania, a który – jak głoszą pradawne mity – był ongiś udziałem ludzkości – w ZŁOTYM WIEKU, kiedy to człowiek żył w pierwotnej szczęśliwej harmonii z NATURĄ.

 

 

28 września 1995 r.

Tarot – Wielkie Arkana

 

Pora teraz powiedzieć kilka słów o Wielkich Arkanach jako całości. To one są esencją, podstawą, sednem tarota. One nadają mu tę cudowną moc, której mniejsze arkana są tylko uzupełnieniem, jako uszczegółowienie treści zawartych w Wielkich Arkanach. To one są przesycone symboliką tak skondensowaną, że każdy, kto zainteresuje się nimi, dostrzeże w nich coś własnego, szczególnego, jedynego w swoim rodzaju. I każdy może tu być odkrywcą. Wizerunki Wielkich Arkanów odbite holograficznie (a nawet więcej niż holograficznie – raczej holistycznie, łącząc obraz, treść, nastrój, a jak chcą niektórzy, także smak i zapach) w kronice Akaszy noszą już w sobie treści gotowe, wzbogacone o medytacje, przemyślenia i odczucia niezliczonych użytkowników i badaczy – działają więc w kronice Akaszy jak magnesy kumulujące w sobie efekty tych badań i medytacji, a zarazem stanowią drzwi do wciąż nowych indywidualnych odkryć i przemyśleń. Nie należy więc przyjmować tego, co pisze się o tarocie, za dogmat. Lepiej potraktować go jako niezwykle pomocne narzędzie do własnych odkryć i rozwoju duchowego.

Wielkie Arkana przedstawiają rozwój świadomości ludzkiej od poziomu zerowego (Głupiec) do stanu poczucia harmonii z otaczającym światem, ze sobą, z WSZECHŚWIATEM, harmonii świadomej, pełnej miłości, współczucia i radości (ŚWIAT). Nie oznacza to bynajmniej, że każdy z nas predestynowany jest do przebycia całej tej drogi. Udaje się to tylko tym, którzy weszli na drogę Eremity, tzn. zadali sobie podstawowe pytania o sens i cel swojej egzystencji oraz o własną prawdziwą tożsamość, po czym zaczęli szukać na nie odpowiedzi. Poznawszy naturę funkcjonowania otaczającego nas świata materialnego (Koło Fortuny) i uzyskawszy poczucie dystansu wobec niego (WISIELEC), osiągnęli przekonanie, że prawdziwe wartości nie leżą w sferze materialnej, społecznej, ambicjonalnej, oraz gotowość do transformacji (ŚMIERĆ). Dalsze arkana obrazują stany umysłu i ducha, które mogą pojawić się lub też powinny pojawić się na drodze do osiągnięcia najwyższego poziomu rozwoju duchowego. Są to zarówno stany pożądane (UMIARKOWANIE, GWIAZDA, SŁOŃCE, SĄD), jak i te, z którymi niekiedy bardzo trudno sobie poradzić (DIABEŁ, WIEŻA, KSIĘŻYC), a które, jeśli je przezwyciężymy, jawią nam się z perspektywy czasu jako doświadczenia niezbędne na drodze rozwoju. Stany te pojawiają się jako rezultat rozbieżności między duchem a materią, z której jesteśmy skonstruowali, są przejawem nienadążania materii fizycznej za duchem, tym bardziej więc należy uważać je za rzecz naturalną i przejściową. W żadnym wypadku nie powinny one zniechęcać do wytrwania na obranej drodze. Jest przy tym, zwłaszcza dla początkujących adeptów tarota, pewnym paradoksem, że tak pojmowana droga do pełni, przedstawiona w Wielkich Arkanach, zupełnie nie akcentuje (chyba, że właśnie traktowana jest w szczególny sposób) potrzeby rozwijania w sobie zdolności parapsychicznych, obrazuje natomiast tę najwspanialszą przemianę alchemiczną, jaką jest transformacja człowieka z istoty niewiele większej niż tylko biologicznej w istotę o wysokiej świadomości duchowej. Według Wielkich Arkanów wszyscy są wezwani, ale niewielu wybranych.

 

 

19 października 1995 r.

 

Drogę dostępną dla szerokiego ogółu, drogę sukcesu życiowego rozumianego najbardziej potocznie, obrazują arkana 0 – VII. Można nawet powiedzieć, że jest to droga dostępna dla wszystkich zgodnie z ich możliwościami. Mamy tu wszystkie niezbędne elementy i etapy rozwoju człowieka, głęboko osadzonego w funkcjonowaniu społeczeństwa tradycyjnego typu zachodniego, opartego głownie na mieszczańskich ideałach sukcesu i stabilności materialnej oraz rodzinnej. Oczywiście, nie ma przy tym znaczenia fakt, że do zilustrowania pewnych zjawisk użyto postaci stojących najwyżej w hierarchii społecznej.

 

 

28 marca 1996 r.

 

Spotkawszy na swej drodze królującą Sprawiedliwość, niektórzy wchodzą na drogę Eremity. Nie bez kozery Eremita jest wśród wizerunków wielkich arkanów ostatnią ludzką postacią dającą się osadzić w realności. To, co spotyka on po wejściu na drogę poszukiwań, przedstawione jest w obrazach par excellence symbolicznych. Są to stany przeznaczone już nie dla wszystkich, nie dla wszystkich dostępne, nie dla wszystkich owocne. Nawet Wisielec, choć to postać ludzka, nie mieści się w ramach zwykłej materialnej ludzkiej egzystencji. Im zaś wyższe wartości liczbowe wielkich arkanów, tym bardziej oddalamy się od codziennej egzystencji. Ostatnim etapem uwalniającym od przywiązania do wartości ściśle materialnych i do relacji z ludźmi opartych na ego jest WIEŻA. Dalej idą drogą rozwoju tylko ci, którzy są zdolni do uwolnienia się od dotychczasowych uwarunkowań. W ich życiu i świadomości jest coraz więcej światła, dostrajają się oni do coraz wyższych wibracji, aby osiągnąć pełnię właściwą dla aktualnie przeżywanego wcielenia. Kiedy wcielenie to dobiegnie kresu, a rozpocznie się nowe, wstąpi się ponownie na drogę rozwoju, ale jego punkt startowy osadzony będzie wyżej na wznoszącej się ku górze spirali ewolucji. Z ludzkiego punktu widzenia szczytowym miejscem tej spirali będzie osiągnięcie świętości, pozwalającej zakończyć cykl wcieleń, aby odtąd bytować w wyższych wibracjach. Środkowa część wielkich arkanów, od Eremity po Wieżę, jest najtrudniejszym, najbardziej bolesnym etapem na drodze rozwoju. Jeśli nie będziemy zdolni do zburzenia naszej Wieży wielorakich, wygodnych niekiedy przywiązań, zapewne „pozostaniemy smutni”, jak ów bogaty młodzieniec z ewangelii, który chciał zostać uczniem Jezusa.

powrót do strony GNOSIS 2     powrót do strony głównej GNOSIS